„Ta, którą nigdy nie byłam” M. Axelsson

Autor: Majgul Axelsson

Tytuł: Ta, którą nigdy nie byłam

Wydawnictwo: W.A.B.

Liczba stron: 496

Rok pierwszego wydania: 2004

Tłumaczenie: Katarzyna Tubylewicz

Źródło: Egzemplarz recenzencki


„Jestem nią, a ona jest mną, dzieli nas tylko chwila”. To zdanie ustawia całą powieść Majgul Axelsson, wprowadzając chaos, gubiąc wątki, plącząc losy MaryMarie. Bo też szwedzka pisarka w „Tej, którą nigdy nie byłam” wzięła sobie na barki niełatwą i niejednoznaczną postać. Jak sama jednak mówi, Moim zdaniem szkoda czasu na pisanie o rzeczach, które nie są ważne. Z kolei sprawy ważne zwykle są w jakiś sposób bolesne. Jest to bliskie mojej filozofii życiowej, bardzo więc byłam ciekawa spotkania z prozą Axelsson. To było do niej pierwsze podejście.

397162-352x500MaryMarie na polu zawodowym odniosła sukces: została uznaną dziennikarką, a następnie ministrem. Niestety nigdy nie miała szczęścia w życiu prywatnym. Wychowana w rodzinie ofiary Holocaustu, ma w duszę wszyty jakiś brak. Jako dorosłej kobiecie nie dane jest jej stworzyć szczęśliwej rodziny, może dlatego, że rodzice nigdy do końca jej nie pokazali jak taką zbudować, a jej młode życie naznaczyła pewna trauma. Jej mąż, notoryczny zdrajca i nieuleczalny kobieciarz, pewnego dnia ulega wypadkowi, przez który ląduje na wózku. Prawdopodobnie to młodziutka prostytutka, z którą spędził noc, wyrzuciła go przez okno. To tragiczne wydarzenie jest momentem rozejścia się losów MaryMarie. Kobieta po wielokroć zastanawia się, co w tej sytuacji uczyniłaby Mary, a co Marie. Dochodzi do wniosku, że jedna – pozwoliłaby mężowi żyć, druga – odłączyłaby od respiratora zanim odzyskał świadomość. W tym miejscu ich drogi rozchodzą się, a losy – choć pozostają ze sobą w ścisłym związku – biegną w całkiem przeciwnych kierunkach…

Może tak to się wszystko zaczęło, może wymyśliłam Marie po to, żeby uciec od swojego własnego strachu. Jeśli to nie Marie wymyśliła mnie. Nie wiem, jak to się stało ani kiedy, wiem tylko, że przez całe moje dzieciństwo Marie towarzyszyła mi jak cień. To dlatego nigdy nie było problemów z zapędzeniem mnie do łóżka; kiedy dochodziła ósma, jeszcze jako dwunastolatka z radością pędziłam po schodach do swojego pokoju, żeby jak najszybciej zamknąć oczy i zobaczyć, co się dzieje w jej świecie. Z pozoru świat ten niewiele różnił się od mojego, dzieliłyśmy nie tylko ciało, ale także rodziców, szkolnych kolegów, klasę i nauczyciela. Dopiero kiedy skończyłam szesnaście lat i Marie oddzieliła się ode mnie albo może się ze mną stopiła, zrozumiałam, że różnica tkwiła wewnątrz nas samych.

Jedna jest silna i odważna, druga słaba i sparaliżowana strachem. Kolejna osobowość narodziła się tak naprawdę w momencie gwałtu: młodziutka, dojrzewająca dziewczyna, dopiero odkrywająca swoją seksualność, została wykorzystana przez dobrze jej znanego kolegę. MaryMarie schowała całe to wydarzenie głęboko, wręcz wymazała je z pamięci, unicestwiła – w jej świadomości nie istniało. Ale było. Można się dziwić, że kobieta potrafiła być zarówno rzutką panią minister, jak i bezradną, rozsypaną emocjonalnie kobietą, powtarzającą tylko jedno słowo: albatros, albatros, lecz czy my sami w pewnym stopniu nie narzucamy sobie na co dzień ról i nie żonglujemy nimi w zależności od sytuacji? Siostra, przyjaciółka, córka, żona, matka, pracownica, sąsiadka… Większość z nas je kontroluje i trzyma w ryzach, ale bohaterka „Tej, którą nigdy nie byłam” tego nie potrafi.

Czasem emocje wywołane dawnymi krzywdami dają o sobie znać, ale MaryMarie wychowana w poprawnościowym szwedzkim społeczeństwie czuje, że są złe i że powinna je tłumić:

Mam w sobie furię. Jestem absolutnie wściekła na mężczyzn, którzy roszczą sobie prawo do rządzenia kobietami. Moją wściekłością mogłabym zburzyć całe miasta, obedrzeć ze skóry pełnych pogardy kardynałów ze Stolicy Apostolskiej i muzułmańskich fundamentalistów, a potem poprzybijać ich skalpy do ściany, chciałabym ułożyć na mojej plaży stos z zadufanych w sobie skurwysynów różnej maści i własnoręcznie podłożyć pod nim ogień, chciałabym skopać na śmierć wszystkich tych facetów na całym świecie, którzy biją żony, oskalpować wszystkich alfonsów i powtykać zapalone zapałki pod paznokcie klientom prostytutek. Zwłaszcza jednemu z nich.

Nie robię tego. Oczywiście, że tego nie robię. Przeciwnie, wstydzę się swojego gniewu.

Na pozór powinnam pokochać prozę Majgul Axelsson, a jednak tak się nie stało. Bliżej mi obecnie do relacji love-hate, bo z jednej strony jestem pod wrażeniem tego, jakie problemy autorka poruszyła w „Tej, którą nigdy nie byłam”, jak wgłębiła się w psychiczne problemy bohaterki, z jaką swadą nakreśliła tło jej życia, a z drugiej przez całą lekturę miałam wrażenie chaosu, z którego nie mogłam się wyzwolić. Rozumiem, że pomysł na postać MaryMarie wymagał skomplikowania akcji i zagmatwania relacji bohaterów, gorzej, że autorka splątała wszystko tak, że nie raz przyłapywałam się na tym, że nie wiem już, o której z kobiet czytam, w której rzeczywistości teraz jesteśmy, a nawet – która w ogóle jest rzeczywistością, a która to tylko alternatywny byt. Wszystko to spowodowało, że nie skończyłam lektury ze spodziewaną satysfakcją. Może to też po trosze chodziło o to, że miałam wywindowane oczekiwania… W każdym razie nie skreślam Axelsson, bo mimo wszystko „Ta, którą nigdy nie byłam” zrobiła na mnie wrażenie na tyle duże, że już wiem, że kiedyś sięgnę po inny tytuł spod jej pióra.

4/6

Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję katowickiej księgarni Tak Czytam:

tak czytam logo

2 myśli w temacie “„Ta, którą nigdy nie byłam” M. Axelsson

  1. Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

  2. Pingback: Podsumowanie października | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

Dodaj komentarz