„Fanny Hill. Wspomnienia kurtyzany” J. Cleland

Autor: John Cleland

Tytuł: Fanny Hill. Wspomnienia kurtyzany

Wydawnictwo: Vesper

Liczba stron: 255

Rok pierwszego wydania: 1748

Tłumaczenie: Joanna Środa

Źródło: Egzemplarz recenzencki

Wyzwanie: Klucznik (Love is in the air), Wielkobukowe wyzwanie (Klasyka literatury angielskiej)


Nie wiem jak wy, ale ja wychodzę z założenia, że klasykę literatury warto znać. Warto, bo do klasyki odnosi się w mniej lub bardziej zawoalowany sposób wiele późniejszych dzieł (nie tylko książkowych). Niektóre postaci czy konstrukcje są już tak archetypiczne (jak choćby hrabia Dracula i wampiry), że na stałe weszły do kultury, także tej popularnej. Pięknie pisała o tym Bombeletta we wpisie Kilka słów o kanonie literatury. Ja sama sporo z klasyki przeczytałam, a jakże, sięgając do książek ze spisu lektur w szkole, kolejne (głównie rodzime) poznałam na studiach z filologii polskiej, ale było też sporo takich, po które sięgnęłam z własnej, nieprzymuszonej woli. Mimo tego wciąż znajduję w kanonie dzieła, których jeszcze nie znam – i co jakiś czas staram się sięgnąć po jeden czy drugi tytuł. Tym razem padło na klasykę literatury angielskiej, a zarazem kanoniczny tekst literatury erotycznej (lub, jak twierdzą niektórzy, pornograficznej), czyli „Fanny Hill. Wspomnienia kurtyzany” Johna Clelanda.

352x5003Cleland napisał tę książkę w XVIII wieku, siejąc zgorszenie wśród współczesnych mu czytelników. Powieść była cenzurowana, zakazywana i nazywana „niegodziwą książką stanowiącą jawną zniewagę wobec religii i dobrych obyczajów, oraz wyrzut sumienia dla honoru, rządu i praw”. No bo jakże można napisać książkę, w której przedstawia się życie występnej Fanny, która czerpie z seksu i nierządu przyjemność? Jeśli już, trzeba by było zganić ją za moralny upadek, zohydzić i wywołać w czytelniku wstręt. A tu dziewczę, proszę, rumiane i zadowolone swawoli a to z jednym, a to z drugim panem i niespecjalnie czegokolwiek żałuje. Zgroza! Fanny zdradza czytelnikowi ni mniej, ni więcej:

Ja natomiast, w mym wieku i z mym uwielbieniem rozkoszy – uwielbieniem najpierwszym – uznam, iż dar do jej sprawiania, którym natura obdarza istoty powabne, jest ich największą zaletą. W porównaniu z nią wulgarne uprzedzenia co do tytułu, godności i zaszczytów są w istocie najpośledniejszej rangi. Gdyby uroki ciała brano za najplugawsze, nikt nie zadawałby sobie trudu, aby je kupować w ich naturalnej postaci za największe fortuny. Ja zaś – będąc osobą, której cała naturalna filozofia rezydowała w najczulszym środeczku zmysłów, osobą znajdującą się we władaniu potężnego instynktu każącego czerpać rozkosz u źródła – nie mogłam dokonać lepszego wyboru.

Cała powieść ma postać obszernych listów, które kobieta pisze z perspektywy lat do zaufanej przyjaciółki, wspominając przygody młodości. Fanny była naiwnym wiejskim dziewczęciem, które nic zgoła nie wiedziało o uciechach cielesnych aż do 15 roku życia, kiedy to nieszczęśliwie z powodu czarnej ospy zmarli jej rodzice. Nieznająca życia dziewczyna, namówiona przez pewną znajomą, której troskliwość można poddać w wątpliwość, udaje się do Londynu, gdzie zostaje zostawiona na pastwę losu. Udaje się do czegoś w rodzaju pośrednictwa pracy, gdzie zostaje wypatrzona przez właścicielkę domu uciech. I tu wszystko się zaczyna…

Nieuświadomiona Fanny trafia do domu, którego przeznaczenia początkowo nie rozumie i gdzie wszystko wydaje jej się osnute mgiełką tajemnicy i niepojęte. Piękne niewiasty, kręcący się tu i ówdzie panowie… Powoli i delikatnie zostaje wprowadzona w świat kurtyzan i pierwszych doznań miłosnych. Jej przewodniczką po tym świecie jest Phoebe, która ma ją nauczyć arkanów zawodu. I w ten sposób Fanny odkrywa po raz pierwszy cielesne rozkosze, oddając się miłości lesbijskiej. Jednakże takie figle nie wystarczają dziewczynie, której erotyzm został właśnie gwałtownie rozbudzony – jest dziwnie przekonana, że zaspokojenie zapewni jej jedynie mężczyzna. Można tu prychnąć z rozbawieniem lub oburzeniem i zżymać się na przebijający się tu, prawdopodobnie, pogląd samego Clelanda, ale pamiętać trzeba, że pisarz żył w XVIII wieku, więc opisy i wydarzenia, które nam opowiada ustami Fanny, i tak są bardzo odważne i rewolucyjne.

A potem przechodzimy dosłownie od łóżka do łóżka i od jednej sceny seksu do drugiej. Fanny najpierw zakochuje się (oczywiście od pierwszego wejrzenia i na zabój, jak to każda piętnastolatka) w młodym Charlesie, który, odwzajemniwszy jej uczucie, a może po prostu oszołomiony urodą dziewczyny, wykupuje ją od jej chlebodawczyni i od tej pory spędza z nią upojne chwile. Jednak nie będzie im dane długo cieszyć się szczęściem…

Gdy kochanek znika z horyzontu, Fanny co prawda rozpacza, ale szybko tę rozpacz zagłusza, rzucając się z rozłożonymi ochoczo udami w stronę kolejnych mężczyzn, i zostając ekskluzywną kurtyzaną. Trzeba przyznać, że naiwne dziewczę i tak miało szczęście, trafiało bowiem na uczciwe opiekunki takich przybytków, które nie zmuszały jej do tego, na co nie miała ochoty i nie wyzyskiwały jej, pozwalając zachować zdobyty jej ciałem przychówek. Inna sprawa, że Fanny nie wzbrania się praktycznie przed niczym: czy to przed zbiorową orgią, czy to przed stosunkiem z mężczyzną, który zaspokojenie osiąga jedynie dzięki biczowaniu…

Brzmi to wszystko jak niezły hardcore i właściwie tak jest, ale John Cleland ujął całość wyjątkowo subtelnie. Jego język jest pozbawiony wulgarności, a inwencja w opisie miłosnych zbliżeń i intymnych części ciała – nieskończona. Tak opisuje utracenie dziewictwa przez Fanny:

Pokierowana mą dłonią głowa tego nieporęcznego kolosa trafiła wreszcie do celu. Czując go z przodu u wejścia, poruszyłam się ku niemu, by wyjść naprzeciw jego pojawiającemu się w samą porę pchnięciu, a me wargi, mocno naprężone, ustąpiły wreszcie przed wspomaganym impetem i oboje poczuliśmy, że znalazł się wreszcie w domu. Idąc, by tak rzec, za ciosem, jął się gwałtownie, a dla mnie najboleśniej, rozpychać, wbijać się klinem na tyle, ile zdołał, i by nikt nie mógł już odpędzić go od drzwi. Kiedy się zatrzymał, zapewniwszy sobie stałe pomieszkanie, czułam taką rozkosz i ból, że nie da się tego opisać. Bałam się, że rozerwie mnie na pół, ale jeszcze bardziej bałam się, że sobie pójdzie.

Wszystko to bardzo ładne, ale też wzbudza lekki, pełen politowania uśmieszek, bowiem młoda Fanny już przy pierwszym zbliżeniu odczuwa niewysłowioną przyjemność i właściwie z każdym kolejnym aktem jest coraz bardziej zachwycona nowymi doświadczeniami miłosnymi. Trochę to wszystko naiwne i mam wrażenie, że dość mocno widać, że mimo iż narratorką jest kobieta, całą historię opowiedział mężczyzna – z jego oglądem na temat seksu.

Sceny miłosne opisywane ze sporą, mimo tematu, delikatnością, pełne „czułych jaskini”, prężących się „mieczy”, „straszliwych machin” czy „kolumn z najbielszej kości słoniowej” muszą wzbudzić podziw, jeśli chodzi o inwencję językową, ale u mnie po pewnym czasie zaczęły wywoływać uśmieszek, a w końcu – nudę. Wszystko opisane było w tak zawoalowany sposób, że zamiast wypieków na policzkach, poczęłam w końcu ziewać nad dziełem Clelanda i przewracać kolejne strony z nieco mniejszym entuzjazmem. Można by się spierać, czy to świadczy źle o książce, czy o mnie – i raczej skłaniałabym się ku temu drugiemu. Czytelnik atakowany seksem nieomal wszędzie i przyzwyczajony do niewybrednego słownictwa w internecie czy we współczesnych erotykach ma dojmujące uczucie, że „Fanny Hill” jest za łagodna i nieco trąci myszką.

Dziwi też trochę zakończenie, które, w porównaniu do całości dzieła, jawi się jako dość ugrzecznione. Może jednak bez tej moralizatorskiej kropki nad „i” książka w ogóle nie zostałaby wydana? Byłaby to mimo wszystko strata dla literatury erotycznej.

3/6

Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu Vesper:

vesper250

10 myśli w temacie “„Fanny Hill. Wspomnienia kurtyzany” J. Cleland

  1. Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy - moje recenzje książek

  2. Pingback: Podsumowanie stycznia | Książkowe światy - moje recenzje książek

  3. Ale mi przypomniałaś! Kiedyś pożyczono mi egzemplarz tej książki, to było chyba z 5 lat temu, nie pamiętam z którego roku było wydanie, ale okładka była przetarta i nadgryziona zębem czasu 🙂

Dodaj komentarz