Autor: Łukasz Orbitowski
Tytuł: Szczęśliwa ziemia
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 384
Rok pierwszego wydania: 2013
Źródło: E-book
Wyzwanie: TBR na lato
Rykusmyku, małe miasteczko jakich wiele w całej Polsce. Pięciu nastoletnich chłopaków, ani złych, ani dobrych. Przeciętnych. To ich ostatnie beztroskie lato, bowiem dorosłość nadchodzi wielkimi krokami. Snują plany, kto wyjedzie, kto spotka miłość swojego życia, kto będzie bogaty. Tylko że ich zaklęcia i prośby mają swoją cenę. Ten, do którego zwrócili się z życzeniami to nie złota rybka, która wymaga tylko tego, by ją wypuścić z powrotem do wody i potem ani jej w głowie, żeby się mścić na tych, którzy bez skrupułów złapali ją na haczyk. Oni udają się do takiej istoty, która nie zapomina.
I kiedy rozjeżdżają się po świecie, jeden chłopak do Kopenhagi, drugi do Warszawy, trzeci do Krakowa, a czwarty, cóż, zostaje po prostu w Rykusmyku, sprawy zdają się układać pomyślnie, ale to tylko pozór. Co z piątym, spytacie? Piąty chłopak padł ofiarą zła w podziemiach zamku – jego życie poszło w zastaw, tak by czterej przyjaciele mogli zaznać chwili szczęścia. Chwili – bo szczęście to nie jest rzecz dana na zawsze. Bo zawsze jest coś kosztem czegoś, bo świat nie jest dobry i nie daje nam tego, co chcemy. Zapamiętajcie, zdaje się mówić Orbitowski. Świat jest z gruntu zły i trzeba się z tym pogodzić.
Szymek, który początkowo snuje tę opowieść, ukazuje zmiany, jakie zachodzą w Rykusmyku przez lata. Są to małe zmiany małego miasta – upadają jedne sklepy, powstają inne, zamykają się lombardy i otwierają salony gier, a potem salony gier ewoluują w puby, gdzie siedzą znudzeni mężczyźni popijający alkohol. To takie miasto, w którym gwiazdą jest policjant, który zmienia młode dziewczyny jak rękawiczki. Tajemnicą poliszynela jest to, że kobiety robią sobie potem skrobanki. To miasto, w którym ciągle dochodzi do gwałtów, a widok pokrzywdzonych, przemykających się gdzieś w zakrwawionym ubraniu jest tak codzienny, że prawie nikt nie zwraca już na to uwagi. To miejsce małe w każdym tego słowa znaczeniu – mali ludzie, małe żyćka pozbawione sensu.
A zło ukryte w podziemiach zamku wciąż zbiera swoje żniwo. Tym młodym chłopakom, którzy zamienili się już w zmęczonych życiem mężczyzn, wszystko się rozpada, a to, co sobie wymarzyli i wyprosili u potwora w ciemnych tunelach, obraca się w proch. Kobiety odchodzą, bogactwo znika, tylko skrzek w głowie Szymona jest, jaki był. Wszystko zmierza do końca i nie jest to koniec szczęśliwy, bo Rykusmyku to Nieszczęśliwa ziemia. Może każda ziemia i każde miejsce na świecie po prostu takie jest.
W „Szczęśliwej ziemi” Orbitowski prawie już odszedł od fantastyki, w klimatach której wcześniej tworzył. Jest co prawda zło wyrażone przez wielkiego byka, jest skrzek w głowie Szymka, jest wreszcie szaleńczy taniec, jakiś danse macabre, ale to wszystko już tylko lekko przykrywa realizm. Po prostu zło. Po prostu złamane życie, jakie może się przydarzyć każdemu z nas.
Może się mylę, ale mam wrażenie, że ta książka zrodziła się z wściekłości na świat. Jest w niej mnóstwo złości i bólu, ale też wreszcie trochę rezygnacji kogoś, kto stwierdził, że nie ma wpływu na pewne sprawy i stara się po prostu żyć. Kropka. To świetna powieść, która daje do myślenia i kopie czytelnika w brzuch. Ja zdecydowanie wolę to od literackiego miziania po główce.
5/6
Pingback: Recenzje od A do Z | Kultura czytania - moje recenzje książek
Oj, zachęcasz do lektury 🙂 Chyba się skuszę..
Tym bardziej, że widziałem tą książkę na kiermaszu w dronce za 9 złotych.
O! Serio? 😀 No to nawet się nie zastanawiaj, tylko pędź do Biedry 😀
Takie to książki można tam znaleźć 🙂
Szczęściarz, u mnie w Biedrze nie dają takich fajnych rzeczy 😉
To jest TAK CUDOWNA powieść ❤ Jeśli to ona zrodziła się z wściekłości, to zastanawiam się, jak odbierzesz inną dusze, bo moja Mama (która jest hardcorem sytuacyjno-obyczajowym jeśli chodzi o literaturę) musi czytać z przerwami – podobno jest tak mocna 😀
Och. Jako czytacza-masochistę tylko mnie to zachęca do lektury 😀 Tylko zrobię małą przerwę od Orbitowskiego. Coś mi się tak zdaje, że do letniego TBR-u wybrałam sobie same smutne lektury 😉
Czytałam wieki temu – była to moja pierwsza powieść Orbitowskiego – i bardzo mi się podobała. Ta atmosfera… rewelacja 🙂
O, no widzisz. Moja druga. I też zrobiła na mnie wrażenie. Ten taniec w podziemiach, taniec Tekli, tyle szaleństwa i zła… Miałam ciary.
Tak, zdecydowanie robi wrażenie. Jest cholernie niepokojąca i zmusza do myślenia.
Bardzo, bardzo. Dobrze, że jeszcze 3 książki Orbitowskiego czekają na zeżarcie 😀
Orbitowski wciąż czeka na swoją kolejkę 🙂 Jeszcze go nie czytałam, ale nie omieszkam tego naprawić 🙂
Cieszę się 😀 A masz już jakąś konkretną książkę tego autora?
Mam Tracę ciepło, ale jeszcze chyba nawet nie zrzuciłam na czytnik. Spokojnie sobie czeka. A teraz patrze, ze Horror show jest za 11 zł http://upolujebooka.pl/oferta,52510-23707,horror_show.html Może się skuszę, bo potem jak się chce czytać to upragnione ebooki są po 27 😀
Czemu nie 😀 „Horror show” to bodaj jego pierwsza powieść, a „Tracę ciepło” też mam na czytniku – czeka na swoją kolej 😉
Zapowiada się super! Szkoda, że nie kupiłam kiedy miałam ku temu okazję…
Cieszę się, że Cię zachęciłam, bo to naprawdę świetna książka 🙂 Mam nadzieję, że nadarzy się kolejna okazja, by ją kupić 😀
Nie polubiliśmy się z Orbitowskim. Jego przekombinowany styl w ogóle mi nie leżał (jeśli już mowa o przekombinowaniu znacznie bardziej wolę sięgnąć po Białoszewskiego lub Gombrowicza! choć to porównania nie na miejscu). I to przez ten styl historię zupełnie sobie odpuściłam. Można pisać z sensem i z kombinacjami słownymi, ciekawił mnie ten portret zła, ale mi tu nie zaiskrzyło. Szkoda 😉
O! No widzisz! A ja w ogóle nie odebrałam jego stylu jako przekombinowanego. Szkoda, że Wam nie po drodze, no ale wszyscy Orbita nie muszą kochać 😉
Pingback: Tydzień Blogowy #14 | Wielki Buk
Miałam farta i skorzystałam z okazji, jak książka (ebook) było za darmo w jednej z księgarni przez kilka godzin.
Przeczytałam – i przyznam, że całkiem nieźle Orbitowski operuje słowem. Ta warstwa magiczna bardziej mi leżała niż realistyczna. 🙂
Ja też skorzystałam z tej okazji i pobrałam e-booka za darmo 🙂 A jak bardziej Ci się podobała ta magiczna warstwa powieści, to możesz poczytać jego wcześniejsze książki – z tego, co wiem, są bardziej fantastyczne.
Toteż zapisuję w pamięci nazwisko Orbitowskiego na później.
Pingback: Podsumowanie lipca | Książkowe światy - moje recenzje książek
Pingback: Słów kilka o letnim TBR i „wyzwaniu urlopowym” | Książkowe światy - moje recenzje książek
Pingback: #Diabelski Kociołek Book TAG | Książkowe światy - moje recenzje książek
Pingback: „Wigilijne psy i inne opowieści” Ł. Orbitowski | Książkowe światy - moje recenzje książek
Pingback: #Pogaduchy u Aguchy TAG | Książkowe światy - moje recenzje książek
Super recenzja! Ja się bałam „Szczęśliwej Ziemi”, a tu proszę, okazuje się, że fajna historia, chociaż przerażająca…
No bo to tak czasem jest, gdy masz duże oczekiwania… Ja się teraz boję „Króla” Twardocha, mam nadzieję, że się nie zawiodę.
Nie czytałam, ale podobno fragment w „Książkach” świetny, więc chyba nie ma się czego obawiać. Chociaż widzisz, ja się bałam Knausgarda i obawy się spełniły… ale miejmy nadzieję, że nowy Twardoch będzie jeszcze lepszy niż poprzednie jego pozycje! 😀
No właśnie ja czytałam ten fragment i obawiam się, że Twardoch zaczyna się powtarzać Ale nie będę oceniać po tym kawałku, przeczytam całość i się wypowiem 🙂
Zobaczymy… Może lepiej podejść sceptycznie i dać się pozytywnie zaskoczyć? 🙂
😀 To jest w sumie moja życiowa wykładnia 😀 (nie tylko na temat książek)
O, i bardzo dobrze! 🙂
Pingback: „Exodus” Ł. Orbitowski | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku