„Na południe od Brazos” L. McMurtry

Autor: Larry McMurtry

Tytuł: Na południe od Brazos

Wydawnictwo: Vesper

Liczba stron: 840

Rok pierwszego wydania: 1985

Tłumaczenie: Michał Kłobukowski

Źródło: Egzemplarz recenzencki


Muszę przyznać, że z nagradzanymi powieściami mam tak, że trochę się ich boję. To znaczy boję się, że oczekiwania, które sobie wyrobiłam czytając o Pulitzerach, Noblach, Bookerach wywindują tytuł tak wysoko, że książka „potknie się” o ten wysoki płotek w mojej głowie. Sytuacja, gdy powieść jest lubiana i przez krytyków, i przez czytelników jest szalenie rzadka, a jednak to właśnie przypadek „Na południe od Brazos”, które dodatkowo onieśmiela swoim wielkim rozmiarem. Te ponad 800 stron (w polskim wydaniu) to już swoista legenda. Powieść nazywana arcydziełem i westernową epopeją, na podstawie której powstał wybitny miniserial w reżyserii Simona Wincera, książka nagrodzona Pulitzerem (jako drugi w historii tej nagrody western) – sięgając po dzieło Larry’ego McMurtry’ego czułam presję. Presję, że książka powinna mnie zachwycić.

583131-352x500Nie od początku jednak tak było. Zapewne zafiksowanie na tym, że „musi” przeszkodziło mi w spokojnym delektowaniu się tą historią. W części pierwszej McMurtry wprowadza główne postaci tej długiej opowieści: to Augustus McCrae i Woodrow Call, dwaj weterani walk w obronie pogranicza, którzy przed laty bronili granicy z Meksykiem. Teraz, gdy bitwy z Indianami dobiegły końca, bo i samych Indian już prawie w Ameryce nie ma, starają się wieść spokojne życie w Lonesome Dove. Ile jednak można prażyć się w bezlitosnym słońcu Teksasu, za całe towarzystwo mając paru kompanów, kilka świń i jedną jedyną prostytutkę w pobliskim saloon barze? Tak zwani Kapelusznicy, a wraz z nimi mały Newt, nastoletni chłopiec, marzą o przygodzie i ruszeniu w nieznane. Kusi ich popędzenie bydła spod granicy z Meksykiem do odległej i obrosłej w legendy Montany. Krowy trzeba najpierw ukraść, a potem pognać wiele kilometrów przez nierzadko niebezpieczne tereny. O to właśnie chodzi: Gus, McCrae, Newt, Chlust i inni – wszyscy oni fantazjują wręcz obsesyjnie o wyrwaniu się z sennej mieściny Lonesome Dove. Podobnie Lorena, prostytutka, która marzy o wyprawie do San Francisco, dołącza więc do kolejnego kowboja, Jake’a Spoona. Ta nietypowa para rusza śladem grupy zaganiaczy bydła, planując rozdzielić się od niej gdzieś po drodze. Tyle że Spoon ma również własne plany, w których realizacji Lorena może mu zacząć przeszkadzać.

Nie ma to jak wsiąść na dobrego konia i wjechać do nieznanego kraju.

„Na południe od Brazos” to wielka pochwała wolności i podróży, a jednak nie jest to ślepe uwielbienie, które gloryfikuje bezmyślnie wszystkie ich aspekty. Doświadczeni kowboje w tym właśnie upatrują piękno i sens jechania przed siebie w nieznane, że nigdy nie wiedzą, co ich czeka kolejnego dnia. To gra, w której można zyskać, a można stracić; i jedno i drugie możemy obserwować na kartach tej książki. W wielkiej przeprawie z Teksasu do Montany bohaterzy doświadczą dobrych chwil, ogromnej przestrzeni, siły przyjaźni czy radości ze spotkania dawno niewidzianych companieros. Dokonają fascynujących odkryć i zawitają do nowych miejsc, których, co oczywiste, nigdy nie ujrzeliby na oczy, gdyby zostali w swoim małym miasteczku. Młody Newt Dobbs, sierota wychowywana przez Gusa i Calla, widzi początkowo właśnie te aspekty wyprawy do Montany. Jest zaszczycony, że podróżuje w towarzystwie szanowanych kowbojów (z których szczególnie podziwia Jake’a Spoona), że dostał konia i broń, a choć drży trochę przed spotkaniem z Indianami, bierze wszystko za niesamowitą przygodę i przepustkę do świata dorosłych.

Dla starszych kowbojów jest to prawdopodobnie ostatnia wyprawa, ostatni zryw, szansa żeby coś zrobić, zanim przykryje ich ziemia, a jedyne, co po nich zostanie to legendy i pieśni. Nie potrafią żyć spokojnym, nudnym życiem, bowiem wciąż wspominają pełne niebezpieczeństw czasy, gdy walczyli przy granicy z Meksykiem. Dla nich spotkanie z żądnymi krwi Indianami to wyzwanie, w którym pragną się zmierzyć. To męska walka na śmierć i życie, która powoduje, że czują, że buzuje w nich jeszcze krew.

Czasami litował się nad młodymi ludźmi właśnie dlatego, że byli tacy młodzi: nie zdawali sobie sprawy, jak szybko mija życie i jakie nakłada ograniczenia. Lata upływały niczym tygodnie, a z nimi mijały kolejne miłości; jeśli zaś nie przemijały, zaprawiała je gorycz.

Historia, która rozczyna się beztrosko i leniwie, i tak też toczy się przez pierwsze około sto stron, zaczyna przyspieszać z momentem wyruszenia wyprawy. McMurtry bada wytrzymałość zarówno bohaterów, jak i czytelników, każąc jednym i drugim dość długo czekać aż ci pierwsi wyruszą w drogę. Początkowo dominuje w grupie radość z podróży, z tego, że wreszcie ruszyli z miejsca, że mają pod sobą dobrego konia, za sobą wielkie stado bydła, które ma im przynieść zarobek w Montanie, a przed sobą wielką, niezmierzoną, otwartą przestrzeń. Stopniowo jednak, początkowo prawie niezauważenie, rośnie napięcie, zaczyna nas dręczyć przeczucie, że coś złego musi się stać. I dzieje się: pewni bohaterowie przechodzą przyspieszony kurs dorastania wraz z doświadczeniem pierwszej śmierci kompana, inni jeszcze bardziej twardnieją i hardzieją. Każdy, nawet mały Newt, musi na tym etapie zrozumieć, że ich wyprawa to nie jest wyłącznie miła przygoda, ale coś, co zawiera w sobie sukcesy i porażki, życie i śmierć, radość i smutek, wygrane i przegrane bitwy, gorąco i chłód, zbyt szybkie pożegnania i niechciane powitania. To czas, gdy z jednej strony traci się nadzieję i złudzenia, a z drugiej utwierdza się w przekonaniu, że na pewnych kompanów zawsze można liczyć. To również czas, kiedy upadają bohaterowie, a legendy boleśnie zderzają się z rzeczywistością.

Myśmy po prostu przedobrzyli, Woodrow. Wybiliśmy prawie wszystkich ludzi, dzięki którym działo się w tym kraju coś ciekawego.

„Na południe od Brazos” nie zachwyciło mnie od razu. Stopniowo jednak, sama nie wiem dokładnie kiedy, zaczęłam odkrywać niezwykłe piękno tej powieści. Piękno surowe, a przez to może właśnie widoczne dopiero po przeczytaniu około 1/3 historii Kapeluszników, gdy mnogość wątków zaczęła się kunsztownie zaplatać i to, co najpierw zdawało mi się nieco przytłaczającym chaosem ułożyło się w skomplikowany, ale zrozumiały wzór. Zaryzykuję stwierdzenie, że zrozumiałam co przyciąga do tej książki tylu czytelników: otóż jest to taka opowieść, w której każdy znajdzie coś innego i którą można odczytywać na wiele sposobów. Dla mnie western McMurtry’ego stał się wielką historią o samotności i niezrozumieniu. Losy kolejnych bohaterów pokazały mi, jak trudnym, ale przy tym niezwykle cennym i pięknym doświadczeniem jest… drugi człowiek. Historia przyjaźni Gusa i Calla czy ta miłości Gusa i Klary (swoją drogą Klara to chyba moja ulubiona postać tej powieści), a nawet przykład zupełnie odmiennych oczekiwań, które czynią porozumienie absolutnie niemożliwym, jak u Jake’a Spoona i Loreny Wood to coś, co pozwala w pełni zrozumieć kunszt pisarski McMurtry’ego oraz jego znajomość ludzkiej psychiki. I to właśnie niezwykle prawdziwe portrety bohaterów są dla mnie największym atutem tej powieści.

Można więc wystraszyć się gabarytów „Na południe od Brazos” i odłożyć ją na półkę, na wieczne „później, gdy będę mieć dużo czasu”, ale szkoda by było. Choć sama czytałam powieść cztery miesiące, przeplatając ją innymi książkami, przekonałam się, że nie ma się czego bać. Western ten napisany jest pięknym językiem (na pewno duża w tym również zasługa tłumacza, Michała Kłobukowskiego), co przy równoczesnej płynnej narracji nie sprawia problemów w czytaniu. Fakt, w moim przypadku musiałam się najpierw wgryźć w historię, bowiem ma ona swoje tempo – dość zmienne, początkowo wolne, które potem skacze od sceny do sceny, to przyspieszając, to znów zwalniając, jak konie, które raz jadą stępa, później idą kłusem, a następnie puszczają się w galop czy cwał. Jednak „Na południe od Brazos” z rozdziału na rozdział wynagradza z nawiązką spokojny rytm pierwszych stron, wciągając czytelnika w poplątane ścieżki życiowe bohaterów, z którymi, uwierzcie mi, zaprzyjaźniamy się mocniej ze strony na stronę. W końcu nieomal płaczemy, gdy kogoś na kartach powieści spotyka śmierć.

Mogłabym jeszcze długo pisać o tej książce, bowiem mam wrażenie, że zaledwie liznęłam kilka jej tematów i wątków, ale resztę pozostawiam do odkrycia Wam. Sprawdźcie, o czym dla Was będzie uznana powieść Larry’ego McMurtry’ego, jakie treści w niej odnajdziecie, co najbardziej Was uderzy i da Wam do myślenia. To w pewien sposób pozwala też odkryć coś o sobie samym i o tym, co jest dla nas ważne: i może to jest właśnie jedna z cech wielkiej literatury? Ja wśród piasków pustyni, małych miasteczek Ameryki, gdzieś w podrzędnych saloon barach połączonych z burdelami, gdzie jedzenie jest podłe a muzyka nie lepsza, między grą w karty, pędzeniem bydła a ogniskiem gdzieś pośrodku pustkowia… odnalazłam swoją prawdę o człowieku. I to była cenna lekcja.

6/6

Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu Vesper:

vesper250

7 myśli w temacie “„Na południe od Brazos” L. McMurtry

  1. Pingback: Tydzień blogowy 9/2018 – Wielki Buk

  2. Czytałem tę powieść po raz pierwszy lata temu w liceum i pamiętam, że zrobiła na mnie duże wrażenie. Miałem ją w planach jeszcze w grudniu, ale jednak jej gabaryty teraz mnie przerażają. Gdybym chciał ją przeczytać bez przerw, zajęłaby mi chyba cały miesiąc. A na to, przy zaległościach, nie mogę sobie pozwolić. A czytać na raty nie lubię. Ot, taki dylemat 😉

    • To rzeczywiście masz problem 😉 Ja na szczęście mogę śmiało przeplatać lektury, więc takim sposobem czytałam Brazos. Czytania paru książek na przemian nauczyły mnie studia polonistyczne – było tyle obowiązkowych lektur, że gdybym chciała czytać po jednej to nie starczyłoby mi czasu na własne wybory czytelnicze 😀

  3. Pingback: Podsumowanie kwietnia | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

  4. Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

  5. Pingback: Czytelnicze podsumowanie roku 2018 | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

  6. Pingback: „Ostatni seans filmowy” L. McMurtry | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

Dodaj komentarz