Autor: Randall Munroe
Tytuł: Tłumacz rzeczy: złożone rzeczy w prostych słowach
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 72
Rok pierwszego wydania: 2015
Tłumaczenie: Jeremi Kazimierz Ochab
Źródło: Egzemplarz recenzencki
Randall Munroe, amerykański twórca komiksów, po raz kolejny tłumaczy nam świat w prostych słowach. Jak sam mówi w „Stronie przed początkiem książki” (we wstępie), wybrał 1000 najbardziej popularnych słów w naszym języku (dla niego, rzecz jasna, angielskim, a tłumacz Jeremi K. Ochab musiał wykonać tę sztuczkę ponownie, w języku polskim) i za ich pomocą (oraz uproszczonych schematów) wyjaśnia czytelnikowi m.in. jak działają samolot z obracającymi się skrzydłami (śmigłowiec), radiowocieplne pudełko na jedzenie (mikrofalówka) czy worki wewnątrz ciebie (tułów człowieka).
Myślicie może: a co ma tu do powiedzenia jakiś komiksiarz? Jakie on ma uprawnienia, by opowiadać nam o rzeczach, które działają, wykorzystując skomplikowane zagadnienia fizyki i biologii? Randall Munroe, zanim został twórcą komiksów, studiował fizykę na Christoper Newport University, a także pracował dla NASA! Poza wiedzą, Amerykanin ma też niezwykłą lekkość w opowiadaniu o trudnych sprawach i wyśmienite, ironiczne poczucie humoru, które sprawia, że „Tłumacza rzeczy” czyta się z lekkością, co nie znaczy, że nad omawianymi zagadnieniami nie trzeba się zastanowić. Namysłu wymagają już same tytuły rozdziałów, jednak one są wytłumaczone w spisie treści, więc zagadkę da się szybko rozwiązać; inaczej ma się jednak sprawa ze słowami użytymi w schematach działania – tu już trzeba pogłówkować, bo to, co łatwe staje się czasem paradoksalnie trudne do szybkiego rozszyfrowania, szczególnie, gdy nasza wiedza z nauk ścisłych jest już nieco przykurzona.
Czy żeby sięgnąć po najnowszą książkę Munroe’a trzeba mieć podstawową wiedzę z fizyki i biologii? Moim zdaniem: tak. Ale bez paniki, spokojnie powinno Wam wystarczyć to, czego nauczyliście się w szkole. Sądzę, że ciekawski nastolatek z zacięciem fizycznym może z powodzeniem sięgnąć po „Tłumacza rzeczy”, i będzie się świetnie bawił! Publikacja wydana jest na dużym formacie (A3), co daje autorowi miejsce na dokładne rozrysowanie swoich schematów, które zaludniają znane już polskiemu czytelnikowi z „What if? A co gdyby?” patykowate ludziki. Tak jak poprzednio, dzieło to czytać najlepiej po kawałku, dając sobie czas na przetworzenie przeczytanych informacji – czytana w zbyt dużych porcjach (choć wydaje się nieobszerna!) przegrzewa szare komórki.
Czy „Tłumacza rzeczy” czyta się łatwiej niż wspomnianą przed chwilą książkę? Tak. Choć Munroe w swoich książkach zawsze posługuje się prostym językiem, tu uprościł maksymalnie co się da. Udowodnił, że o trudnych sprawach można mówić w prostych słowach i że nie trzeba chować się za fasadą naukowego języka, który mało kto rozumie, by opowiedzieć o działaniu tak skomplikowanych rzeczy jak budynki z prądem z ciężkiego metalu (reaktor jądrowy) czy łódź-miasto robiąca otwory (platforma wiertnicza). Książka Munroe’a jest idealna dla wszystkich ciekawskich, którzy wciąż zastanawiają się jak i dlaczego działają różne rzeczy – od Układu Słonecznego do długopisu. Niech żyje nauka! I niech żyją ci, którzy pytają: a jak, a czemu, a po co? To dzięki nim odkrywamy wciąż nowe prawa rządzące światem.
5/6
Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu Czarna Owca:
Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy - moje recenzje książek
Spotkałam się już z recenzją tej książki i choć teoretycznie to nie moje klimaty, to abstrakcja z jaką podszedł do definiowania autor bardzo mnie intryguje 🙂
Pozdrawiam,
Szufladopółka
Ja przed pierwszym spotkaniem z autorem też się zastanawiałam, czy to moje klimaty, ale jeśli tylko jesteś ciekawska i lubisz się uczyć przez zabawę (a kto nie lubi?) to książka mogłaby Cię zaintrygować 😀
Dziś rozmawiałam o tej książce z koleżanką z pracy 🙂 Rozmawiałyśmy dziś o Wielkim Wybuchu i zaczęłyśmy czytać trochę na jego temat w internecie. Po kilku zdaniach okazało się, że nie jesteśmy mądrzejsze nawet odrobinę, bo ne rozumiałyśmy większości słów 😛 Zdecydowanie książka dla nas 😀
Haha 😀 Myślę, że mało kto potrafi zrozumieć, co naprawdę się działo podczas Wielkiego Wybuchu (nawet naukowcy!) 😉
Ah te rozkminy w pracy 😀 Jakbyśmy nie mogły pogadać o czymś normalnym 😛
Eee tam, rozmowy o normalnych rzeczach są nudne 😀
Pamiętam, że rozwalił mnie ten tekst o słoneczkach, który opublikowałaś na fb 😀
To właśnie idealny przykład poczucia humoru Munroe’a 😀
Pingback: Tydzień Blogowy #68 – Wielki Buk
Nb. przekartkowałam sobie dzisiaj w księgarni i chyba muszę mieć 🙂
Chyba musisz 😀 To naprawdę pięknie wydana i pełna ciekawostek książka dla żądnych wiedzy czytelników 🙂
Pingback: Podsumowanie stycznia | Książkowe światy - moje recenzje książek