Krytyka autora i czytelnika, czyli gdzie kończy się prawo do wypowiedzi, a zaczyna się hejt

Dziś miała się ukazać zupełnie inna notka (to jest wpis o cyklu Bernarda Miniera o policjancie Martinie Servazie), ale musi jeszcze chwilę poczekać, bowiem w ten czwartek mi się ulało. Z hejtem w Internecie stykam się od dawna, przypuszczam, że może to powiedzieć o sobie każdy aktywny użytkownik tego medium. Mądrale i znawcy wszystkiego są wszędzie: na każdym forum, w sekcji komentarzy na Facebooku, w wypowiedziach pod artykułami na Pudelku… Znamy się na każdym temacie i czujemy, że mamy pozwolenie, by krytykować wszystko i wszystkich – w końcu ponoć żyjemy w wolnym kraju, w którym panuje wolność wypowiedzi, tak? Otóż tak, ale istnieją pewne granice, i jest jeszcze ta cienka linia: a kiedy już ją przekroczymy, z wyrażającej swą krytyczną opinię osoby stajemy się hejterem. I to już nie jest w porządku.

hejt «obraźliwy lub agresywny komentarz zamieszczony w Internecie»

Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego

Przygotowując się do tego wpisu, trafiłam na ciekawą notkę Segritty, która klarownie tłumaczy, czym krytyka różni się od hejtu. Segritta pisze tam, że:

Hejt, w odróżnieniu od krytyki, nie ma na celu zmieniania czyjejś opinii ani czynienia świata lepszym. Hejt ma na celu wywoływanie negatywnych emocji w adresacie lub w publiczności.

  • Chcę zranić człowieka, którego nie lubię, więc napiszę coś, co sprawi, że mu będzie przykro.
  • Chcę sprawić, by inni ludzie nie lubili człowieka, którego nie lubię, więc napiszę coś, co sprawi, że będą mieli o nim złe zdanie. Może oni go teraz będą ranić.

(tutaj link do całego tekstu: [klik!])

Wyjaśnijmy sobie coś już na wstępie, ponieważ pisząc tę notkę, będę się opierała na przykładzie dwóch hejtowanych pisarzy, których osobiście lubię. Mogą się więc pojawić głosy, że bronię ich z powodu sympatii, jaką do nich czuję, że jestem bezkrytyczna, bo jestem psychofanką etc. – uwierzcie mi, słyszałam już wszystkie te oskarżenia. No więc owszem, lubię zarówno twórczość Remigiusza Mroza i Alka Rogozińskiego, jak i ich osobiście. Czy jestem bezkrytyczna wobec ich dzieł? Nie, nie jestem. Wiem, czego można nie lubić w kryminałach Mroza, wiem, że nie każdy chwyci poczucie humoru Alka. Ale, no właśnie: po pierwsze co innego krytyka, a co innego hejt, a po drugie, do czego zaraz przejdę, co innego krytyka twórczości pisarza, a co innego hejt na jego osobę. Kumacie?

Dla zobrazowania całej sytuacji, proszę bardzo – to jest krytyka książki:

Nadal jestem na nie, nadal nie wiem kto jest adresatem tej serii, bo mnie ta historia zupełnie nie kupiła. Taka awanturnicza powieść z masą okrucieństwa i nie, nie bulwersuje mnie to, bo czytałam książki z opisami brutalniejszymi ale nigdy nie przepadam, zaś tutaj  wydawało mi się, że tak napisana powieść deprecjonuje te okrucieństwa, czyni z nich anonimowy ciąg przemocy jak w filmach z tak zwanym mordobiciem nie do końca odpowiada mi coś takiego.

(pisownia oryginalna, tutaj link do całego tekstu: [klik!])

Albo to:

O ile początek książki był całkiem obiecujący, o tyle im dalej posuwałam się z lekturą, tym było coraz gorzej. Doszło w końcu do tego, że z politowaniem i niedowierzaniem przyglądałam się poczynaniom bohaterów. A jeśli już o nich mowa, to są postaciami mocno nijakimi.

(tutaj link do całego tekstu: [klik!])

Żeby nie było, mi także zdarzała się krytyka:

A tym razem się zdziwimy, bo autor wpadł w pułapkę – i doprawdy nie wiem, jak to się stało, że tak (zupełnie niepotrzebnie) rozciągnął tę historię. Może to kwestia tego gatunkowego przepoczwarzenia (z sagi rodzinnej w kryminał), bowiem to, co sprawdziłoby się w rodzinno-romansowych opowieściach, nijak nie przystaje do powieści, której siłą napędową ma być poszukiwanie mordercy. W efekcie ani wilk syty, ani owca cała, bo ci, którzy spodziewali się miłosnych perypetii, pewnie nie zadowolą się kilkoma zdawkowymi zdaniami na końcu, a i ci, którzy oczekiwali tego, do czego przyzwyczaił nas Mróz, również muszą obejść się smakiem.

(tutaj link do całego tekstu: [klik!])

A teraz hejt:

Osobiście nie widziałbym się w roli pisarza przed trzydziestką .
W zasadzie w ogóle się nie widzę. Bo mierzę siły na zamiary.
Ale Pan Mróz się widzi. (…)
Widzi się, jako bożyszcze dla mas objawione.
Jako spec od księgarń zapełniania.
I drogowskaz trendów wyznaczania. Dla Młodych Gniewnych.

(…)

A tak na marginesie.
Czy Ciocia pańskie wulgaryzmy na klatę bierze ?

(pisownia oryginalna)

Od razu pojawiają się osobiste wtręty, przywoływanie ciotki autora. Rozumiem, że komentujący ją zna i uważa, że Mróz jest wstydem dla tak oświeconej osoby. Słabe i niepotrzebne.

Pewnym wytłumaczeniem dla tego żenująco niskiego poziomu tej powieści jest fakt, że autor ten jest niezwykle płodny pisze średnio jedna powieść na miesiąc ! Naprawdę jedna na miesiąc ! Podczas gdy dla porównania wielu bardzo utalentowanych pisarzy ledwo daje radę z pisaniem jednej nowej książki na rok. Zatem pisząc w takim tempie autor nie specjalnie ma czas na przemyślenia i logiczne rozumowanie, przelewa na papier wszystko to co mu tylko przychodzi do głowy a jak wiadomo papier jest cierpliwy i przyjmie wszystko , tylko czy my to potem musimy czytać ? Jeśli o mnie chodzi to dziękuję nie skuszę się już nigdy więcej na żadną propozycję tego autora.

(pisownia oryginalna)

Jak można zrozumieć, Remigiusz Mróz nie jest utalentowany, nie myśli podczas pisania swoich książek i przelewa na papier wszystko, co tylko przyjdzie mu do głowy. Czy taka jest prawda? Oczywiście, że nie.

Myślę, że tyle przykładów wystarczy, bo nie chodzi mi o to, by powielać nieprzyjemne, chamskie komentarze. Z premedytacją też nie podaję imion i nazwisk autorów hejtów: nie należy im się sława. Nie chcę też, żeby przez mój post ktoś do nich trafił i zaczął dla odmiany… hejtować hejterów. Zupełnie nie taki jest mój cel.

Jeszcze tylko jedna rzecz, jeśli mowa o Mrozie: 15 stycznia pisarz miał urodziny, i z tej okazji Adam Szaja, prowadzący stronę Smak Książki, spytał, czego mu życzymy. Wśród miłych słów pojawiły się jednak również takie:

hejt na Mroza

Ludzie, serio? Będziecie komuś dopiekać nawet w jego urodziny, ubierając to w formę „życzeń”? Jest wam lepiej, gdy wbijecie komuś szpilę i sprawicie mu przykrość? Powołując się jeszcze raz na Segrittę, chcę wam uświadomić, że w ten sposób zasilacie niechlubne grono hejterów, bowiem celem hejtu jest „chęć sprawienia przykrości. Hejter ma nadzieję, że Autorowi będzie przykro. Ma nadzieję, że jego obraźliwy komentarz dostanie dużo lajków i przez to Autorowi będzie jeszcze bardziej przykro. Ma nadzieję, że inni ludzie polubią jego – a nie Autora. I że to już tego autora zupełnie pogrąży. Zgniecie go. I wtedy on, hejter, cały na biało, dostanie trochę tej estymy, popularności i szacunku, którego tak pragnął. A nawet jeśli jej nie dostanie – to ktoś inny ją straci, więc w porównaniu nie wypadnie już tak źle” (za: Segritta.pl, Różnica pomiędzy hejtem a konstruktywną krytyką).

A teraz trochę o Alku Rogozińskim, o którym krąży wiele mitów. Na przykład taki, że obraża się za krytykę – co, jak wiem, nie jest prawdą. Natomiast prawdą jest, że, owszem, przejmuje się hejtem skierowanym w jego stronę. Nie wiem, kto ma tyłek z żelaza i serce z kamienia, żeby się czymś takim nie przejmować, a jeśli taki ktoś istnieje to szczerze mu gratuluję: jest mu łatwiej na tym świecie. Mówi się też, że Alek odgrywa się na krytykach, kłócąc się z nimi i blokując ich. Nie rozróżnia się tu ciągle krytyki od hejtu. Bo owszem, Alek Rogoziński rzeczywiście postanowił usuwać hejterskie komentarze i w ostateczności blokować osoby, które z upodobaniem mu takie zamieszczają. Jego strona na Facebooku, jego miejsce w sieci – jego prawo. Remigiusz Mróz stara się dyskutować z hejterami, tłumaczyć, czasem grzecznie podziękować za uwagę, Alek Rogoziński po prostu usuwa delikwenta ze swojej przestrzeni osobistej. I każdy sposób na hejtera jest dobry! No, może dopóki nie odpłacamy mu tą samą monetą.

I, powtórzę się: jeśli ktoś chce krytykować książki Alka, nie mam nic przeciwko. Truizmem tej notki niech będzie fakt, że gusta ludzkie są różne. Nie każdy lubi komedie kryminalne. Nie każdy lubi poczucie humoru, jakie prezentuje autor. Nie każdy zobaczy, że autor puszcza oczko i zanim zażartuje z kogoś, to najpierw trzy razy zażartuje sam z siebie (jeśli zajrzycie na jego profil na Facebooku to zrozumiecie, co mam na myśli). Mam zresztą podejrzenie, że to taki typ, który żartuje sobie z tych, których lubi najbardziej: sama tak właśnie robię! Coś, co z boku wygląda na zwykłe „wrzucanie komuś”, dla mojego przyjaciela, pod adresem którego kieruję swoją „wrzutę” jest przyjacielskim kuksańcem w bok. Wie, że i tak go uwielbiam i że w życiu nie chciałabym mu dopiec. Wracając do meritum, nie zabraniam ludziom (i autor też tego nie zabrania, tak dla jasności) krytykować jego książek. Nie zgadzam się natomiast na hejtowanie autora. A w czwartek przeczytałam notkę, która zdobyła trzy niechlubne punkty: hejtuje Alka, wydawnictwo Filia, które wydaje jego książki oraz czytelników i blogerów, którym jego komedie kryminalne się podobają. To teraz garść cytatów:

Tutaj nie znalazłam nic, co mogłoby działać na korzyść w ocenie wytworu jak i na temat samego autora, którego jak większość już wie, cechuje nie tyle poczucie humoru, co żałosna próba bycia fajnym.

Dzięki tej promocji straciłam szacunek do owego wydawnictwa, jak i osób, które wypuściły do druku coś takiego i jeszcze czuło się dumne. Brawo Wy!

W ogóle tak mnie zaciekawiło, przy okazji czytania fragmencików do cytata. Jak to Pan Autor, pięknie sobie poużywał z kolegów jakby nie było po fachu, którego sam nie za bardzo się jeszcze nauczył, ale chcieć to móc, niekiedy nie ważne ile ofiar. Takie heheszki,  no ale wielki podśmiehujki z dramatów autorek, które nie zgadzały się z opiniami negatywnymi, bo żałosne i w ogóle.

Tragiczne jest, że wydawca to wydał. Bo przecież liczą się sztuki, a co za tym idzie kasa. Że blogerzy czytali i nie widzieli nic,  co może się nie spodobać. Cholera, kobiety, jak nisko trzeba upaść, za te badziewne gifty chwalicie wszystko? Czy boicie się napisać prawdę, bo wydawca zerwie współpracę??

(pisownia oryginalna, na wniosek autorki postu link do całości, sprawdźcie sami: [klik!])

Nie chcę oceniać, co kierowało tym, kto napisał ten post. Segritta (ponownie się tu pojawia, bo napisała kilka ciekawych notek na temat zjawiska hejtu w Internecie) pisze, że:

Ludzie pewni siebie nie hejtują po nocach w sieci. To się po prostu nie zdarza. Doświadczeni profesjonaliści, którzy nie muszą walczyć o swoją pozycję i uznanie nie czują potrzeby dowartościowywania się poprzez hejt. Jeśli widzą coś, co im się nie podoba – idą dalej. Jeśli słyszą kogoś głupiego, nie tłumaczą mu, że jest głupi. Po co. Głupek i tak nie zrozumie a jeśli będzie chciał się zmienić, sam poprosi o pomoc.

(tutaj link do całego tekstu: [klik!])

Kończąc ten tekst, chciałam powiedzieć, że ocenianie charakteru człowieka przez tekst jego książki jest słabe. Drwienie z jego poczucia humoru czy umiejętności pisarskich jest słabe, a „życzenie” mu z okazji urodzin, żeby skończył pisać, jeśli pisanie jest tym, co daje mu frajdę, jest słabe do kwadratu. Bardzo mi się nie podoba wbijanie komuś szpil. Sama, gdy mam skrytykować książkę, szczególnie polskiego autora, gdzie znacząco wzrasta prawdopodobieństwo, że ów pisarz moją opinię przeczyta, ważę słowa. Do dziś zastanawiam się czasem, czy nie za bardzo pojechałam, pisząc o „Exodusie” Łukasza Orbitowskiego. Bardzo się starałam, by nie krytykować go personalnie, już nawet nie dlatego, że lubię zarówno Łukasza, jak i jego twórczość, ale po prostu dlatego, że to nie wypada: to naganne i zwyczajnie może drugą stronę ranić. A ja ranić nie chcę – zawsze staram się postawić w sytuacji tej drugiej osoby i pomyśleć, jak ona może się czuć. To się nazywa empatia, i mam wrażenie, że jest na wyginięciu w XXI wieku. Dlatego też zrobiło mi się ogromnie przykro, gdy czytałam powyższe przykłady hejtu, a potem ogarnęła mnie złość. I stąd ta notka, która pewnie nic nie zmieni (ale może zmieni coś w myśleniu choć jednej osoby? Chciałabym), ale którą musiałam napisać.

Dajcie, proszę, znać, co Wy o tym myślicie. Tylko bez hejtu 😉 Krytykę jakoś zniosę.

30 myśli w temacie “Krytyka autora i czytelnika, czyli gdzie kończy się prawo do wypowiedzi, a zaczyna się hejt

    • Przepraszam! Potrzebowałam przykładów krytyki wymienionych autorów, no i jakoś tak pomyślałam o Tobie 😀 Twoja notka była jak najbardziej w porządku 🙂

      • Uffff 😉 Jestem bliska wypisania się z jednej grupy, albo kilku na fejsie, bo tam nie ma dnia niemalże bez czepiania się Michalak, albo właśnie Mroza, co jest już tak słabe, że witki mi opadają. Nie lepiej sobie coś poczytać?

  1. Fakt, książka P. Mroza mi nie podeszła (ta, z której wyciągnęłaś cytat), ale nigdy nie obrażałabym w swoich opiniach na blogu samego autora – bo tego nie uznaję.
    Ale niestety niektórzy inaczej nie potrafią 😦

    • No i za to szacun 🙂 Wyciągnęłam akurat ten cytat, bo świetnie mi pasował do przykładu krytyki bez hejtu. Da się? Da się! A niektórzy zdają się tylko obmyślać, gdzie uderzyć, żeby zabolało najbardziej. Smutne 😦

  2. Cóż łatwiej jest „pojechać” autorowi niż napisać konstruktywną krytykę. Do tego trzeba trochę wiedzy i umiejętności, a zhejtować potrafi każdy. Niestety ludzie lubią się dowartościowywać kosztem innych :/

    • To prawda, łatwiej! Ale wciąż należy się zastanowić, czy warto… I czyj obraz mocniej cierpi na takim hejcie: adresata tekstu czy samego hejtującego.
      Dzięki za wypowiedź 🙂

  3. Z Mrozem najgorsze jest to, że dla wydawców to nazwisko jest żyłą złota. Nie treść, nie przesłanie, nie zaangażowanie książki w cokolwiek, nie język, nie fabuła jako taka, ale nazwisko. Pamiętam jego niedawną „Czarną madonnę”, na której miłośnicy horroru nie zostawili suchej nitki. Nawet ci bardziej wyrozumiali odbiorcy literatury popularnej (w tym czytelnicy Mroza) krzywili się na wylewające się z kart tej „książki” głupoty. Natomiast wydawnictwo wypuściło to coś jako tekst mogący konkurować z powieściami Kinga. Założę się, że gdyby jakiś Adam Kowalski popełnił taką „Czarną madonnę”, pół redakcji w wydawnictwie kulałoby się ze śmiechu, a tu Mróz, więc wydajemy.

    I to się właśnie nazywa psucie rynku, bo na miejscu takiego kiepskiego Mroza mógłby być wydany tekst lepszy jakościowo. No ale Mróz wpycha się bez kolejki, więc…

    Czy to jest hejt?

    • Jako że napisałeś ten sam komentarz i tu, i na Facebooku, przekleję moje słowa stamtąd:

      Nie, Tomku, nie jest. Odnosisz się tu do poziomu książki autora, jesteś kulturalny i argumentujesz swoje zdanie. Poza tym zgadzam się z Tobą, że akurat „Czarna Madonna” to jedna ze słabszych książek Mroza.
      Nie odmawiam Ci też całkiem racji w kwestii tego, że Mróz sprzedaje się teraz jako nazwisko, jest (he he) gorącym towarem na rynku. Dla autora i wydawnictw, z którymi współpracuje to oczywiście wymarzona sytuacja. Dla odbiorców, czyli czytelników, ma ona plusy i minusy. Tak jak mówisz, na miejsce dziesiątej książki Mroza w danym roku wydawca mógłby wcisnąć inną książkę. Może lepszą. Dla mnie osobiście plus jest taki, że mamy w Polsce rozpoznawanego pisarza i że nagle okazuje się, że mnóstwo ludzi czyta 🙂 W kraju, w którym ponoć robią to nieliczne jednostki. I ja akurat jestem zdania (a wiem, że są dwa obozy), że niech czytają co chcą, ważne, że czytają. Może lubią fabuły Mroza, a może nie lubią i sięgną po coś innego. Grunt, że próbują.

  4. Książek Mroza przeczytałam kilka (na pewno dwie Chyłki i Behawiorystę, pewnie coś jeszcze, co teraz wypadło mi z głowy) i wiem, że do jego książek nie wrócę, bo dla mnie nie są one arcydziełem i w tym gatunku znajduję dużo bardziej angażujące mnie książki. Ale nie mówię, że gość nie potrafi pisać. Jego książki są dobre, mają ręce i nogi, są ciekawe, ale dla mnie to za mało. Podziwiam go trochę za wytrwałość i za to, że potrafi usiąść i zrobić to, co sobie postanowił – ja takiej umiejętności nie mam, a czas ucieka mi przez palce.
    Z hejtem się spotkałam – i w stosunku do autorów, i do wydawnictw, ale też do blogerów i czytelników. Zresztą nawet kiedyś na swojej stronie zostałam nazwana głupią, bo nie trafiła do mnie pewna powieść i napisałam w tekście, że to co autorka wykreowała, dla mnie nie trzyma się kupy i jest nierzeczywiste. Akurat jestem takim typem, który na chamstwo reaguje jeszcze gorszym chamstwem, więc szybko ugasiłam pożar.
    Podejrzewam, że na początku mojej przygody z blogowaniem mogłam pisać hejterskie teksty, teraz staram się już tego nie robić i zawsze myślę o tym, że pewnie jest ktoś, komu dana książka się spodoba. Wyrażam swoją opinię, a jak komuś ona nie pasuje to już na to nic nie poradzę. Chciałabym jeszcze tylko dodać na koniec, że te hejty mogą wynikać właśnie z braku doświadczenia, co mi też się pewnie zdarzało. Zabrałam się za pisanie opinii o książkach nie wiedząc jak to się robi, ani tym bardziej nie myśląc o tym, że mogę kogoś tym urazić.

    • Paula, dzięki za obszerną wypowiedź 🙂 Myślę, że każdy, kto nie boi się głośno wyrazić swojej opinii (szczególnie niepopularnej, ale nie tylko) spotkał się ze zjawiskiem hejtu. No bo najprościej napisać „a bo ty głupia jesteś” zamiast uargumentować sensownie swoją wypowiedź.
      Fajnie, że za zdobyciem doświadczenia poszło u Ciebie lekkie stonowanie wypowiedzi. Jesteś dla mnie przykładem blogerki, która nie boi się powiedzieć, że coś jej się w książce nie podobało i nieraz dosadnie wytknąć braki warsztatowe itp., ale nie zjechać przy tym personalnie autora książki. Ja też nie jestem pewna, czy nigdy nie zdarzyła mi się niesprawiedliwa opinia na blogu, jednak staram się od pewnego czasu mocno zwracać na to uwagę i jestem nieźle wyczulona na takie teksty u innych. Generalnie staram się też w miarę możliwości unikać złych emocji i uciekać, gdy widzę gdzieś jad i chamstwo, ale to nie zawsze jest możliwe. Musiałabym zamknąć sobie na klucz cały Internet, a jednak chcę korzystać z jego treści 😉

  5. Świetnie napisany i jakże ważny post! Też już zauważyłam takie komentarze w stosunku do Mroza (trudno nie zauważyć). Nie wiem, co ci ludzie mają na celu. Niedawno na pewnej grupie książkowej jakaś pani napisała, że Mróz beznadziejnie pisze, a wie to, bo przeczytała wszystkie jego książki. Totalnie nie rozumiem. Wszystko po to, żeby potem hejtować? Szkoda by mi było życia. Te pseudożyczenia, które tu przedstawiłaś, są już w ogóle poniżej poziomu. A ta pseudorecenzja książki Mroza… O rany, byłoby mi strasznie, strasznie wstyd. Hejt jest takim zjawiskiem, z którym niestety, ale takie znane osobistości muszą się zmagać, nie wyplenimy tego, ale warto o tym mówić. Internet daje nadal wielu ludziom jakieś dziwne poczucie przyzwolenia na wypowiadanie się w każdej kwestii i w każdy sposób, jakoś mniej pamięta się tutaj o kulturze, mniej myśli się nad tym, co naprawdę się mówi. Miałam w tamtym roku taką sytuację, że czytałam książkę bezpośrednio od autora, selfpublishera, no i ona mi się baaaardzo nie podobała. W dodatku pan w mejlach i na swoim fanpage’u był bardzo… Cóż, myślę, że nie będzie to hejtem, jeśli powiem, że sprawiał wrażenie bardzo zadufanego w sobie, mającego wysokie poczucie własnej wartości, jak i wartości swojej książki. Porównywał się do innych znamienitych pisarzy, pisał, że jako pierwszy zrobił w tej książce to i tamto (co prawdą nie było)… No ale nie wyobrażam sobie najechać na to wszystko w recenzji jego książki. Prywatnie mogę sobie myśleć, co chcę, ale recenzja ma być odarta z wszelkich uprzedzeń i opinii co do autora. Skupiam się tylko na książce i to, co w niej jest. Natomiast ta blogerka wyszła daleko za książkę. Naprawdę, spaliłabym się ze wstydu, gdybym w jakimś zaćmieniu umysłu napisała coś takiego.

    • Dziękuję za wyczerpującą wypowiedź 🙂 Faktycznie jest tak, że ludzie w Internecie czują się bardziej bezkarni. W realnym życiu zwykle każdy dwa razy pomyśli zanim coś powie, pewnie dlatego, że jest momentalnie wystawiony na reakcję w odpowiedzi. W Internecie czas reakcji często się wydłuża (no bo kto ma czas przebijać się przez taki ogrom treści?), no i nasz „respondent” jest daleko. To niektórych ośmiela, no i zaczyna się wylewanie pomyj…
      I masz rację, też nie rozumiem, co kieruje ludźmi, którzy sprawdzili już, że styl danego autora im nie odpowiada, a jednak czytają każdą jego następną książkę. Chyba daleko posunięty masochizm 😉

  6. To ja się odniosę nie do książek a do wpisu. Bardzo obrazowo (już bardziej i prościej chyba nie można) przedstawienie granicy między hejtem a krytyką. I bardzo dobre przykłady. Obawiam się tylko, że krytyk pozostanie krytykiem. A hejter hejterem, niestety. Doświadczenie podpowiada mi też, że hejt wcale nie musi opierać się na przeczytanej odobiście lekturze. Prawdopodobnie może być to zlepek opinii plus swoje trzy grosze w stylu „nie bo nie…” I to już też sprawdziłam na podstawie książek jednego z ww. autorów.

    • Tak, coś w tym może być… Przykre jest to, że ludzie mają w sobie tyle jadu 😦 Od razu mi się przypomina „Modlitwa Polaka” z filmu „Dzień świra”, kojarzysz?

  7. A ja myślę że się czepiasz, i twój tekst jest takim samym hejtem, jak ten, o którym piszesz. Hejtem nazywają krytyczną opinię Ci, którzy nie potrafią przyjąć do wiadomości, że ktoś może mieć inne zdanie. A fakt że cytujesz fragment czyjegoś tekstu, bez podania autora labo chociaż linku do całego tekstu, jest niedopuszczalny, to nie do końca zgodne z prawem. Cytowane przez Ciebie fragmenty są wyrwane z kontekstu, a to często zmienia wydźwięk całego tekstu, i nie można ich rozpatrywać bez odniesienia do reszty tekstu.

    • Chyba nie przeczytałeś notki uważnie, bo dokładnie tam tłumaczę, jaka jest różnica. W skrócie: można krytykować książkę, ale nie jechać po autorze. Czym innym jest „książka jest słaba, bo…”, a czym innym „a bo autor jest głupi i żałosny”.

      • Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że liczy się tylko Twoja prawda 🙂 Jeśli ktoś ma odmienne zdanie, nawet poparte argumentami, odbierasz źle lub ucinasz dyskusje. Bo przecież Tylko TY masz rację. No coś tu nie gra. Może najpierw zastanów się nad sobą, czy faktycznie jesteś taką bohaterką? Bo widzę, że dla Ciebie jest hejt tam, gdzie uderza w kogoś, kogo lubisz. W innym przypadku się tak nie udzielasz.

        • W ogóle do tej pory raczej się nie udzielałam, ale teraz mam zamiar to zmienić. Nie podoba mi się hejtowanie nikogo, czy go lubię, czy też nie. A dyskusję ucinam tylko w momencie, gdy wydaje mi się jałowa 😉

  8. Wpis bardzo ciekawy…cóż ja nie czytam książek tych autorów, to w sumie nie wiem czy faktycznie piszą dobrze czy źle. Każdy ma prawo do wyrażania swoich wrażeń – jednym się coś podoba innym nie. Jedni potrafią ująć pewne słowa w delikatny sposób a inni w chamski. To w jaki sposób krytykujemy, hajtujemy innych pokazuje jacy jesteśmy naprawdę. Ja też pisze negatywne opinie i komentarze, jeśli coś mi się nie podoba, ale staram się to robić subtelnie. I jak jakiś autor mi się nie podoba więcej po niego nie sięgam a innych nie krytykuje za to, że go lubią. A pan Mróz jeśli pisze tak dużo, może faktycznie wena go rozpiera a inni może mu tego zazdroszczą.

    • Dziękuję za miłe słowa 🙂

      Pewnie powody nieprzychylnych komentarzy są różne w zależności od osoby. Wydaje mi się, że właśnie najważniejsze jest to wyczucie, żeby nawet, jak się coś krytykuje to nie przegiąć i nie użyć zbyt mocnych słów.

  9. Pingback: Podsumowanie lutego | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

  10. Tak mniej na temat – dobry wpis; zarówno na czasie, ale też poprawnie napisany i bardzo przyjemny w odbiorze. 😀

    Przechodząc do tematu, również nie lubię hejtu, po prostu krew mnie zalewa, jak widzę tego typu komentarze w sieci. Zgadzam się z Tobą w stu procentach, a i swoje trzy grosze wtrącę.

    Hejterzy mnie często bawią. Robią takie błędy, że aż się zaczynam śmiać, a Jeże wokoło się zastanawiają, o co znowu „poszło”, że tak napiszę. Już pomijając wszelkie literówki czy błędne użycie „tą” – to się zdarza zbyt wielu osobom. Ale złe stawianie spacji przy znakach interpunkcyjnych? „Wydawca wydał”? (Ała, to zdanie w przytoczonej wypowiedzi aż mnie zakuło w uszy i igły!).

    Tak, jak piszesz, nasze opinie może każdy przeczytać, autorzy również. I krytyka może się im bardzo przydać, dzięki niej będą wiedzieć, nad czym jeszcze popracować, ale hejt? Zniechęca, i to jak. A pisanie często jest… trudną sprawą…
    Sam nieco w tym siedzę, interesuję się procesem pisania powieści samych w sobie i często widzę, jak ludzie mało wiedzą na ten temat. Jeżeli autor nie ma w ciągu dnia innych zajęć niż pisanie, to stworzenie kilku książek w ciągu roku nie jest znowuż takie niemożliwe; abstrahując od tego, że pewnie plany narodziły się już wiele lat wcześniej. (Sam zbieram pomysły i je skrzętnie zapisuję już od czasów szkoły podjeżowej). Tak naprawdę wprawiona osoba bez problemu w godzinę napisze około 1 000 słów, a może i więcej; autorzy o wypracowanej renomie potem nie siedzą nad poprawkami kilka lat, jak debiutanci, a szybko wysyłają pracę wydawnictwu, bo te ich nie odrzuci przez ilość błędów w tekście, skoro powieść i tak się sprzeda.

    Nie lubię jeszcze wiecznie negatywnego podejścia, wszystko na nie! Z takimi osobami również się spotykam, po prostu nie znajdziesz rzeczy, która takiego by zadowoliła choćby w najmniejszym stopniu. Zawsze skupiają się na wadach, a zalety pomijają. Ja mam podejście odwrotne, dzięki czemu jestem zadowolony z wielu książek, które czytam, nawet jeśli się mi nie spodobały! (No, i sam daję sobie rady, „Niki, ty tak nie pisz”, ale to inna sprawa :P).

    Oklepane, ale prawdziwe, hejterzy często zazdroszczą i w „prawdziwym świecie” się boją…

    Naprawdę, bardzo dobry artykuł, na jeden z „tematów-rzek”, o którym można by dyskutować godzinami. 😀

    Pozdrawiam jeżowo
    Nikodem

    • Dziękuję za miłe słowa i wyczerpujący komentarz 🙂 Cieszę się, że notka dalej „żyje”, bo napisałam ją już jakiś czas temu.

      Błędy ortograficzne i stylistyczne to jeszcze osobna sprawa. Moim zdaniem nikomu nie przystoi niechlujstwo językowe, ale może ja jestem spaczona, bo jestem absolwentką polonistyki 😀 Oczywiście rozumiem i lubię zabawę językiem, żart słowny, celowe przeinaczenie (sama czasem piszę z przymrużeniem oka „fogle” zamiast „w ogóle” itp.), ale nie rozumiem kompletnej olewki w tym temacie.

      Twoja wypowiedź jest dla mnie cenna ze względu na Twoje doświadczenie pisarskie: w odróżnieniu od (zapewne) większości hejtujących Ty wiesz jak wygląda proces pisania. To w pewien sposób obrona Remigiusza Mroza, a w każdym razie tego częstego argumentu jego przeciwników, że „jak można pisać tak szybko?”. Widać można, zresztą sam Mróz skrupulatnie tłumaczy JAK 😉

      Pozdrawiam i mam nadzieję, że zostaniesz u mnie na dłużej 🙂

  11. Ci, którzy odnieśli największy sukces, są też najbardziej narażeni na hej – tego nie da się przeskoczyć i taka jest prawda. Patrzcie tutaj – virtualo.pl/ebook/kontratyp-i230727/ Kupowałam to w przedsprzedaży i już wtedy miał tytuł bestsellera. Ludzie mogą swoje gadać, wyśmiewać, a autor na tym zarabia. Czytałem część książek Mroza i w zasadzie każdą czytało mi się naprawdę przyjemnie.

    • Dzięki za Twój komentarz! Tak, to prawda, można powiedzieć, że jeśli dorobiłeś/aś się swoich hejterów to znaczy, że odniosłeś/aś w czymś prawdziwy sukces 😉 Niemniej to wciąż przykre.

  12. Pingback: Czytelnicze podsumowanie roku 2018 | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

  13. Pingback: Czytelnicze podsumowanie roku 2022 | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

Dodaj komentarz