„Literacki almanach alkoholowy” A. Przybylski

Autor: Aleksander Przybylski

Tytuł: Literacki almanach alkoholowy

Wydawnictwo: słowo/obraz terytoria

Liczba stron: 384

Rok pierwszego wydania: 2016

Źródło: Egzemplarz recenzencki

Wyzwanie: Klucznik (Ładne oczy masz)


„Dobra książka to rodzaj alkoholu – też idzie do głowy”, powiedziała Magdalena Samozwaniec. Cóż dopiero powiedzieć o książce, która za temat ma alkohol w literaturze? Wygląda na to, że taka pozycja uderza z podwójną siłą rażenia. Ale nie obawiajcie się kaca dzień po! Aleksander Przybylski w swoim „Literackim almanachu alkoholowym” wykonał kawał dobrej roboty. To nie jest sztywny, encyklopedyczny spis, to nie jest suchy zbiór faktów, bowiem publikacja skrzy się dowcipem – dowcipem może nieco knajpianym, ale jeśli przypomnimy sobie o czym traktuje Almanach, musimy dojść do wniosku, że jest on bardzo na miejscu. Ale o co w ogóle chodzi? Zacznę od początku.

474556-352x500Aleksander Przybylski to „kulturoznawca, dziennikarz i autor opowiadań i tekstów o muzyce poważnej” – tyle zdradza skrzydełko książki. A skąd pomysł na taką publikację? Tego możemy dowiedzieć się we wstępie, w którym autor przywołuje sytuację, gdy po raz pierwszy rozbudzony w nim został apetyt wywołany przez literaturę, a był to apetyt rozumiany całkiem dosłownie: otóż tak zaintrygował go smak pemmikanu (czyli indiańskiego przysmaku opisanego w „Pięciu tygodniach w balonie” Juliusza Verne’a), że w poszukiwaniu czegoś o podobnym smaku mały Aleksander zjadł całą kostkę rosołową. Czy się od tego pochorował czy tylko pił po spożyciu duże ilości napojów, tego już się nie dowiadujemy. Ale wtedy właśnie pojawił się ten apetyt, literacki głód doświadczeń, a właściwie był to jego zalążek, który w późniejszych latach się rozwijał. I tak pewnego dnia Przybylski wraz z dwoma poznańskimi bukinistami i księgarzami – Romanem Romanowskim i Adamem Królem – powołał do życia ALINĘ, czyli Alkoholowo-Literacki Instytut Naukowo-Analityczny. ALINA, jak pisze autor, „miała być nieformalnym ciałem koordynującym badania, a do jej zadań należała kwalifikacja książek i trunków do analizy oraz troska o higienę psychofizyczną eksperymentatorów”. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale… czy można powiedzieć, że tak zupełnie nic? Chyba nie, skoro teraz trzymam w rękach dzieło bezpośrednio zainspirowane tym pomysłem, czyli „Literacki almanach alkoholowy”.

Autor zastrzega, że jego publikacja nie miała być uczoną rozprawą na temat roli alkoholu w prozie nowożytnej. No i dobrze! Otrzymujemy bowiem z jednej strony dość sztywny schemat tekstów (to jest: przedmiot badań, pochodzenie, sposób podawania i skutki uboczne), a z drugiej – luźne dywagacje na temat tego, jak dany trunek został w danej książce przestawiony. To sprawia, że czytelnik świetnie się bawi podczas lektury, choć… na pewne utwory już nigdy nie spojrzy tak samo. I tak na przykład o „Syzyfowych pracach” Żeromskiego i występującym w nim piwie Drozdowskim autor pisze:

Ciekawe, kto wpisał „Syzyfowe prace” do kanonu lektur gimnazjalnych. Uczniowie z książki Żeromskiego chętnie sięgają po wódkę, nazywaną nie wiedzieć czemu „szpagaterią”, kolekcjonują pornograficzne książki, bawią się bronią i rzucają błotem w nauczycieli. Drozdowskie, tak dla odmiany, pije w drodze do klerykowskiego gimnazjum Andrzej Radek. (…) Żeromski nie ustaje w wysiłkach, by zohydzić bohaterowi i czytelnikom piwo z Drozdowa. Jego nazwę wywodzi od podobieństwa do soku po ogórkach (trzeba chyba być na kwasie, by skojarzyć drozda z kiszonym ogórkiem) i porównuje je z wodą z kałuży.

Widzicie już w czym rzecz? Ta książka to ujęte w jak najbardziej poważne ramy studium o z gruntu rzeczy niepoważnej sprawie, jaką jest picie alkoholu (zastanawiam się, czy ktoś tu się oburzy i zaprotestuje?), a to wszystko w literackim sosie. Czyta się pysznie! Jest tylko jedno „ale”: podczas lektury może najść czytelnika nieodparta ochota na kilka głębszych, warto więc mieć pod ręką dobrze zaopatrzony barek.

Aleksander Przybylski podzielił „Literacki almanach alkoholowy” na kilka części. I tak spragniony wiedzy czytelnik znajdzie tu rozdziały na temat piw, win, wódek i koktajli, jednak jeszcze ciekawsze jest to, co następuje dalej, a są to: alkohole niepijalne (jak na przykład benzyna, którą pił kot Behemot, bohater książki „Mistrz i Małgorzata” Bułhakowa – nie próbujcie tego w domu! Działa dobrze tylko na koty o diabelskiej proweniencji), nieistniejące i nierozpoznane (przykładem choćby Dżin Zwycięstwa, wyjątkowo paskudny trunek z „Roku 1984” Orwella), remedia (czyli co warto spożyć dzień po, by ograniczyć skutki kaca – co powiecie na Orzechówkę kapitana Sznabla, czyli słodką nalewkę spirytusową na zielonych orzechach, którą pije jeden z bohaterów „Przygód dobrego wojaka Szwejka” Haška?) oraz alkoholowe gry i zabawy: choćby taka gra, jakiej doświadcza podczas szkolenia wojskowego Konstanty Willeman, bohater powieści „Morfina” Twardocha:

(…) szabla na stół, na długość szabli kieliszki z wódką, na końcu grube ciastko z kremem, na ciastku śledź. I trzeba wypić przed kolacją, wypić bez przerw i odpoczynków i nie dość, że wypić, to potem trzeba zagryźć i oczywiście nie można rzygnąć, bo na tym polegało bycie ułanem: pić, ale się nie upić. Chlać, ale nie rzygać. Dupczyć się, ale się nie żenić. Bić się, ale nie przegrywać. Umierać, ale wygrywać.

Jestem pod wrażeniem zebranego przez autora materiału badawczego. No bo obecność takiego Charlesa Bukowskiego czy Rolanda Topora jest tu oczywista, ale czy pomyślelibyście, że można w tym spisie umieścić na przykład „Anię z Zielonego Wzgórza” (ach, to wino porzeczkowe, którym przypadkowo Ania spiła Dianę!)? I czyż nie sposób się nie uśmiechnąć, gdy po opisie wina Amontillado (i omówieniu, rzecz jasna, „Beczki Amontillado” Poe’go) w skutkach ubocznych po zażyciu trunku czytamy: „Można się zamknąć w sobie”?

Jakby tego było mało, książka jest przepięknie wydana – tu ukłony w stronę wydawnictwa słowo/obraz terytoria. „Literacki almanach alkoholowy” jest bogato ilustrowany, a cudzysłowy w formie malutkich buteleczek są uroczą kropką nad „i”! Książkę absolutnie polecam wszystkim smakoszom literatury i… alkoholu.

6/6

Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu słowo/obraz terytoria:

sot-logo2

6 myśli w temacie “„Literacki almanach alkoholowy” A. Przybylski

  1. Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy - moje recenzje książek

  2. Hah, super pomysł na publikację! To nawet lepsze od książek, których autorzy odtwarzają potrawy i dania opisane w literaturze 😛 A w każdym razie fajne takowych urozmaicenie 😀

    • Pomysł jest przedni, a do tego wszystko opisane jest z takim humorem, że czytanie książki to sama przyjemność 😀 Tylko że… rozbudza apetyt na alkohol 😉

  3. Pingback: Podsumowanie czerwca | Książkowe światy - moje recenzje książek

  4. Bardzo lubię takie okołokuchenne zestawienia, a jeśli ktoś ro zrobi ze swadą i z polotem, to już w ogóle, mniam mniam! Muszę się zaczaić, bo już czuję, że to by wyglądało bardzo dobrze na mojej kulinarnej półeczce 🙂

Dodaj komentarz