„Panie z Cranford” E. Gaskell

Autor: Elizabeth Gaskell

Tytuł: Panie z Cranford

Wydawnictwo: Świat Książki

Liczba stron: 206

Rok pierwszego wydania: 1851

Tłumaczenie: Aldona Szpakowska

Źródło: Kupiona

Wyzwanie: Klucznik (Klasyka literatury), Okładkowe love


Ileż razy zdarzyło Wam się lekko ściemniać, zachowywać pozory, robić dobrą minę do złej gry? Udawać, że ta zupa, którą dostaliście w gościach wcale nie jest przesolona, że czas, który spędzacie ze znajomą, wcale nie wydaje się stracony, że praca, którą wykonujecie, wcale nie jest bezsensowna? Ileż to razy?… Czy można więc krytykować mieszkanki Cranford, które pozorowały bardziej wytworne życie, niż miały w rzeczywistości? Ależ nie. Można je zrozumieć, współczuć im i mieć ochotę przygarnąć je do serca. Lektura „Pań z Cranford” jest jak miód na rany współczesnego świata i jak szczypta dobrego humoru w ponury dzień.

264904-352x500Codzienne dzieje miasteczka Cranford opowiada jedna z kobiet, która nie mieszka tam na stałe. Dopiero pod koniec dowiadujemy się, że nazywa się ona Mary Smith. Młoda kobieta jest związana emocjonalnie z paniami zamieszkującymi miasteczko i z dużą dozą czułości i troski opowiada nam ich losy.

Czy panie z Cranford są biedne? Tak! Czy kiedykolwiek powiedziałyby to głośno? Ależ skąd! Chodzą w starych, przerabianych sukniach, bo gwiżdżą na modę (choć czasem którejś zamarzy się modny szmaragdowy turban…), siedzą po ciemku nie, by oszczędzić świece, ale dlatego, że tak powstaje lepszy klimat, na przyjęciach jedzą chleb posmarowany cienko masłem nie dlatego, że nie stać ich na rarytasy, ale dlatego, że taki poczęstunek jest dobry i wystarczający. Panie z Cranford sobie radzą same. Mężczyźni? Z mężczyznami jest tylko kłopot. Najlepiej być wdową bądź starą panną, a oddane przyjaciółki to wszystko, czego damie potrzeba do szczęścia.

Elizabeth Gaskell z niebywałym ciepłem, ale i dużą dozą ironii opisała środowisko kobiet, które, choć wywodzą się z klasy średniej, uparcie aspirują do wyższej. Z czułością, ale i rozdając prztyczki w nos, opisała zachowanie warunkowane tym, co wypada, a czego nie wypada robić. Cudownym przykładem skrzącego humoru pisarki jest opis tego, jak kotka jednej z pań połknęła starą koronkę, moczącą się w mleku dla odzyskania dawnej bieli (oczywiście, że to nie kwestia oszczędności, po prostu teraz już się nie dostanie takiej koronki!):

Nieszczęście chciało, że wyszłam z pokoju, a kiedy wróciłam, ujrzałam na stole kotkę, która z miną złodziejaszka przełykała coś z wysiłkiem, jak gdyby dławiła się czymś, co chciała połknąć, a co stanęło jej w gardle. I czy panie uwierzycie? Z początku jej współczułam i mówiłam nawet: „Biedna kocino!”, kiedy nagle podniosłam wzrok i ujrzałam kubeczek po mleku pusty – do dna. (…) Myślałam, że może koronka przyprawi ją o mdłości, ale nawet Hiob straciłby cierpliwość, gdyby w kwadrans potem zobaczył tę kotkę, jak weszła, prychając z zadowolenia i niemal oczekując krakersów. (…) Wtem wpadło mi coś do głowy. Zadzwoniłam na pokojówkę i posłałam ją do pana Hogginsa z ukłonem ode mnie i prośbą, żeby zechciał pożyczyć mi na godzinę jeden ze swych butów z cholewami. (…) Kiedy go dostałam, z pomocą Jenny wsadziłam do środka kotkę, tak że miała przednie łapki opuszczone, więc unieruchomione i nie mogła drapać, i dałyśmy jej łyżeczkę galaretki porzeczkowej, do której dolałam trochę… proszę wybaczyć, lady Glenmire… trochę emetyku tatarskiego. (…) Wzięłam kotkę do mojej sypialni i rozpostarłam na podłodze czysty ręcznik. Chętnie bym ją ucałowała, gdy wreszcie oddała koronkę, w takim niemal stanie, w jakim ją połknęła. Jenny miała w pogotowiu wrzącą wodę i długo moczyłyśmy koronkę (…) Ale teraz nie zgadłaby pani, lady Glenmire, że koronka była wewnątrz kotki.

Mimo wielu niepowodzeń i klęsk, które dotykają bohaterek, kobiety te, nawet, jeśli popłaczą w kąciku nad swym nieszczęściem, światu pokazują dumnie uniesioną głowę – jak panna Matty, która straciwszy oszczędności, musiała podjąć (po raz pierwszy w życiu!) pracę. Ta książka pokazuje siłę przyjaźni, co najlepiej i najpiękniej oddaje ostatnie zdanie powieści:

Wszyscy kochamy pannę Matty i myślę, że wszyscy stajemy się lepsi, gdy ona jest w pobliżu.

Zabierając się do lektury nie spodziewałam się, że dostanę powieść tak ciepłą i rozczulającą. To jest właśnie siła klasyki literatury – zabiera nas w przeszłość, w zupełnie inne światy i snuje takie historie, że człowiek wprost nie może oderwać się od lektury, a w sercu czuje przyjemne ciepło i błogość…

5/6

36 myśli w temacie “„Panie z Cranford” E. Gaskell

  1. Pingback: Recenzje od A do Z | Kultura czytania - moje recenzje książek

  2. O, a tego nie czytałam. W ogóle Gaskell znam tylko z jednej, malutkiej lektury, więc chętnie nadrobię. A okladka przecudowna, uwielbiam tę serię – tak pięknie okładki dopasowano do klimatu książek.

    • Tak! Może głupio się przyznać, ale ja te książki (Dumę i uprzedzenie, Panie z Cranford, Opactwo Northanger) kupiłam ze względu na okładki i pomyślałam sobie: wreszcie będzie okazja poczytać klasykę 😀

  3. Zapowiada się tak cudownie, że bardzo żałuję, że nie skusiłam się na nią jak była w Biedronce za 10 zł… Ale na półce na szczęście czeka tej samej autorki „Północ i południe” ❤

  4. Elizabeth Gaskell pisarką różnorodną była, nie wszystkie jej opowieści są takie ‚przyjemne’. Proponuję sięgnąć kiedyś po „Pannę Lois od czarów” –
    http://samotnia1981.blox.pl/2015/03/Elizabeth-Gaskell-PANNA-LOIS-OD-CZAROW.html
    bardzo smutną historię Angielki, która trafia do świata Purytanów,
    bądź po „Niesamowite historie”
    http://samotnia1981.blox.pl/2014/12/Elizabeth-Gaskell-NIESAMOWITE-HISTORIE.html
    – urocze, staroświeckie ghost stories z kobiecymi bohaterkami w rolach głównych.
    pozdrawiam 🙂

  5. Pingback: Podsumowanie czerwca | Kultura czytania - moje recenzje książek

  6. Pingback: Tydzień Blogowy #11 | Wielki Buk

  7. Pingback: #Summer Reader Book TAG | Książkowe światy - moje recenzje książek

Dodaj komentarz