Autor: Łukasz Orbitowski
Tytuł: Wigilijne psy i inne opowieści
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 480
Rok pierwszego wydania: 2005 (Editio). Wydanie II: SQN, 2016
Źródło: Egzemplarz recenzencki
Wyzwanie: Polski horror, Czytam opasłe tomiska (480 stron), Klucznik (Trafny wybór, Czytana w łóżku, Tygiel gatunkowy: fantastyka, horror, obyczaj), Wielkobukowe wyzwanie (Horror)
Myślę, że bez wielkiej przesady można stwierdzić, że w ciągu ostatnich kilku lat Łukasz Orbitowski stał się uznanym pisarzem. Już „Szczęśliwa ziemia” została doceniona przez większe grono czytelników, a w 2015 pojawiła się „Inna dusza” (nagrodzona Paszportem Polityki), zwiastująca zmianę pisarskiej trajektorii Orbitowskiego. Pisarz znany do tej pory z fantastyki, coraz mocniej osadzał swą twórczość w rzeczywistości: nadal mrocznej i przerażającej, wciąż mieszczącej się pod szyldem grozy i horroru, ale zdecydowanie bardziej realistycznej. Lubię oba wcielenia Orbitowskiego, więc nie będę się wymądrzać czy to lepiej czy gorzej, poprzestanę na truizmie: jest inaczej. Tym bardziej ciekawym doświadczeniem jest cofnięcie się w czasie o 10 lat i przeczytanie opowiadań spod szyldu grozy, horroru i fantastyki, z lekka tylko zabarwionej obyczajem, oto bowiem wydawnictwo Sine Qua Non wydało ponownie trudno dostępne na rynku księgarskim „Wigilijne psy i inne opowieści” Łukasza Orbitowskiego.
10 lat to, jak myślę, sporo dla pisarza. Mając za sobą lekturę tego zbioru (z czytanych przeze mnie tekstów autora ten jest najwcześniejszy), tomu „Nadchodzi” oraz „Szczęśliwej ziemi”, widać ewolucję stylu. Tym bardziej cieszę się, że Orbitowski zdecydował się nie ingerować zbyt mocno w treść opowiadań, choć, jak wspomina we wstępie do „Wigilijnych psów”, dziś, rzecz jasna, napisałby te teksty zupełnie inaczej. Na pewno nie zaczynałby jednego z opowiadań zdaniem „Zimno jak w dupie u pingwina”: widzi w nich pewną nieporadność, ale zależało mu na „zachowaniu drapieżnego, młodzieńczego charakteru tekstów” (ze wstępu autora). Ciekawostką jest fakt, że w młodego, nieznanego pisarza, jakim był wtedy Łukasz Orbitowski, uwierzył inny młody pisarz, który pracował w tym czasie w wielkim wydawnictwie wydającym podręczniki informatyczne. Ten młody pisarz nazywał się Szczepan Twardoch.
Wznowienie tomu „Wigilijne psy i inne opowieści” składa się z jedenastu opowiadań. Wszystkie łączy atmosfera grozy, jakiegoś podskórnego strachu, który wycieka z wyrwy w rzeczywistości. Łukasz Orbitowski straszy nas pokazując świat, który znamy, lecz on dłubie w nim paluchem tak długo, aż wydłubie pewną wyrwę, szczelinę, przez którą przechodzi nieznane. To może być duch pociągu jak w inspirowanym twórczością Stefana Grabińskiego „Sercu kolei”, to może być spotkanie z wersjami siebie z przyszłości gdzieś na ciemnym wzgórzu jak w „Autostradzie” czy mszczący się duch chłopaka jak w „Opowieści taksówkarza”. Niby wszystko jest normalnie, jak w „Kacprze Kłapaczu”: zwykły, choć opuszczony niegdyś blok, w którym chowają się ludzie, którzy chcieli lub musieli uciec przed światem, jednak okazuje się, że mieszkają tam nie tylko żywi… Niby czytamy o przeciętnym chłopaku, do którego pewnego wigilijnego wieczora przychodzą dwa psy, ale… te psy przez lata się nie starzeją, a ich oczy świecą dziwnym blaskiem.
I zaczynamy się czuć nieswojo, jakoś nam niewygodnie i strasznie. Możemy zacząć się zastanawiać czy to nie jest tak, że Łukasz Orbitowski widzi więcej, wyraźniej i przeczuwa coś, czego my nie czujemy. Możemy zacząć się zastanawiać co jest pod wierzchnią warstwą znanego świata.
Opowiadaniem, które przełamuje ton grozy jest „Droga do modlichy”: jak na twórczość Orbitowskiego prawie że radosne opowiadanie o tym jak pewien młody chłopak jechał pociągiem do zapoznanej w knajpie dziewczyny. Podróż mu się trochę wydłużyła, bo po drodze odwiedził masę kumpli w różnych miastach. I tak sobie krążył i miał różne przygody – niby nic, ale łezka się nieomal w oku zakręciła, gdy dotarłam do momentu opisu metalowego koncertu w „starym” Mega Clubie w Katowicach (stary Mega Club mieścił się przy ulicy Dworcowej w Katowicach, natomiast nowy znajduje się na ulicy Żelaznej w tym samym mieście). Bywało się na koncertach w „starym” Mega, oj, bywało… A Łukasz Orbitowski świetnie oddał specyficzny klimat tego miejsca.
Jak to zwykle w przypadku zbioru opowiadań bywa, teksty są nierówne. Tak to już jest i niewiele można na to poradzić, więc nie ma się co na autora boczyć. Niemniej „Wigilijne psy i inne opowieści” to bardzo dobry zbiór, w którym nie ma tak naprawdę słabych momentów, są za to teksty mocne i bardzo mocne. Na szczególne wyróżnienie zasługują moim zdaniem: „Autostrada”, „Wigilijne psy” oraz „Nie umieraj przede mną”. Jak mówił autor w wywiadzie przeprowadzonym przez Molly z portalu Horror Online po pierwszym wydaniu zbioru w wydawnictwie Editio:
Moją intencją przy dobieraniu opowiadań było zachowanie spójności klimatu przy różnorodności tematycznej. Bo jest i próba ze zmierzenia się z horrorem satanicznym, ze dwie niemal klasyczne opowieści o duchach, wyróżniające się polską scenografią, co jeszcze – na przykład próba przełożenia na język literacki motywów legendy miejskiej, niby rzecz mało odkrywcza, a w Polsce nie bardzo to ludziom wychodzi. Trochę humoru, nie zawsze czarnego, trochę elementów obyczajowych, groteski. Przemoc.
(za: http://horror.com.pl/wywiady/wywiad.php?id=11)
Myślę, że ta różnorodność po latach nie straciła nic ze swej mocy. Zbiór „Wigilijne psy i inne opowieści” to bardzo dobry zestaw tekstów, który mogę polecić każdemu czytelnikowi lubującemu się w szeroko pojętych klimatach grozy.
5-/6
Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu SQN:
Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy - moje recenzje książek
Widać, że opowiadania przechodzą przez fale różnych gatunków i mogą zadowolić różnych czytelników. Z chęcią się im przyjrzę bliżej. Pozdrawiam 🙂
Tak, panuje tu spora różnorodność, jednak są to klimaty horror/groza 🙂
Horror, więc nie dla mnie. Poszukam czegoś innego tego autora 🙂
Orbitowski zwykle pisze w takich klimatach, ale ma też inne rzeczy na koncie, tylko akurat ja ich nie czytałam! Jeśli chodzi o tytuły, to jest literatura podróżnicza („Zapiski nosorożca”) i jest obyczajówka (chyba tak mogę to nazwać) pisana na faktach o chłopaku, który zabił dwie osoby („Inna dusza”). Może coś z tego by Cię zaciekawiło 🙂
Jeszcze nie czytałam, ale mam w planach… kiedyś 😉 jak dostanę gdzieś tę książkę 🙂
Teraz, gdy jest wznowienie, jest na to zdecydowanie większa szansa 🙂 A myślę, że to bardzo w Twoich klimatach 😀
Ja właśnie wypożyczyłam „Szczęśliwą ziemię” i jestem ogromnie ciekawa o co chodzi z tym Orbitowskim. Jeżeli mi się spodoba, to sięgnę po więcej.
Myślę, że „Szczęśliwa ziemia” jest dobrym wyborem na początek 😀 To jeszcze trochę „starego” (fantastyczno-horrorowego) Orbitowskiego, ale widać już zapowiedź zmian 🙂
Pingback: Podsumowanie lutego | Książkowe światy - moje recenzje książek
Orbitowskiego muszę poczytać w końcu.. bo póki co tylko zapoznłem się z jego tekstem w Pocisku 😀
😀 I jak Ci się podobał ów tekst?
tekst ciekawy.. bardzo klimatyczny.. zachęcający do sięgnięcia po coś konkretniejszego 😀
No, to w takim razie dobrze rokuje na przyszłość 😀 Możesz sięgnąć po wznowione „Wigilijne…”, a możesz po „Szczęśliwą ziemię” – obie polecam 😉
mam „Szczęśliwą ziemię” w ebooku i przy najbliższym uploadzie zgram na czytnik 😀
Wciąż daleko mi do tego Orbitowskiego. Nie umiem zmazać niesmaku po „Szczęśliwej ziemi”, ale tu mnie coś zakuło. Wydaje się niezłe. A skoro piszesz, że styl ewoluuje, to może jest szansa, że w końcu da się to gryźć 😀 Poważnie spróbuję z tym zbiorem opowiadań!
Cieszę się 🙂 „Wigilijne psy” to rzecz wcześniejsza (pierwotnie wydana w 2005), ale może właśnie taki trochę nieoszlifowany Orbitowski Ci się bardziej spodoba? Koniecznie daj znać 😀
O matko, zrobiłaś to – zachęciłaś mnie! A obawiałam się tego pierwszego Orbitowskiego, no a popatrz, teraz go pragnę. To w jakiś sposób fascynujące – ta mroczność połączona ze zwyczajnością 🙂
Bardzo lubię, gdy moje recenzje tak działają na czytelników 😀 Dziękuję ❤
Słyszałam dużo pozytywnych opinii o tej książce. Zamierzam niedługo ją przeczytać. Mam nadzieję, że okaże się interesująca.
Wiesz, myślę, że to jest jak ze wszystkim – jednym się spodoba, a innym nie 😉 Ale moim zdaniem Orbitowski ma naprawdę dobry styl, lubię jego pomysły.
Zasadniczo Orbitowski to trochę nie moje klimaty (np. „Tracę ciepło” zupełnie do mnie nie trafiło – no, może tylko opisy krakowskiego Kazimierza sprzed czasów, gdy stał się modną dzielnicą), ale z tych opowiadań jedno mi utkwiło w pamięci, to o pociągu. Myśl o pociągu jako swego rodzaju samodzielnym bycie jest dość intrygująca. Ale może wystarczy tyle, że z całej książki zapamiętuje się jedną tylko rzecz?
Może tak, w końcu ile jest takich, z których po latach nie pamiętamy nic albo mamy tylko jakieś ulotne wrażenie? Też dobrze pamiętam to opowiadanie o pociągu, ale i kilka innych. „Tracę ciepło” jeszcze nie czytałam, ale jest w planach.
Pingback: „Exodus” Ł. Orbitowski | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku