„Apokalipsa Z: Początek końca” M. Loureiro

Autor: Manel Loureiro

Tytuł: Początek końca (Apokalipsa Z #1)

Wydawnictwo: Muza

Liczba stron: 416

Rok pierwszego wydania: 2011

Tłumaczenie: Grzegorz Ostrowski, Joanna Ostrowska

Źródło: Kupiona

Wyzwanie: Czytam opasłe tomiska (416 stron), Klucznik (Okładkowe niebo)


Czyż istnieje w dzisiejszych czasach większe tabu niż śmierć? Usunęliśmy śmierć ze swojego widoku, schowaliśmy ją w sterylnych ścianach szpitali i kostnic. Nie chcemy widzieć, nie chcemy czuć odoru śmierci. Co byśmy zrobili, gdyby… trupy ożyły? Jak długo przetrwałaby ludzkość, gdyby Ziemię opanował straszny wirus powodujący, że ludzie po śmierci zmienią się w krwiożercze, gnijące potwory, których jedynym celem jest świeża krew? Zombie, nieumarli – to takie innego rodzaju wampiry, jeszcze straszniejsze, bo nie zamieniające się w eleganckiego nietoperza, nie uwodzące magnetycznym urokiem, lecz obrzydliwie stwory, trochę głupie, lecz ich mocą jest determinacja. No i jest ich dużo. Z chwili na chwilę coraz więcej. Jak długo byś przeżył?

259761-352x500Nieumarli opanowują świat w cyklu powieści „Apokalipsa Z”. W pierwszym tomie trylogii obserwujemy koniec świata, jaki znamy. Wszystko zaczyna się od tego, że w pewnej kaukaskiej republice dochodzi do ataku terrorystów na poradziecką bazę wojskową. Przez przypadek zostaje uwolniony wirus dziwnej choroby, bardzo zaraźliwej – początkowo rządy poszczególnych krajów skąpią informacji, nie chcąc wzbudzenia paniki wśród ludności, jednak przemilczenia i szczątkowe wiadomości przynoszą odwrotny skutek. Wkrótce okazuje się, że choroba rozprzestrzenia się w niesamowitym tempie, a kraje wprowadzają godziny policyjne i oddają się pod władanie wojska. To, co się zaczyna, to walka o przetrwanie. Ludzie zostają ewakuowani do tak zwanych Bezpiecznych Stref, miejsc chronionych przez wojskowych, będących ogrodzonymi enklawami pełnymi wody i pożywienia. Niby wszystko jest tu pod kontrolą, ale wystarczy przeoczyć jednego zadrapanego przez Nieumarłych człowieka, a epidemia zbierze swoje żniwo.

Narratorem i głównym bohaterem opowieści jest młody hiszpański prawnik. Wdowiec mieszkający jedynie z rudym persem Lukullusem, instynktownie postanawia nie opuszczać swojego domu podczas ewakuacji jego dzielnicy. Mężczyzna chowa się w mieszkaniu i obserwuje jak jego sąsiedzi udają się za wojskowymi do Bezpiecznych Stref. Okazuje się, że podobną decyzję podjął jego sąsiad – lekarz. Dzielnica, początkowo pusta, stopniowo zapełnia się tłumami zombie, które szaleją, czując za zamkniętymi bramami dwa świeże kawałki mięsa. W pewnym momencie prawnik rozumie, że jedynym rozwiązaniem jest to, co najbardziej go przeraża – wyjście na zewnątrz. W domu długo nie przeżyje, kończą mu się zapasy prądu z alternatywnych generatorów i jedzenie. Bierze to, co od biedy może się nadać na broń oraz klatkę z przestraszonym kotem i idzie prosto w paszczę… Nie, nie lwa. Idzie w paszcze setek, tysięcy, dziesiątków tysięcy gnijących nieumarłych.

Próba ich wykończenia była jak walka z mrówkami, które latem wchodzą ci na koc podczas pikniku. Możesz zdeptać dziesiątki, ale wciąż będzie napływać ich więcej. I więcej. Tych skurwieli nie da się powstrzymać. Muszą budzić strach. Ich liczba jest przytłaczająca, a niezaprzeczalny fakt, że są już martwi, czyni z nich groźnego przeciwnika. Nie wahają się, nie śpią, nie odpoczywają, nie znają lęku, nic ich nie powstrzymuje. Z tego, co wiem, pragną tylko jednego: dorwać wszystkich, którzy nie są tacy jak oni.

Wydarzenia w książce są opisywane przez głównego bohatera w pamiętniku. Najpierw jest to blog, a później, gdy brakuje na świecie prądu i serwery zaczynają padać, mężczyzna pisze dziennik w zeszycie. Z jego perspektywy poznajmy więc wszystkie wydarzenia, i choć nie jestem wielką fanką narracji pierwszoosobowej, tu mi nie przeszkadzała. Jako że facet jest w centrum wydarzeń, dostajemy wszelkie informacje o rozszerzającej się inwazji z pierwszej ręki. Nasz bohater jest wytrzymały i pomysłowy, a jego wola walki pozwala mu przetrwać w niesprzyjających warunkach.

Groza, jaką za sprawą narratora maluje przed nami Loureiro sprawiała,że włosy stawały mi dęba. Nie jestem przesadnie wrażliwa na obrzydliwości w literaturze, czytam ze względnym spokojem przerażające horrory, ale uwierzcie mi – scena, w której bohater natyka się na siedzące w dziecięcym foteliku niemowlę-zombie była tak sugestywna, że zrobiło mi się niedobrze. A takich scen jest więcej.

„Apokalipsa Z: Początek końca” to niezwykle sugestywna opowieść o tym, jak szybko człowiek w stanie zagrożenia zamienia się w kierujące się instynktem zwierzę. To historia o tym, jak niewiele trzeba, by cała cywilizacja, którą wypracowaliśmy przez tyle setek lat, padła. To świadectwo tego, jak łatwo z panów świata stać się łowną zwierzyną. Zdecydowanie Loureiro daje do myślenia.

Dawny świat człowieka ostatecznie się skończył. Nastał nowy świat, świat Nieumarłych, świat-trup, nastał, żeby zająć jego miejsce, eliminując powoli ślady naszej obecności na powierzchni ziemi.

5/6

23 myśli w temacie “„Apokalipsa Z: Początek końca” M. Loureiro

  1. Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy - moje recenzje książek

  2. Zgodzę się z tym, że główny bohater jest pomysłowy, ale też zarazem nieco… nieporadny. Gdyby nie pomoc ze strony Wiktora nie zaszedłby tak daleko, jestem o tym przekonana 🙂

    Jestem ciekawa jak spodobają Ci się kolejne tomy trylogii 🙂

    • To prawda, ale jest właśnie przez to bardzo ludzki 🙂 Niby jeden z nas, przeciętny człowiek, ale jednak coś, szczęście, umiejętności, czy dobre kombinowanie, pozwoliły mu przeżyć dłużej niż milionom ludzi.

      Też jestem ciekawa jak to się dalej rozwinie i jak mi się spodobają kolejne tomy. Niebawem się przekonam 😀

      • Czytajac mialam wrazenie, ze glownego bohatera uratowala, jakby to powiedziec hm lekka obsesja na punkcie samo wystarczalnosci i bezpieczenstwa, tak jakby przeczuwal nadciagajaca katastrofe na dlugo zanim jakiekolwiek doniesienia pojawily sie w internecie (mial w domu odpowiednia ilosc zapasow jedzenia, generator pradu, dodatkowo sprzet do nurkowania, ktory pomogl mu przetrwac etc) Oprocz tego autor „podarowal” glownej postaci wiele przydatnych umiejetnosci oraz sporo szczesliwych zbiegow okolicznosci 😉 Jesli chodzi o ksiazki/filmy o zombie, lubie kiedy historia jest jak najbardziej prawdopodobna. Tutaj punkty dla Laureiro za motyw z ucieczka samochodem, niby nic prostszego a jednak w praktyce…
        Niestety, pod koniec prawdopodobienstwo powodzenia pewnych posuniec gwaltownie maleje (wyprawa do szpitala z kotem dla mnie wogole nieprawdopodobna). No koniec koncow nie porwalo mnie, historia z walizka tez nie miala takiej mocy, zebym chciala siegnac po kolejny tom 😦
        Tak mysle, ze po czesci moze to ta narracja pierwszoosobowa? Pomysl z blogiem i dziennikiem bardzo dobry, ale na dluzsza mete jak dla mnie sie nie sprawdza. Jesli bohater daje rade popelnic kolejny wpis to znaczy ze jest bezpieczny i zdarzenia, ktore opisuje maja raczej szczesliwy final – historia traci caly dramatyzm. Zamiast czytac zdania typu „to bylo przerazajace” chcialabym na prawde sie przestraszyc.

        • No fakt, nie każdy lubi narrację pierwszoosobową, jak już pisałam, też wolę trzecioosobową, ale tu mi to akurat odpowiadało, czułam się przez to „w centrum wydarzeń”. Co do tego, co mówisz, że w związku z tym wiadomo, że główny bohater przeżyje i nie ma napięcia – zwykle główny bohater w książkach przeżywa (a przynajmniej przeżywa do końca książki), chyba że to George R.R. Martin 😀 Mnie akurat ta historia wciągnęła i przekonała, choć fakt, że ma kilka „szczęśliwych zbiegów okoliczności” 😉

    • Ja się sparzyłam na „Dying Light”, ale to jest zupełnie inna sprawa 🙂 Jak napisałam, to nie tylko jatka, ale moim zdaniem daje wiele do myślenia na temat ludzkości i naszego miejsca na tej planecie.

  3. Ja też nie jestem wielką fanką narracjo pierwszoosobowej, ale do niektórych książek właśnie taka najbardziej pasuje – tu przykładowo możesz mieć emocje przeżywane „z pierwszej ręki” 🙂
    Nabieram ochoty na zombiaki 🙂 Nie czytałam o nich od czasów Szczurów Wrocławia, więc czuję, że wielkimi krokami nadchodzi ich moment 🙂

    • Skoro jesteś już „zaprzyjaźniona” z zombiakami, to myślę, że „Apokalipsa Z” Ci się spodoba 🙂 Nie wiem jeszcze, co przyniosą kolejne tomy, ale część pierwsza była naprawdę dobra – jednocześnie przerażająca i dająca do myślenia.

  4. No no, trzeba przeczytać choć jakoś nigdy te n gatunek mnie nie pociągał 😉 Masz świetny styl pisania, bardzo przyjemnie się czyta – a informacje zawarte w tekście są świetnie skondensowane 😉

    • Bardzo dziękuję za miłe słowa ❤ 😀 Wiesz, z nieznanymi gatunkami jest tak, że trzeba im czasem po prostu dać szansę – jeśli okaże się, że to jednak nie Twoja bajka, to nic na siłę, ale możesz znaleźć coś, co pokochasz! Ja na przykład kiedyś nie czytałam w ogóle sci-fi (byłam do tego gatunku uprzedzona), a teraz bardzo je lubię 🙂

  5. Pingback: #TeaBook TAG | Książkowe światy - moje recenzje książek

  6. Pingback: Tydzień Blogowy #20 | Wielki Buk

  7. Pingback: Słów kilka o letnim TBR i „wyzwaniu urlopowym” | Książkowe światy - moje recenzje książek

  8. Pingback: Podsumowanie września | Książkowe światy - moje recenzje książek

  9. Pingback: #Diabelski Kociołek Book TAG | Książkowe światy - moje recenzje książek

  10. Pingback: #Pogaduchy u Aguchy TAG | Książkowe światy - moje recenzje książek

Dodaj komentarz