„Mnich” M. G. Lewis

Autor: Matthew Gregory Lewis

Tytuł: Mnich

Wydawnictwo: Vesper

Liczba stron: 460

Rok pierwszego wydania: 1796

Tłumaczenie: Zofia Sinko

Źródło: Egzemplarz recenzencki

Wyzwanie: Wielkobukowe wyzwanie (Klasyka literatury grozy)


Gotycki romans „Mnich” wywołał swego czasu sporo zamieszania. Autorowi wytykano niemoralne sceny seksu z nazbyt dosłownymi opisami oraz nieprzyzwoite opisy grozy i wysłanników piekielnych. Za życia Matthew Gregory’ego Lewisa powieść z jednej strony okryła się złą sławą (czy przystoi szanowanemu człowiekowi pisać takie rzeczy?) z drugiej zaś, co oczywiste, kontrowersje wokół książki tylko podsycały ciekawość czytelników lubujących się w gotyckich historiach pełnych zjaw, scen nieszczęśliwej miłości oraz dreszczyku grozy. To specyficzne połączenie motywów może wydawać się niestrawne, ale trzeba przyznać, że opowieść gotycka do dziś ma swój przewrotny, mroczny urok. Jak pokazują wznowienia dzieł takich autorów jak Sheridan Le Fanu, Mary Shelley czy najbardziej chyba znanego Edgara Allana Poego, współcześni czytelnicy z chęcią sięgają po pisane na przełomie XVIII i XIX wieku powieści z dreszczykiem.

509592-352x500Ambrozjo, młody mnich z zakonu Kapucynów, jest uważany za człowieka niezwykle cnotliwego, który odrzucił wszystkie ziemskie przyjemności, by w pełni oddać się życiu za murami klasztoru. Długo nie miał sposobności, by zbadać siłę swojego ducha, bowiem od lat dziecięcych (odkąd został podrzucony jako niemowlę pod drzwi klasztoru) przebywał za zakonnymi murami, co niejako naturalnie sprawiło, że młodzieniec odkrył w sobie powołanie i przyjął śluby. Teraz jednak Ambrozjo może zakosztować podziwu i sławy, która osobie słabej moralnie jest w stanie zawrócić w głowie. Młody mnich zaczyna odprawiać msze w kościele Kapucynów, a jego niezrównane przymioty takie jak bijąca od niego pokora i moc jego wiary, a także niezwykła słodycz jego wymowy powodują, że mieszkańcy Madrytu pałają do niego uwielbieniem. Msze, które prowadzi i płomienne kazania, które wygłasza przyciągają do kościoła ogromne rzesze wiernych, jakich ten boży przybytek jeszcze nie widział. Panowie go podziwiają, panie szepczą nieśmiało o jego niezwykle powabnych licach, a wszyscy z zachwytem słuchają głoszonego przez mnicha słowa bożego.

Zetknięcie z miłością ludu powoduje rysę na charakterze Ambrozja. W cichości swej celi zaczyna rozmyślać nad przymiotami swojego ducha i odczuwać dumę z powodu swego charakteru:

– Któż – rozmyślał – któż, jeśli nie ja, przeszedł przez próbę młodości, a przecie nie ogląda ani jednej skazy na swoim sumieniu? Któż inny ujarzmił gwałtowność silnych namiętności i podszepty niepohamowanej natury i skazał się, już od zarania życia, na dobrowolną samotność? Próżno rozglądam się za takim człowiekiem. Postrzegam, że tylko ja zdolny byłem do takiej decyzji. Religia nie może się chełpić nikim, kto dorównałby człowiekowi imieniem Ambrozjo!

Niepostrzeżenie dla samego siebie, mnich popada w grzech pychy, co czyni go łatwym owocem dla sił piekielnych… Czy Ambrozjo zdoła się oprzeć pokuszeniom szatana?

Równolegle toczą się jeszcze dwie inne historie: zakonnicy Agnes, która zbłądziła i próbuje poukładać sobie zarówno życie doczesne, jak i wybłagać wybaczenia na tamtym świecie, oraz nadobnej a niewinnej Antonii, która doświadcza pierwszych drgnień zakochanego serca… Oczywiście z biegiem fabuły wszystkie historie zawiązują się w jedną, lecz jak? Tego wam nie zdradzę, by nie zepsuć przyjemności płynącej z odkrywania wszystkich smaczków i powiązań, które można odnaleźć w tej powieści.

Przyznać trzeba, że „Mnich” Lewisa trąci dziś trochę myszką, co nie przeszkadza w spędzeniu kilku satysfakcjonujących chwil z lekturą. Współczesnego czytelnika ani nie rozpalą raczej oszczędne z dzisiejszej perspektywy miłosne sceny, ani nie przestraszą gotyckie motywy, ciemne korytarze i wypełnione klekoczącymi kośćmi krypty (chyba że będzie to naprawdę bardzo wrażliwy czytelnik). Mogą go też znużyć ograne już dziś motywy, pamiętać jednak trzeba, kiedy została napisana ta powieść i z tej perspektywy rozpatrywać jej zalety i wady. Obok dość płaskich postaci, wśród których najbardziej nijaką i nierozwijającą się podczas 400 stron „Mnicha” jest niewinna Antonia, która jest tak nieskalana, że mogłaby już za życia zasilić szeregi aniołów, pozytywnie wyróżnia się postać mnicha Ambrozja, którego stopniowy upadek obserwuje się z mieszaniną fascynacji i obrzydzenia aż do mocnego finału.

Jak pisze w znakomitym posłowiu Maciej Płaza (za Zofią Sinko):

(…) Lewis nie miał ambicji filozoficznych, czy raczej pseudofilozoficznych, które przyświecały de Sade’owi: „Mnich” nie jest hymnem na cześć zła jako naczelnej zasady rządzącej światem, raczej moralitetem o zgubnym działaniu pychy i bezradności człowieka wobec szatańskich zakusów.

„Mnich” jest więc wciąż żywą i ciekawą opowieścią o upadku moralnym człowieka, o jego słabości i skłonności do grzechu. Pokazuje, jak pofolgowanie własnym popędom powoduje, że coraz łatwiej przychodzi mu łamanie kolejnych praw, które kiedyś wydawały mu się ze wszech miar słuszne i których przestrzegania przysięgał sobie w imię przyzwoitości. Mimo tego, że od napisania tej historii minęło ponad 200 lat, wciąż można odnaleźć w niej ciekawe wątki i postaci. Wielbicieli grozy pewnie nie trzeba zachęcać, jednak polecam „Mnicha” również miłośnikom współczesnych horrorów, jako ciekawostkę odsłaniającą przed nimi podstawy ich ulubionego gatunku.

Na koniec nie mogę nie wspomnieć o pięknym wydaniu książki. Drzeworyty George’a Tute’a dodają mrocznej aury słowom Lewisa, a posłowie Macieja Płazy pozwala na dostrzeżenie szerszego kontekstu i ustawienie „Mnicha” w rzędzie innych powieści swej epoki.

4+/6

Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu Vesper:

vesper250

18 myśli w temacie “„Mnich” M. G. Lewis

  1. Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy - moje recenzje książek

  2. O! Właśnie przymierzam się do lektury tego wydania… od miesiąca 😉 Ale jest coraz bliżej. Dawno niczego tak silnie gotyckiego nie czytałem, więc oczekiwanie tym większe.

    • Ha 😀 Ja też już dawno, zresztą moim zdaniem takie klimaty trzeba sobie dawkować, bo łatwo mogą się przejeść, szczególnie, że są dość schematyczne 😉 Ale od czasu do czasu wybornie zatopić się w takiej lekturze.

      • Właśnie 🙂 Ale że „Zamczysko w Otranto” czytałem niecałe dwa lata temu, to chyba wreszcie pora wrócić do takich klimatów. Była jeszcze ostatnio lektura W. Irvinga (Olga jakiś czas temu recenzowała jedno opowiadanie), ale to też nie do końca to samo. Tak że się Vesper wstrzelił ze swoją „nowością” 😀

  3. Pingback: Podsumowanie listopada | Książkowe światy - moje recenzje książek

  4. Pingback: Tydzień Blogowy #65 – Wielki Buk

  5. Pingback: „Inwazja porywaczy ciał” J. Finney | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

Dodaj komentarz