ŚBK: autorzy, którzy poruszają nasze dusze

Są książki, które czyta się bez większych emocji – dobre, ale nie wstrząsające, ciekawe, ale pozwalające się odłożyć i o sobie zapomnieć, sprawnie napisane, ale bez tej iskry sprawiającej, że trafiają w nasze serca. Są też autorzy, po których książki sięga się raz za razem, tacy, dla których przeczesuje się z nadzieją księgarniane i biblioteczne półki, tacy, których kocha się i nienawidzi równocześnie. I o tym jest ten wpis. Wiem, że dobrze wiecie, kto znajdzie się na miejscu pierwszym, więc nie musicie nerwowo scrollować w dół strony: tak, będzie tam ta osoba, którą obstawiacie. Nawet się z Wami nie zakładam. Ale po drodze, mam nadzieję, trochę Was zaskoczę. Gotowi, by sprawdzić, którzy autorzy poruszają moją czytelniczą duszę?

10. Jo Nesbø

jo nesbo

To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, ale zostałam ostrzeżona, że dwa pierwsze tomy cyklu o policjancie Harrym Hole są trochę słabsze od reszty i że mam się nie zniechęcać. „Człowiek nietoperz” i „Karaluchy” faktycznie mnie nie powaliły, ale okazały się całkiem przyzwoite i z ciekawością sięgnęłam po resztę. No i przepadłam, zakochałam się w tym draniu Holem, a potem z przerażeniem zmieszanym z fascynacją sprawdzałam, co jeszcze Nesbø zrobi gliniarzowi. Zagryzałam palce, zapominałam o oddychaniu, napinałam z przerażenia wszystkie mięśnie. Do przeczytania zostały mi jeszcze dwa ostatnie tomy i już przeżywam czytelniczą żałobę.

9. Gavin Extence

Gavin Extence

Extence’a poznałam niedawno, bo we wrześniu 2015 roku. Pamiętam to więc całkiem dobrze: miałam trzytygodniowy urlop, ale tak się złożyło, że nigdzie nie wyjeżdżałam, cóż więc mogłam robić, jak nie czytać, czytać i czytać? No i ze słoiczka TBR wylosowałam „Wszechświat kontra Alex Woods”, powieść reklamowaną jako książka dla młodzieży. No i… wpadłam w emocjonalny wir, bo jak można tak pięknie i lekko pisać o ważnych sprawach, o byciu outsiderem i o tym, że hej, w sumie to jest w porządku? A później poznałam jego „Lustrzany świat Melody Black” i okazało się, że to nie był przypadek, jednorazowy wybryk. Ten facet po prostu cholernie dobrze pisze o uczuciach. Zdecydowanie targa duszę.

[„Wszechświat kontra Alex Woods” ; „Lustrzany świat Melody Black”]

8. Stephen King

Stephen King

Znany jako Król Horroru, czego nie można mu odebrać, ale targa duszę nie tylko przerażającymi opisami i duszną atmosferą swoich książek. Mówiąc szczerze, ja najbardziej go cenię za świetne portrety psychologiczne, bo jak King kogoś stworzy, to zwykle jest to bohater z krwi i kości. Te postaci są tak wiarygodne, że ma się wrażenie, że zaraz zejdą z kart książek. W dodatku pamięta się o nich latami. Tak jak na przykład o Carrie, bohaterce książki pod tym samym tytułem, czy o Dannym ze „Lśnienia”. Król bywa w różnej formie, ale jak już jest w mistrzowskiej… to klękajcie narody! I nie czytajcie do późna, szczególnie, gdy jesteście sami w domu, bo gwarantuję Wam, że będziecie się bali pójść do toalety.

[„Pod kopułą”, „Pan Mercedes”, „Znalezione nie kradzione”]

7. Karl Ove Knausgård

Karl_Ove_Knausg_rd_571141a

Dawno nikt mnie tak nie wzruszył, jak Karl Ove i jego na wpół autobiograficzny cykl powieści „Moja walka”. Pisarz jest do bólu szczery i ma się wrażenie, że nic nie ukrywa. Może czasem zmyśla? Może przejaskrawia? Wiadomo, że każde wspomnienia pisane z myślą o ich wydaniu zawsze są przekłamane, przepuszczone przez filtr subiektywnego spojrzenia autora, ale jak by nie było… Ja to kupuję. Do dziś dziwi mnie, że tak wciągnęła mnie historia o dość przeciętnym życiu dość przeciętnego faceta. Ale jak to jest napisane!

[„Moja walka tom 1”, „Moja walka tom 2”, „Moja walka tom 3”]

6. J.R.R. Tolkien

jrr tolkien

Ten pisarz po prostu musiał się tu znaleźć za stworzenie tak niesamowitego, zróżnicowanego, dopracowanego w najmniejszych szczegółach uniwersum zamieszkałego przez krasnoludy, elfy, orków, hobbitów, ludzi i inne rasy w cyklu „Władca Pierścieni”. Któż nie zaczął przygody z literaturą fantastyczną od tego dzieła (i hej, był to naprawdę epicki początek)? Porusza duszę pięknymi opisami miłości, przyjaźni, oddania, odwagi oraz lojalności i wprawia ją w drżenie w trakcie licznych bitew w odwiecznej walce dobra ze złem. Do tego „Silmarillion”, który również absolutnie mnie zachwycił. Czapki z głów!

5. Wiesław Myśliwski

wiesław myśliwski

Mogę bez poczucia przesady stwierdzić, że Wiesław Myśliwski to współczesny mistrz słowa pisanego. Przepięknie opowiada o emocjach i choć jego styl charakteryzują długie, tasiemcowe wręcz zdania i nieliczne dialogi, wsiąkam w jego prozę jak w najbardziej trzymający w napięciu thriller. Porusza serce i duszę, i coś tam zmienia mi w środku. Czy to nie piękne i ważne zadanie literatury?…

4. Tove Jansson

tove jansson

Tove Jansson nie chciała być kojarzona jedynie jako Mama Muminków, ale prawda jest taka, że to ten cykl najbardziej zapadł w pamięć czytelnikom. Muminki i ich przygody poznałam w dzieciństwie, ale mają specjalne miejsce w moim sercu do dziś. Te książki to świetne studium ludzkich charakterów: widać, że Jansson była baczną obserwatorką, co przekuło się na przecudowne, ciepłe, mądre opowieści. Mocą Muminków jest niewątpliwie to, że nie są to powieści, które przynależą tylko do świata dziecka – wracam do nich raz po raz wciąż z tą samą radością i przyjemnością, i odkrywam zupełnie nowe poziomy. Odczytanie przygód małych trolli z perspektywy dorosłego sprawia, że historie opowiedziane przez Tove Jansson są jeszcze bardziej poruszające. No i to z tych książek pochodzi moja pierwsza, książkowa miłość, czyli Włóczykij. Zachwyt nieodpowiedzialnymi facetami (szczęśliwie tylko w literaturze) pozostał mi do dziś. Ach, zwodniczy gust…

3. Philip K. Dick

philip k. dick

Wielokrotnie podkreślałam, że jestem czytelnikiem-smutasem. Uwielbiam książki, które łamią mi serce, powieści tak pesymistyczne, że po lekturze nie pozostaje nic, tylko gapić się smętnie w dal, snując niewesołe myśli. Któż przoduje w takich historiach? Oczywiście Philip K. Dick, amerykański pisarz science-fiction, u którego nie uświadczycie czegoś takiego jak happy end. Jego ponure przewidywania co do naszej – jako całej cywilizacji – przyszłości, zawsze walą mnie obuchem w łeb i tak emocjonalnie skopują, że długo nie mam siły się podnieść. Philip K. Dick daje do myślenia i nie napawa optymizmem, ale jako czytelniczka-masochistka cholernie to lubię. Pewne wątki z jego powieści i opowiadań pamiętam do dzisiaj – i wiecie co? Nadal powodują ciary przerażenia na plecach.

2. Szczepan Twardoch

szczepan twardoch

Tu już się kończą zaskoczenia, bowiem wiadomo, że Szczepan Twardoch to moja ostatnia literacka miłość. To, jak ten facet pisze, sprawia mi czytelniczą rozkosz. Można się zżymać, że jest bucowaty, że zbytnio wyelegancony (ale kto pisarzowi zabroni i dlaczego? Czyż na literacie nie można z aprobatą zawiesić oka?), że za bardzo śląski, że się sprzedał za Merca (bo lista zarzutów jest długa), ale come on, skupmy się na czymś innym, co powinno nas najbardziej obchodzić w przypadku literatury: jego ostatnie książki są okrutnie dobre (najwcześniejszą z jego dorobku, jaką czytałam, jest „Wieczny Grunwald”, więc tylko na temat tego i późniejszych dzieł się wypowiadam). Kocham jego język i kocham te Twardochowe obsesje i ciągłe pisanie o tym samym. Mam nadzieję, że zachwyci mnie także kolejnymi książkami. Póki co kupuję w ciemno wszystko, co pojawia się w księgarniach pod jego nazwiskiem.

Na spotkaniach autorskich mnie onieśmiela – piekielnie elokwentny, raczej zimny i zdystansowany podczas rozmowy, jednakże dla czytelników zawsze miły. Sprawił, że nieomal spadłam z krzesła na Krakowskich Targach Książki 2015, mówiąc mi, że kojarzy mój blog.

WP_20151024_10_15_52_ProDSC_0029

[„Wieczny Grunwald”, „Morfina”, „Drach”, „Wieloryby i ćmy”]

1. Remigiusz Mróz

MG_4386–1-300x200

Wiadomo, król… to znaczy: Maestro… mógł być tylko jeden. Któż najbardziej mnie porusza, przez kogo zarywam noce, z czyjego powodu mam telekonferencje z Hasaczem o niebotycznych porach, na kogo przeklinam, krzyczę i mu grożę, żeby za chwilę chwalić, komplementować i wyznawać mu miłość? Jest tylko jeden taki pisarz. Czasem mnie denerwuje, bo po każdej jego powieści łapię potężnego czytelniczego kaca i kilka kolejnych książek, które czytam po jakimś jego tytule, mi nie pasuje, bo nie są to JEGO KSIĄŻKI. Wszystko jest miałkie i nijakie. Cierpię więc, a on się cieszy. Każda jego książka wywołuje u mnie lawinę emocji: zżywam się z bohaterami, kibicuję im, gryzę palce ze zdenerwowania i zaśmiewam się do łez; bywa, że zapominam o oddychaniu lub że prawie dławię się bułką ze powodu niepowstrzymanego chichotu, więc wiedzcie, że ten facet jest niebezpieczny, choć wygląda tak niepozornie. 29 lat. 10 wydanych książek. Dziesiątki napisanych, czekających na redakcję i wydawcę. Rosnąca lawinowo popularność. Jedyny kojarzony przeze mnie pisarz, którego na szczyt (poza oczywistym talentem i ciężką pracą) wywindowali książkowi blogerzy, czego Remigiusz się nie wstydzi i o czym zawsze zdaje się pamiętać.

podziękowania

Dowód powyżej

No i nie mogę nie wspomnieć o jego charakterze. Nie znam innego tak sympatycznego pisarza, który w dodatku tak błyskawicznie skraca dystans naturalnie rodzący się między czytelnikiem a lubianym twórcą. Przyznam, że zawsze jestem wydygana podczas spotkań autorskich, że nigdy nie wiem, co powiedzieć (no bo co: „Uwielbiam pana/pani książki”?) i generalnie czuję się niezręcznie. Najchętniej rzuciłabym się jednemu z drugim na szyję, bo podziwiam ich dzieła i przez tę literacką sympatię czuję się z nimi zżyta, no ale… Tak jakoś nie wypada. Cóż, Remigiuszowi się rzuciłam na szyję, choć na swoje usprawiedliwienie mam to, że się najpierw grzecznie spytałam, czy mogę, by mógł się przygotować psychicznie. To za Remigiuszem ryczałam na hali Stadionu Narodowego: „Mróz! E, Mróz!!!”, bo tak się podekscytowałam faktem, że go widzę i chwilowo umknął mi fakt, że przecież właśnie pędzę na spotkanie z nim i że będę mogła zaraz porozmawiać w bardziej cywilizowany sposób. To z Mrozem od razu gadało mi się jak z kumplem, bo ten facet naprawdę słucha każdego czytelnika i gdy mówi, że zdanie innych na temat jego twórczości jest dla niego ważne, to widać, że nie są to puste słowa. A do tego: jaki inny pisarz ma taki kontakt z fanami na facebooku?

Mróz ma zacieszMróz1Mróz2

Jego sukcesy cieszą mnie tak, jak własne. To dla niego (i dla wszystkich czytelników, którzy czekali na finał tej historii) stworzyłam petycję w sprawie szybszego wydania trzeciej części cyklu wojennego Parabellum (w wyniku czego zostałam utytułowana Generalissimusem!) i to jemu wręczyłam puchar Maestra Książkowych Suspensów. Bo zasłużył. A poza tym on się tak fajnie cieszy.

Mróz prezentMróz i ja

Poza wszystkim: bardzo go lubię.
11221474_443538159168828_1378934569290192076_n12182249_964755076931029_1529899315_nWP_20151024_14_50_34_ProDSC_0035

[„Wieża milczenia”, „Parabellum. Prędkość ucieczki”, „Parabellum. Horyzont zdarzeń”, „Parabellum. Głębia osobliwości”, „Chór zapomnianych głosów”, „Kasacja”, „Zaginięcie”, „Ekspozycja”, „Przewieszenie”]

∗*∗

Podobne wpisy znajdziecie dziś na kilku innych blogach Śląskich Blogerów Książkowych. Zapraszam do polubienia naszego fanpage’a:

śbk

41 myśli w temacie “ŚBK: autorzy, którzy poruszają nasze dusze

    • O, no widzisz! „Chór…” to nie jest coś, od czego zaczyna większość fanów Mroza, bo gość jest znany głównie z thrillerów i kryminałów, ale widzę, zerknąwszy na bloga, że Ty czytujesz sporo fantastyki, więc się nie dziwię 🙂 Fajnie, że Ci się podobała ta książka, bo chyba sporo fanów sf ją krytykuje za schematyczność (zresztą nawet ode mnie mu się oberwało, ale tylko ociupinkę – i dalej uważam, że to fajna powieść).

      Dick mnie zawsze tak psychicznie sponiewiera, ale uwielbiam jego książki! Co mi przypomina, że dawno żadnej nie czytałam 😉

      • Zaczęłam od „Chóru…” i właściwie kryminałów Mroza już nie tykam, tylko czekam na część drugą tego wędrowania w czasie :)) Masz chody, Karolina, zapytaj, kiedy będzie. 🙂

        Plusy masz za Myśliwskiego – mam wrażenie, że mało ludzi go czyta, a przecież operuje słowem doskonale.
        Dicka też lubię, ale w przeciwieństwie do Ciebie, nie zapamiętuję. Jest tak kosmicznie nieprzewidywalny, tak mocno obcy mojej uporządkowanej duszy, że natychmiast po przeczytaniu (ale czytam z przyjemnością, jakżeby inaczej) wyrzucam go z pamięci.

        • Ja do dzisiaj pamiętam takie jego jedno opowiadanko… Tylko nijak tytułu, choćbyś mnie zabiła! Opowiadanko było o tym, jak ludzie wyjałowili Ziemię i postanowili osiedlić się na Marsie. I dalej nic nie powiem, żeby nie spojlerować. I wiem, że brzmi jak 1000 innych tekstów sci-fi, ale on to tak napisał, że do dzisiaj mnie mrozi (he he) na myśl, że facet może mieć rację…

          Moja dusza łka, że nie tykasz kryminałów Remigiusza 😉 A co do „Echa…”, są mętne głosy, że przed wakacjami 🙂 Ty za to masz chody w GC, to może podpytaj z tej strony? 😀

          A Myśliwski – ooo, uwielbiam, jak on operuje słowem!

  1. Obecność Mroza w tym zestawieniu w ogóle nie jest zaskoczeniem, podobnie jak Twardocha. 🙂 Też lubię Nesbo i u mnie też by się znalazł. I Myśliwski też. 🙂 Na tym zbieżności się kończą 😀 😀 😀 Pozdrawiam 🙂

  2. Jedynie z Myśliwskim miałam przyjemność. 🙂 Reszta dopiero przede mną…
    To znaczy przyjemność (chociaż wówczas określiłabym to bardziej mianem nieprzyjemności) miałam też z Tolkienem. I naprawdę chciałam przeczytać, ale bohaterowie tak szli, i szli, i szli, i szli… że odroczyłam czytanie na lepsze czasy, które zresztą jeszcze nie nadeszły 🙂

    • Oj 🙂 Wiem, że są ludzie, którzy nie lubią „Władcy Pierścieni” – mnie ten cykl totalnie urzekł, tyle emocji, te piękne opisy przyjaźni, miłości, poświęcenia… Ale piękne jest to, że każdy ma inny gust i każdego rusza co innego.

  3. O bosze, biedny ten Remek, tyle dziewczyn się nim zachwyca (no i jego twórczością of course), musisz go w końcu kiedyś wstawić na jakieś dalekie miejsce, żeby trochę odsapnął od tych ochów i achów 😀 Aż się boję, jak by zareagował Tom Hiddleston, jakby zobaczył mój profil na fejsie, hahahahahahaha 😀

        • Ale ja Cię rozumiem i nie potępiam 😀 Jak obejrzałam ostatnio kilka zdjęć Toma to stwierdziłam, że sama jestem w stanie pokochać go za jego tyłek, proporcje, spojrzenie itd. 😀

  4. Ach, tylko czekałam na miejsce pierwsze! 😛
    Sama zgadzam się z Knausgardem (chociaż za mną dopiero pierwszy tom „Mojej walki”) i Twardochem oczywiście (chociaż z nim mam o tyle problem, że bardziej porusza mnie jego język niż sama historia).

    • Miejsce pierwsze takie nieprzewidywalne 😀

      Co do Knausgarda, tom 1 jest wyśmienity, tom 2 również, tom 3 jest moim zdaniem trochę słabszy. Czekam na tłumaczenie kolejnych ksiąg 🙂

      Mnie chyba u Twardocha też bardziej porusza jego język, choć i historie również, a przynajmniej w „Morfinie” i „Drachu”, bo w „Wiecznym Grunwaldzie” rzeczywiście położyłabym nacisk na kunszt językowy, nie na fabułę (o ile tam w ogóle można mówić o fabule).

  5. Nie zaskoczyłaś 😉 Tak poważnie jednak, spodziewałam się w zestawieniu Kinga i Twardocha i Nesbo, ale obecności Gavina Extence nie oczekiwałam. Az tak weszły Ci pod skórę jego powieści?

    • Bardzo. Ten facet pisze o takich rzeczach, że ja się mocno w tym odnajduję. Wiesz, o outsiderach, o tym, że bycie innym jest okej, a przy tym nie robi tego zupełnie banalnie, co mi się podoba 🙂

        • Do mnie Melody trafiła dlatego, że też miałam epizod depresyjny. Cieszę się po prostu, że o tym się mówi, że się pokazuje, że mieć depresję to żadne „widzimisię” ani żaden powód do wstydu 🙂 No i poza wszystkim… Ja akurat lubię przygnębiające książki.

    • Oj tam, nic nie musisz 😉 Twardoch to akurat taki pisarz, który wzbudza emocje i zdaje się, że ludzie albo go uwielbiają albo nie znoszą. Ale jak chcesz, możesz zrobić kiedyś drugie podejście, może akurat tym razem wczujesz się w jego język i „Morfina” uwiedzie Cię tak jak mnie?

  6. Dwóch typów byłam pewna 😉

    Ale zarówno Gavina, J.R.R. i Pana Wiesława uwielbiam również 😀 Każdy pisze inaczej, a jednak potrafią nieziemsko poruszyć czytelnika, złapać za duszę, a na wrażliwości grają jak na harfie ❤

  7. Przypomniałaś mi o Myśliwskim, że w sumie też zaliczam go do ulubionych pisarzy. Na spotkanie z nim się nie dopchnęłam, ale minęłam się z nim na schodach prowadzących na to spotkanie. 🙂

    • Ooo! Ja bym bardzo chciała się z nim spotkać i mam nadzieję, że nie wypowiem tego w złą godzinę (szczególnie patrząc na to, jak ostatnio świetni pisarze odchodzą), gdy stwierdzę, że mam przeogromną nadzieję, że jeszcze zdążę.

  8. Już podoba mi się ten cykl, zaraz zajrzę również do innych ŚBK. Może zainspirowana waszą serią też się o coś takiego pokuszę, na razie realizuję muzyczne wyzwanie w takim stylu 😉 Zapraszam na efekty.

    Wiele nazwisk również uwielbiam albo planuję przeczytać, parę (9 i 7) pierwszy raz ujrzałam na oczy. Na pewno uznam je teraz za godne odnalezienia 🙂

Dodaj komentarz