„Beksińscy. Portret podwójny” M. Grzebałkowska

Autor: Magdalena Grzebałkowska

Tytuł: Beksińscy. Portret podwójny

Wydawnictwo: Znak

Liczba stron: 480

Rok pierwszego wydania: 2014

Źródło: Wypożyczona z biblioteki

Wyzwanie: Czytam opasłe tomiska (480 stron)


Zdzisław Beksiński. Nie pamiętam kiedy pierwszy raz o nim usłyszałam, kto mi o nim powiedział. Rzeźbiarz, fotograf, rysownik, malarz, grafik komputerowy – artysta. Jego obrazy wywoływały we mnie dziwne uczucia, ciary, ukłucie niepokoju. Szkielety, potwory na pajęczych nóżkach, samotne postacie o wielkich oczach, ciemność, obcość, strach. Zawsze powtarzam, że ja się nie znam na sztuce, biorę ją na czuja – robi wrażenie, nie robi, to moje kryteria. Beksiński robił na mnie zawsze ogromne wrażenie.

222024-352x500No i ta książka. Grzebałkowska postanowiła opisać dwie nietuzinkowe postaci – ojca i syna. Nie było łatwo zrobić tego z wyczuciem, bowiem to rodzina naznaczona piętnem, zimnem i śmiercią. Łatwo wpaść w patetyczny ton, piać o starszym Beksińskim, że taki genialny, o młodszym mówić ze współczuciem, że taki biedny. Autorka tego nie robi.

Zdzisław Beksiński sprawia wrażenie chłodnego odludka. Nie przepada za ludzkimi spędami, zdecydowanie nie jest duszą towarzystwa. Wycofany, ma tylko kilkoro lepszych znajomych, no i ją – żonę Zofię. Widać, że bardzo ją kochał, ale też jego miłość była specyficzna, trochę bowiem Zosię wykorzystywał i choć to widział, nie umiał tego zmienić. On był Mistrzem, ona z radością mu służyła. Tak codziennie, przy sprzątaniu, zmywaniu naczyń, gotowaniu obiadów, do czego Beksiński nie miał głowy, ale też artystycznie – pozwoliła się rozebrać do naga i splątać sznurem, by mąż zrobił jej zdjęcia. Była, wspierała. Po jej śmierci Zdzisław Beksiński nie może się pozbierać.

„Beksińscy. Portret podwójny” pokazuje drogę, jaką nieznany Zdzisek przeszedł, by stać się uznanym artystą. A nie była to droga łatwa: w ich domu panowała bieda, wciąż brakowało pieniędzy na materiały – płyty pilśniowe, na których malował, pędzle, farby. Nie było też wystarczająco dużo miejsca na tworzenie dzieł w rozmiarach, o jakich marzył Beksiński. Potem, gdy nadeszły pierwsze małe sukcesy, Zdzisław Beksiński nie chciał wyjść ze swej samotni. Nie przychodził na wernisaże jego prac, nie podróżował poza rodzinny Sanok. Zwierzał się znajomym w listach, że gdy wyjeżdża z domu, ma ze stresu okropne kłopoty żołądkowe. A listów pisał Zdzisław wiele… I to tak długie, że wielu adresatów czuło wyrzuty sumienia, że nie potrafi odpisać równie obszernie.

Dziecko? Pojawiło się jakoś tak obok, bez wielkiej chęci. Ot, rodzina naciskała. Na świat przyszedł Tomek Beksiński. Nie, nie był ponurym dzieckiem, choć na pewno był chłopcem dość dziwnym. Pewnie sporo można tu zrzucić na karb wychowania, które w dzisiejszych czasach nazwalibyśmy „bezstresowym”. Zbigniew nie bił syna, ale też go nie przytulił. Małe dzieci go brzydziły. Zosia pozwalała Tomeczkowi na wszystko. Mały chłopiec biegał po domu, zaglądał we wszystkie kąty, obserwował ojca przy pracy, oglądał filmy nieodpowiednie do jego wieku, naśladował ojca, chadzał na westerny, przeklinał, miał bujną wyobraźnię, był samotnikiem. Nie umiał bawić się z innymi, w dorosłym życiu miał problem z dialogiem – chciał mówić, być w centrum uwagi, pragnął, by to jego słuchano. Był niedowartościowany. Fascynował się śmiercią, ukochał horrory, należał do stowarzyszenia miłośników wampirów. Miał pięć prób samobójczych. Ostatnia była udana. Mówi się, że ojciec czuł, że już nie powinien go ratować. Nie wiadomo jaka była prawda. Zdzisław Beksiński kochał syna, ale miał problem z okazywaniem uczuć.

Dwie mroczne persony, dwa ciemne światy, osobne, zamknięte, niezrozumiane. Jedak nie tylko czarne tony przebijają z tej książki, są tu chwile radości i śmiechu, jak w każdym prawdziwym życiu. Posłuchajcie:

Zdzisław Beksiński kilka lat później napisze o przyjacielu: <<Był tu przez kilka dni Jurek Lewczyński i jestem trochę wykończony. Bo Jurek ma usposobienie, które zawsze (jak go lubię) wyprowadzało mnie po godzinie z równowagi (…) Wiedząc, że w Sanoku nie chcę zwracać na siebie uwagi, ryczał na całe gardło co dwie minuty: Zdzichu, gdzie jest afisz twojej wystawy (…) lub gdy szły przed nami cztery dzierlatki, które być może znam, a które znają mnie na pewno (…) to zaczynał przenikliwym szeptem słyszalnym w Zagórzu: Zdzichu, Zdzichu, jakie tutaj dziewczyny, jakie mają małe piersi etc. (…) Tak więc gdy w Brzozowie (…) zauważył pomnik wdzięczności dla Armii Czerwonej i zawołał: Zdzichu, klęknij, a zrobię ci zdjęcie, ruszyłem w stronę pomnika, wtedy on zaczął ryczeć szeptem w panice: zostaw, zostaw, bo może być jakiś milicjant i będzie skandal, o, to już nie wytrzymałem, podbiegłem do pomnika, uklękłem jak święty Stanisław Kostka adorujący hostię, po czym biłem pokłony, a Jurek pryskał w bok z miną „ja z tym panem nie byłem”. Uzyskałem pełną satysfakcję. Chociaż raz.>>

Grzebałkowska napisała świetny, stonowany reportaż i udało jej się nie popaść w przesadę. A popaść nie było trudno, bowiem historia rodziny Beksińskich była dość wyrazista i smutna. Reporterka opisała ją do końca. Najpierw zmarła Zofia. Potem Tomaszowi wreszcie udało się popełnić samobójstwo. Ostatni był Zbigniew – zabito go nożem… Można by sądzić nieomal, że zawisła nad nimi jakaś klątwa, a jednak Grzebałkowska nie dała się ponieść łatwym emocjom. Opisała wszystko z szacunkiem i wyczuciem. Musicie to przeczytać.

5+/6

PS. Kilka prac Zdzisława Beksińskiego:

1

9_Beksiski---s

002231

b5c006be001b5c6f47eab9df

beks_1976

zdzislaw_beksinski_1974_2-zly-wierg-narecznica

12 myśli w temacie “„Beksińscy. Portret podwójny” M. Grzebałkowska

  1. Pingback: Recenzje od A do Z | Kultura czytania - moje recenzje książek

  2. Uwielbiam twórczość Beksińskiego – mocna, straszna, ogromnie przemawia do mojej wyobraźni… Nie jestem pewna, czy chciałabym czytać o życiu tej rodziny… Nie wiem, nie wiem… kiedyś zerknę, ale obrazy są genialne! 🙂

    • To jest świetnie opisane, z dużym wyczuciem. Ja byłam oczarowana i szybciutko łyknęłam tę cegiełkę. Przy najbliższej okazji pomacaj, powąchaj i się zastanów 😀

  3. Pingback: PoniedziałkowePolecamTO! [odcinek 17] | Obsesja czytania

  4. Do mnie nie przemawia i jakoś nie rozumiem szumu wobec tej książki. Może dlatego, że nie interesują mnie te osoby na tyle, by przeczytać o nich grubą książkę. I śmiać mi się chce, że Zdzisław był taki biedny, bo nie miał pieniędzy na materiały, a w tym czasie wcale nie interesował się synem. Niee, nie przemawia to do mnie 😦

    • Przymusu nie ma 🙂 Wiadomo, że nie każdego będzie to ciekawić. Zdzisław to był dziwny człowiek, nie wiem czy bym go polubiła, bo był dość chłodny. Moim zdaniem głupotę zrobił, że spłodził syna, bo zdaje się, że ani dziecka nie chciał, ani nie potrzebował. Niemniej jego dzieła bardzo na mnie działają.

      • No właśnie. Ale artyści to często egoiści.
        Pewnie gdyby jego dzięła bardziej do mnie przemawiały, to chciałabym przeczytać książkę o Beksińskich, a ja mam w tym przypadku reakcje: Ooo, fajne! I po chwili zapominam 🙂

  5. Lubię. Szczególnie wersję „jestem malarzem”. Ciągle mi coś przeszkadza przeczytać „Portret podwójny”. Przeszkodziło też w dotarciu na spotkanie autorskie. Ciągle coś. Ale rekompensuję to sobie, spoglądając na przejmujące (przynajmniej mnie) obrazki, myśląc: no tak, trzeba przeczytać!, gdy tylko pojawi się na znajomym blogu. I tak może kiedyś w końcu… (:

  6. Pingback: Podsumowanie kwietnia | Kultura czytania - moje recenzje książek

  7. Pingback: Złota Zakładka – nagroda blogerów książkowych. Moje nominacje | Książkowe światy - moje recenzje książek

Dodaj komentarz