Autor: Robert Foryś
Tytuł: Bóg, honor, trucizna (Gambit hetmański #1)
Wydawnictwo: Otwarte
Rok pierwszego wydania: 2014
Liczba stron: 424
Źródło: Egzemplarz recenzencki
Wyzwanie: Czytam opasłe tomiska (424 strony – I. część cyklu)
Z czym kojarzy Wam się historia Polski? Z nudnymi opowieściami nauczycielki historii, z powodu których zaginała się czasoprzestrzeń i te niby marne 45 minut ciągnęło się w nieskończoność? Z tabelkami z danymi na temat królów, suchymi datami ich narodzin, śmierci, wstąpienia na tron i zstąpienia z niego? Czy też może uważacie, że nasze dzieje są fascynujące i lubicie je zgłębiać? Jakkolwiek odpowiedzieliście na to pytanie, warto, byście sięgnęli po książkę Forysia „Bóg, honor, trucizna”.
Jest rok 1671. Królem Polski po abdykacji Jana II Kazimierza Wazy zostaje Michał Korybut Wiśniowiecki, wybrany przez sejm elekcyjny 19 czerwca 1669. Wiśniowiecki, jako młody i niedoświadczony mężczyzna uważany był za niegroźnego władcę, którego łatwo będzie odsunąć od tronu, gdy znajdzie się lepszy kandydat na to miejsce. Wkrótce powstała opozycyjna grupa, której trzonem byli: prymas Mikołaj Prażmowski, hetman wielki koronny Jan Sobieski, Andrzej Morsztyn, Bogusław i Michał Kazimierz Radziwiłłowie – tak zwani „malkontenci”. Mężczyźni knuli spisek mający usadzić na tronie Francuza, hrabiego Charles’a-Paris d’Orléans-Longueville. Jednak w grze o tron nic nie jest proste, intryga goni intrygę, a wiele partii rozgrywają w ukryciu kobiety. Tak, żony władców i hrabiów mają własne plany i w tajemnicy przed swoimi mężami starają się pokierować sprawami po swojej myśli. Okazuje się, że główna walka toczy się między nimi – między Marysieńką Sobieską i jej zaufaną podwładną, Charlottą a Eleonorą Habsburżanką, żoną Wiśniowieckiego. Własne wpływy i plany ma także Gryzelda Zamoyska, która jak lwica broni swojego syna, Michała.
Foryś przedstawił historię Polski w niezwykle barwny sposób, który zaraz skojarzył mi się z „Trylogią” Sienkiewicza. Myślę, że ma to pewne uzasadnienie, bowiem „Bóg, honor, trucizna” rozgrywa się w podobnych latach, co „Pan Wołodyjowski”. Nie sądzę, by Foryś pisał „ku pokrzepieniu serc”, jednak jeśli chodzi o tempo akcji i ciekawie poprowadzoną oś fabularną, widać, że odrobił lekcję zadaną przez starszego kolegę po piórze. Wydarzenia pędzą na łeb, na szyję, bohaterowie zawiązują jeden spisek za drugim, są żywi, trójwymiarowi, zapamiętuje się ich. Foryś umiejętnie łączy fakty z własną wyobraźnią i domysłami, przedstawiając portrety pełnokrwistych ludzi z ich pragnieniami, wadami, lękami i grzechami. Nie należy zapominać, że przez karty powieści przebiega cienka linia oddzielająca to, co było od tego, co wymyślone, niemniej jestem wdzięczna Forysiowi za to, że Korybut Wiśniowiecki jest teraz w mych oczach i pamięci kimś więcej niż królem, który lubił uczty i w końcu zmarł, prawdopodobnie z przejedzenia, że zaistniały w mych myślach wyraźnie waleczna Marysieńka oraz równie podstępna i fascynująca Eleonora.
Jest teraz moda na historię królowania, która jest pełna życia, krwi, seksu i śmierci – i Foryś czerpie tu z najlepszych wzorców (myślę, że trop z „Grą o tron” jest uzasadniony, nawet czcionka na okładce jest podobna). Na plus muszę policzyć i to, że książkę przeczytałam błyskawicznie, właściwie w jeden dzień (a rozmiary ma całkiem słuszne, liczy bowiem 424 strony). Niestety w czytaniu przeszkadzał mi pojawiający się dosłownie co kilka zdań tekst „EGZEMPLARZ RECENZENCKI, WYDAWNICTWO OTWARTE”. Drogie Wydawnictwo, rozumiem troskę o nie kopiowanie e-booka do recenzji, ale jednak bardzo to przeszkadzało w odbiorze treści, bo ta notatka przerywała nie tylko zdania, ale wręcz słowa i dzieliła je w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Potem już nauczyłam się omijać to wzrokiem, ale przez pierwsze pół godziny nie umiałam kompletnie skupić się na tekście. Proszę, pomyślcie nad jakimś innym sposobem zabezpieczeń.
Reasumując, „Bóg, honor, trucizna” to bardzo godna, iskrząca życiem opowieść o niezwykle burzliwym okresie w dziejach Polski. Niesamowite jest to, że choć z lekcji historii wiem jak zakończyły się dzieje Korybuta Wiśniowieckiego i kto objął po nim rządy, z niecierpliwością czekam na kolejny tom Gambita hetmańskiego, by śledzić dalsze losy ojczyzny i bliskich mi już bohaterów.
4+/6
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Otwarte oraz portalowi DużeKa:
Pingback: Recenzje od A do Z | Kultura czytania
Pingback: Wyzwania | Kultura czytania
Okropna okładka, ale mam zamiar przeczytać tę książkę jak tylko będę miała okazję.
Fakt, okładka nie powala, ale na szczęście w środku jest lepiej 😉
To prawda, fajnie się czytało – szybko i sprawnie. Choć i ja musiałam przyzwyczaić się do ebookowego tła 😉
Zgadzam się też z wypowiedziami na temat okładki – bardzo przykry element całości. Ale wpisuje się w klimat 😉
No widzisz, to mamy podobne odczucia 🙂 A okładka rzeczywiście dobrze oddaje treść książki, niemniej można by to lepiej przedstawić pod względem graficznym. Ale w sumie, pozostając przy skojarzeniach z „Grą o tron” – pierwsze polskie wydanie GoT też miało tragiczne okładki 😉
Do tej pory męczę się z „Każdy musi płacić” tego autora. I pewnie się jeszcze pomęczę. Z jakiś rok. Albo jak się skończą wszystkie książki. Te po angielsku też 😉
Aż tak źle? No popatrz… To musiał ulepszyć warsztat, bo tę książkę czytało się naprawdę bardzo łatwo 🙂
Internet od tygodni toczy bekę z tej okładki, koszmarek. W ogóle wyd otwarte nie ma szczęścia do okładek.
Nowe Quicki są całkiem ładne moim zdaniem 🙂
Pingback: Podsumowanie września | Kultura czytania
Nie rozumiem dlaczego akurat okładka Ci się nie podoba?
Po pierwsze książki osadzone w realiach historycznych posiadają przeważnie okładki realistyczne, a nie abstrakcyjne (i to praktycznie na całym świecie).
Po drugie wyróżnia się starannością i jakością wykonania.
Wreszcie zgodnie z prawdą odzwierciedla treść.
A powieść rzeczywiście sama się obroni.
Ja nic nie pisałam w notce o okładce, ale rozumiem, że to się tyczy komentarza u góry 🙂 Co prawda i ja napisałam, że okładka mogłaby być lepsza, ale jest to moja osobista preferencja, bo ja wolę zdjęcia na okładkach niż jakieś takie grafiki 😉
Ja także nie rozumiem skąd te ataki na jakość i wykonanie okładki bez skoncentrowania się na treści książki, bo chyba to jest essentium,No ale jak się nie lubi czytać, a tylko recenzować to trzeba coś strzelić z palca,co nie Vega?. Jak dla mnie pomysł i realizacja szaty = duży spoks.
a czy ktoś wie jak zatytułowane są następne tomy i czy już się ukazały?
Nic nie słyszałam o kolejnych tomach, a szkoda.
Pingback: #Pogaduchy u Aguchy TAG | Książkowe światy - moje recenzje książek
Czytam i jestem zachwycona tym tytułem. Jest w klimacie Trylogii, ale o wiele bardzie przystępna językowo 🙂 Cudeńko 🙂
To prawda! A czytasz jeszcze stare wydanie czy to jednotomowe? 🙂