Autor: Alice Oseman
Tytuł: Loveless
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 448
Rok pierwszego wydania: 2020
Tłumaczenie: Anna Halbersztat
Źródło: Egzemplarz recenzencki
Nie ma co ukrywać: Alice Oseman ma teraz w Polsce swój czas. Wypuszczenie na nasz rynek niezwykle przyjemnych i „pluszowych” komiksów „Heartstopper” (o zakochaniu dwóch queerowych nastolatków) było strzałem w dziesiątkę na wydawniczej tarczy, a dobrze zrealizowany serial wypuszczony przez Netflix tylko przypieczętował ogromny sukces tego tytułu. Oseman dobrze czuje się w tematyce queer (a może po prostu zauważyła, jak bardzo potrzebna ‒ a przez to modna ‒ stała się teraz ta literatura), więc po sukcesie historii o Charliem i Nicku wydała książkę „Loveless”, w której główna bohaterka, Georgia, jest osobą aseksualną i aromantyczną. Problem w tym, że Georgia o tym nie wie ‒ i jak każda chyba nastolatka, szuka swojej Wielkiej Nieskończonej Miłości. Co z tego wyniknie?
Czy jest lepsze miejsce na znalezienie swojej drugiej połówki niż studia w obcym mieście? Nowe znajomości i możliwości: to musi się udać! Mimo tego, że Georgia nigdy nie była w nikim zakochana, nigdy się z nikim nie całowała ani nikt nigdy jej się nie podobał, wierzy, że w końcu się to zmieni. W końcu uwielbia czytać romantyczne fanfiki! Nie jest więc pozbawiona emocji, prawda? Kocha czytać o miłości i totalnie to przeżywa, tylko po prostu… Po prostu nie trafiła jeszcze na odpowiednią osobę. Kiedy więc wraz z dwójką swoich najlepszych przyjaciół, Pip i Jasonem, rozpoczyna studenckie życie, jest nastawiona na zrealizowanie misji „miłość”. Tylko czy da się to osiągnąć w taki sposób? I czy na pewno to właśnie jest pisane Georgii? Zadanie wydaje się nie być trudne, ponieważ dziewczyna ma u boku śmiałą i łatwo nawiązującą kontakty współlokatorkę oraz miejsce w Towarzystwie Szekspirowskim. Georgia uważa, że jej marzenia spełnią się bez problemu!
Musiałam po prostu zaczekać na swoją wielką miłość. Kiedyś KOGOŚ znajdę. Zakochamy się w sobie. I będę miała swój happy end.
Georgia może więc liczyć na wsparcie swoich przyjaciół, żywiołowej, głośnej współlokatorki, dla której poznanie kogoś i pójście z nim do łóżka bynajmniej nie jest problemem, oraz swojego opiekuna roku, wrażliwego i pomocnego Sunila. Mimo to czuje się wyjątkowo zagubiona, bowiem wydaje się, że nikt dookoła nie ma problemu z flirtem i romantycznymi relacjami, tylko ona. Niby wie, jak to powinno wyglądać w teorii, ale w praktyce… Gdy ktoś się do niej zbliża, panikuje. Pocałunki (z jedną, jak i drugą płcią) są dla niej obrzydliwe, a w najlepszym wypadku obojętne, i na widok żadnej osoby nie bije jej mocniej serce. O co chodzi? Czemu u niej coś nie działa? Czy jest niekompletna, zepsuta? Georgia wplątuje się w kolejne dziwne relacje, by sprawdzić, o co w tym wszystkim chodzi, a przede wszystkim poznać siebie.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jeden główny problem: my, czytelnicy, o wiele szybciej niż główna bohaterka orientujemy się, że jest ona „asem”, przez co jej rozważania i przydługie przemyślenia stają się w pewnym momencie zwyczajnie męczące.
Więc po prostu szłam. Ze spuszczoną głową. Nawet nie wiedziałam, co było nie tak. Wszystko. Ja. Nie wiedziałam. Jak to możliwe, że wszyscy inni jakoś funkcjonowali, a ja nie mogłam? Jak to możliwe, że wszyscy żyli jak trzeba, a ja miałam jakiś błąd w oprogramowaniu?
Po jakichś stu stronach doszłam do wniosku, że dosłownie każda poboczna postać jest ciekawsza niż Georgia, na której miałam skupić uwagę. Dziewczyna zgromadziła wokół siebie naprawdę fajnych ludzi: wspierali ją, pomagali jak mogli, czasem się kłócili, obrażali na siebie ‒ no, słowem, jak to w życiu. Te ich wzajemne relacje były akurat bardzo fajnie opisane, a każdy z bohaterów borykał się z własnymi problemami. Sama pamiętam, jak to było na studiach: to, co miało mi dać ogrom możliwości, przytłaczało mnie, a stare lęki nie zniknęły ze zmianą szkoły na uczelnię. W tym sensie jestem podobna do Georgii. Szkoda tylko, że przez większość książki trudno mi było się zdobyć na jakieś większe współczucie względem niej. Po prostu zbyt często się nad sobą użalała i nie dostrzegała pewnych oczywistości (na przykład dwa razy zapomniała sprawdzić, co symbolizuje czarno-szaro-biało-fioletowe serduszko, które nosił Sunil, a które jest symbolem osób aseksualnych). Czy zatem „Loveless” to totalna porażka?
Zobacz także:
Nie, nie uważam tak. Choć główny wątek poszukiwania miłości był moim zdaniem niepotrzebnie rozwleczony, to podoba mi się to, jak Oseman go zakończyła. Nacisk na to, że przyjaźń jest równie piękną i wartościową relacją co ta romantyczna to coś, co moim zdaniem zbyt rzadko rozbrzmiewa w literaturze, a jest absolutnie prawdziwe. Ludzie opierają swoje życie na romantycznej miłości nie dostrzegając, że choć jest ona wspaniała i istotna, to równie wartościowa jest prawdziwa przyjaźń. To są więzi, które potrafią trwać dekady. I to z prawdziwym przyjacielem omawiasz wszystkie swoje udane i nieudane miłości, prawda? Podoba mi się też, że bohaterowie nie potępiają Rooney, która często ląduje w łóżku z nowopoznaną osobą.
‒ Ale teraz jestem starsza. Dowiedziałam się paru rzeczy ‒ odezwała się wtedy Ellis.
‒ Jakich na przykład?
‒ Na przykład tego, że przyjaźń może być równie intensywna, piękna i nieskończona jak romans. Na przykład tego, że miłość jest wszędzie dookoła mnie: miłość do moich przyjaciół, miłość w moich obrazach, miłość do mnie samej. (…) Mam znacznie więcej miłości niż niektórzy ludzie na świecie. Nawet jeśli nigdy nie wezmę ślubu.
Podsumowując, mam wrażenie, że Alice Oseman lepiej odnajduje się w komiksach, a nie w powieściach. W „Loveless” męczyły mnie bowiem długie, jałowe rozważania Georgii, a jestem prawie pewna, że w komiksowej formie byłyby one łatwiej strawne (bo skondensowane). Plus za trafne pokazanie relacji przyjacielskich i za ‒ jak zwykle u tej autorki ‒ szeroką reprezentację osób queer.
3+/6
Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję portalowi Papierowe Motyle:

Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku
Pingback: Podsumowanie września | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku