Podsumowanie lipca

Cześć! 🙂 Choć wciąż jestem jeszcze w trybie endless summer, to nie da się ukryć, że połowa wakacji już za nami. Mój urlop minął w mgnieniu oka, i choć wypoczęłam, szybko znów wpadłam w wir pracy. Niemniej lipiec był przyjemny: dość leniwy, relaksujący, w trybie slow… No i zaczytany rzecz jasna 😀 Zapraszam do lektury notki, a w niej jak zwykle znajdziecie przeczytane książki, nowe zdobycze na półkach, garść statystyk i polecajki blogowo-vlogowe 🙂

  • „Wnuczka do orzechów” M. Musierowicz (6/10): Można by napisać cały elaborat na temat tego, jak Małgorzata Musierowicz konstytuuje dziewczęce losy w swoich powieściach, ale… Mówiąc szczerze, przymykam na to oko w trakcie lektury. To znaczy, owszem, czasem się zirytuję, że kolejna wyrazista postać z własnym zdaniem zostaje sprowadzona do roli żony i matki, ale czytam kolejne tomy cyklu z innego powodu: gdy jest mi źle, prosty, ciepły świat Borejków jest jak plasterek na serce. Po prostu lubię wracać do tej rzeczywistości, nawet, gdy się zżymam, że nastolatek na wakacjach czyta „Dzieje sześciu pojęć” Tatarkiewicza.
  • „Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę” O. Vuong (7/10),
  • „Kryptonim Romeo” W. Nerkowski (7/10),
  • „Życie jest sztuką. O korzyściach płynących z porażek i o sile wyobraźni” JK Rowling (6/10): Niezbyt odkrywcza, ale przyjemna w odbiorze mowa, którą Rowling wygłosiła dla absolwentów Uniwersytetu Harvarda. Poza tym takie niby oczywiste prawdy jak to, że nie zawsze porażka musi przekreślić nasze szanse na dobre życie i że nawet osoby sukcesu po drodze zwykle parę razy upadły, zwykle nie pojawiają się w naszej głowie, gdy sami przeżywamy życiowy kryzys. Dla fanów JK Rowling pewnie pozycja obowiązkowa, dla reszty ciekawostka.
  • „Chłopiec, kret, lis i koń” Ch. Mackesy (7/10): Piękna opowieść dla dzieci i dla dorosłych. W prostych, trafiających do serca słowach opowiada o tym, co w życiu najważniejsze. Uczy, że czasem przyznanie się do strachu to największa odwaga i że dla kogoś możemy być całym światem. Ciepła, mądra i okraszona cudownymi rysunkami. Idealny prezent dla kogoś bliskiego.
  • „Księgarz z Kabulu” Å. Seierstad (7/10): Po upadku reżimu talibów do Afganistanu docierają setki dziennikarzy, wśród nich trzydziestoletnia Norweżka Åsne Seierstad. W zrujnowanym Kabulu poznaje nobliwego właściciela księgarni – afgańskiego patriotę, doskonale wykształconego erudytę, a przy tym fascynującego mężczyznę. Reporterka spędza za jego zgodą dłuższy czas w jego domu. Jest zdumiona, że ten wykształcony mężczyzna w domu jest bezwzględnym panem i władcą. Bezcenne spojrzenie na mało nam znaną kulturę.
  • „Cisza białego miasta” E. García Sáenz de Urturi (7/10): Pierwszy tom kryminalnej trylogii dziejącej się w hiszpańskiej Vitorii. Mieszkańcami miasteczka wstrząsa wiadomość o podwójnym morderstwie, łudząco podobnym do brutalnych seryjnych zbrodni sprzed dwudziestu lat. W tym samym czasie na swoją pierwszą przepustkę z więzienia ma wyjść skazany za tamte zabójstwa Tasio Ortiz de Zárate. Wracają stare obawy i strach, ludzi zaczyna ogarniać przerażenie. Bardzo dobrze napisany wciągający kryminał.
  • „Mur duchów” S. Moss (8/10): Niepokojąca, trzymająca w napięciu opowieść. Ojciec Silvie jest kierowcą autobusu, ale jego prawdziwa pasja to historia Wielkiej Brytanii. W trakcie letniego urlopu zabiera żonę i nastoletnią Silvie na obóz antropologiczny, którego uczestnicy odtwarzają życie w epoce żelaza wraz ze wszystkimi niedogodnościami. Obóz ma charakter naukowy, jednak zaciętość i bezkompromisowy charakter ojca Silvie sprawiają, że przeradza się on w spektakl dominacji mężczyzny nad rodziną. Jedna z lepszych książek, które czytałam w tym roku. I już wiem, że muszę sięgnąć po inne książki Moss.
  • „Mamy morderstwo w Mikołajkach” M. Matyszczak (6/10),
  • „Nieboszczyk sam w domu” A. Rogoziński (7/10): Czasem czytanie o mroźnym grudniu jest zbawienne w letnie upały: i tak też było tym razem. Choć zastanawiałam się, czy to dobra pora na powieść dziejącą się w trakcie świąt Bożego Narodzenia, nie żałowałam lektury. Mieszkańcy kamienicy w małym miasteczku Morderczo przygotowują się do świąt Bożego Narodzenia. Mają nadzieję, że spędzą je w spokojnej i miłej atmosferze. Kiedy jednak młode małżeństwo zamiast prezentów, znajdzie pod choinką nieżywego świętego Mikołaja, inny z lokatorów odkryje, że skradziono mu bezcenną rodzinną pamiątkę, a swoje „śledztwo” zacznie prowadzić dwójka dziesięciolatków, sielankowa rzeczywistość zamieni się w… prawdziwą komedię omyłek! Muszę przyznać, że to jedna z najfajniejszych książek Alka: niewymuszony humor, barwne postaci, no i… krwawa zbrodnia. Działo się!
  • „Niespokojna krew” R. Galbraith (8/10): Ależ tęskniłam za parą detektywów, Robin i Cormoranem! Tym razem sprawa dotyczy nierozwiązanej sprawy sprzed lat. Gdy Strike odwiedza w Kornwalii ciężko chorą ciotkę, kontaktuje się z nim kobieta, której matka w 1974 roku zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Strike jest zaintrygowany – nigdy nie pracował nad sprawą sprzed kilkudziesięciu lat. Mimo nikłych szans na powodzenie dopisuje zlecenie do długiej listy dochodzeń, które prowadzi ze swoją wspólniczką Robin Ellacott. Tymczasem Robin boryka się z trudnościami w życiu prywatnym. Na dodatek zarówno ona, jak i Strike zmagają się z uczuciami, których doświadczają w łączącej ich relacji. Nie umiałam się oderwać od tej historii. Kojarzycie to uczucie, gdy czytacie tak intrygującą książkę, że cały dzień o niej myślicie i czekacie na moment, gdy będziecie mogli do niej wrócić? To właśnie ten przypadek. Teraz pozostaje mi tylko czekać na kolejny tom.
  • „Kwestia winy” M. Rogala (7/10),
  • „Historia przemocy” E. Louis (8/10): Mocna, powodująca ucisk w piersi, opowiadająca o traumie książka Louisa porusza i zasmuca. Młody paryżanin wraca do domu w wigilijną noc po udanej kolacji z przyjaciółmi. Jest czwarta nad ranem i ulice są puste. Nieopodal domu zaczepia go nieznajomy. Decyzja o tym, czy zaprosi go do domu, czy nie, na zawsze zmieni życie głównego bohatera. Świetne, sugestywne przedstawienie tego, jakie piętno odciska na nas przemoc, a także opowieść o tym, jak nasze doświadczenia są zawłaszczane przez innych.
  • „Czarny Lampart, Czerwony Wilk” M. James (229/752 strony),
  • „Statystycznie rzecz biorąc, czyli ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla?” J. Bąk (150/320 stron),
  • „Czarne słońce” J. Żulczyk (pozostało 9 godzin i 19 minut).

Przeczytanych/zrecenzowanych: 13/4

Polskich/zagranicznych: 5/8

Beletrystycznych/popularnonaukowych: 11/2

Średnia ocen (na podstawie gwiazdek na serwisie Lubimy Czytać): 7,0

Najlepsza/najgorsza: „Mur duchów”/„Wnuczka do orzechów”

Na razie nie napiszę za wiele o tych obrazach. Zarówno w przypadku „Pose”, jak i „To jest napad: Największa kradzież dzieł sztuki w historii” obejrzałam tylko jeden odcinek. Ocenię je, gdy poznam je lepiej.

Obejrzałam za to trzy filmy. Nie jest to zbyt dużo, biorąc pod uwagę, że miałam ponad dwa tygodnie urlopu, ale tak jakoś wyszło.

Pierwszy był dokument „Ujawnienie”, rewelacyjny. Ważni transseksualni twórcy i artyści opowiadają o przedstawianiu mniejszości trans w hollywoodzkich produkcjach i tym, jaki wpływ wywiera to na ich społeczność. Naprawdę otworzył mi oczy i pokazał, w jak wielu filmach, które oglądałam jako dziecko czy nastolatka, sprowadza się osoby transseksualne do roli śmiesznego gagu, wątku pobocznego (jak wiele kojarzycie scen, gdy męski główny bohater ma romans z piękną kobietą, ale później okazuje się, że ma ona penisa? „Biedny” bohater jest wstrząśnięty, bierze prysznic, zmywa z siebie osobę trans, a my… mamy ubaw? Ja niestety zbyt wiele). Jeśli ważne jest dla was poszanowanie praw człowieka (a dla każdego powinno być!), to polecam ten dokument. Do obejrzenia na Netflixie (8/10).

„Joker” niby nie powinien mnie fascynować, bo nigdy nie interesowały mnie filmy o superbohaterach: nie kręci mnie Batman, Superman, Spiderman, X-man ani cała ta banda. Jednak „Joker” to właściwie dramat psychologiczny. Pokazuje jak narodził się postrach Gotham City i największy wróg Batmana. Przedstawiony przez Phillipsa obraz śledzi losy kultowego czarnego charakteru, człowieka zepchniętego na margines. To nie tylko kontrowersyjne studium postaci, ale także opowieść ku przestrodze w szerszym kontekście. Film dobry, ale równocześnie dość przytłaczający. Chyba nie obejrzałabym go drugi raz, ale dla rewelacyjnego Joaquina Phoenixa jako Arthura Flecka/Jokera ten raz warto (7/10)!

Ostatnim obejrzanym w lipcu filmem był „Potwór”. Film opowiada historię Steve’a Harmona, siedemnastoletniego prymusa z elitarnej szkoły średniej, którego świat lega w gruzach, gdy zostaje oskarżony o morderstwo i grozi mu spędzenie reszty życia za kratkami. Tak zaczyna się dramatyczna odyseja przez skomplikowaną batalię sądową, która zaważy na losach tego inteligentnego i lubianego ucznia z Harlemu. Poruszający obraz, wpisujący się w ruch BLM i pokazujący jak w Ameryce dyskryminowani są ciemnoskórzy mężczyźni. Daje do myślenia (8/10).

W lipcu w głośnikach lub na słuchawkach grały najczęściej:

Recenzenckie

Od wydawnictwa Czwarta Strona:

Kupione/zdobyczne

W lipcu przybyło do mnie 5 książek.

W ramach wyzwania przeczytałam dwie książki.

Wielkobukowe bingo (podstawowe):

Wielkobukowe bingo (wyzwanie okładkowe):

  • „Chłopiec, kret, lis i koń” Ch. Mackesy – okładka z pozłacanym lub posrebrzanym tytułem,
  • „Cisza białego miasta” E. García Sáenz de Urturi – okładka z ptactwem lub owadami.

Trójka e-pik Sardegny:

  • „Mamy morderstwo w Mikołajkach” M. Matyszczak – Urlop w Polsce,
  • „Wnuczka do orzechów” M. Musierowicz – Pierwsze będą ostatnimi a ostatnie pierwszymi,
  • „Historia przemocy” E. Louis – Francuskie klimaty.
  • u Jerzego z kanału Kto czyta, żyje podwójnie:

Zapraszam na mój IG:

I to wszystko w podsumowaniu miesiąca. Do usłyszenia!

Jedna myśl w temacie “Podsumowanie lipca

Dodaj komentarz