Cześć, dzień dobry! Jest mnie tu ostatnio trochę mniej, ponieważ w lipcu domykałam ostatnie sprawy w pracy przed urlopem, a teraz, no właśnie, wypoczywam. Nie oznacza to oczywiście zaprzestania czytania, wręcz przeciwnie! Znaczy to jednak, że mam mniej czasu na blogowanie. Póki co przybywam więc do Was z lekko spóźnionym podsumowaniem lipca. W notce jak zawsze znajdziecie przeczytane książki, obejrzane filmy i seriale, nowe zdobycze na półkach, garść statystyk i polecajki blogowo-vlogowe 🙂


Byłam na spotkaniu z Martą Matyszczak w chorzowskim Dopełniaczu. Pisarka promowała już 10. tom serii Kryminał pod psem „Sopot w trzech aktach”. Spotkanie było jak zwykle pełne humoru i uśmiechu, co widać nawet na zdjęciach.



Letni sezon koncertowy trwa… W lipcu byłam na jednym koncercie Dawida Kwiatkowskiego, który odbył się w Trzebini. Pogoda nie dopisała, ale humory już tak! 🙂
- „Magiczne piórko Gwendy” R. Chizmar (6/10): Pierwszą część czytałam już dość dawno temu, a choć miała swoje wady, całkiem mi się spodobała. Po pięciu latach wróciłam więc do Gwendy, która tymczasem dorosła i podjęła pracę jako kongresmenka. Kobieta sądziła, że już nigdy nie ujrzy pudełka z guzikami, jednak to niespodziewanie wraca. Po ostatniej zimowej burzy do miasteczka Castle Rock wdarło się coś naprawdę złego. Szeryf Norris Ridgewick i jego współpracownicy rozpaczliwie szukają dwóch zaginionych dziewczyn, ale minęło już tyle czasu, że szansa, by sprowadzić je żywe do domu, jest nikła. Gwendy wraca z Waszyngtonu do domu, by pomóc rozwikłać tę zagadkę. Cóż, tym razem historię napisał sam Richard Chizmar, bowiem Król nie miał pomysłu na kontynuację. Wyszło to w porządku, choć bez większych fajerwerków. To jedna z tych historii, które niby nie nudzą, ale też dość łatwo dają o sobie zapomnieć, gdy się je odkłada. Liczę na to, że trzecia i ostatnia część (znów napisana przez obu panów) będzie godnym zamknięciem historii Gwendy.
- „Cztery muzy” S. Haydock (8/10),
- „Biblia queeru” J. Guinness (7/10),
- „Ekstremista” R. Mróz (7/10): Dość długo nie sięgałam po trzeci tom „Behawiorysty”, bo miałam pewien przesyt tej historii. Teraz jednak nadszedł jej moment i jestem całkiem ukontentowana tym, jak Mróz rozwiązał pewne wątki. W Opolu znika maturzystka, a jedynym pozostawionym przez nią śladem jest karta tarota z symbolem sprawiedliwości. Jedyną osobą, która dostrzega w tym coś więcej, jest lokalna dziennikarka, Małgorzata Rosa. Od kilku miesięcy śledziła powracający w internecie motyw kart do wróżenia, zdający się mieć związek ze zdarzeniami, w które wplątany był niedawno Gerard Edling. Nie widząc innej możliwości, próbuje szukać pomocy u człowieka, który z nieznanych jej przyczyn nie chce mieć z nią nic wspólnego. Cóż mogę dodać? Mróz w jednym z lepszych swoich wydań. Trzyma w napięciu, a czyta się migiem!
- „Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu” H. Murakami (6/10): Cóż, przyznam, że trochę się zawiodłam. Murakami „Porzucenie kota” napisał chyba głównie dla siebie i nie bardzo rozumiem powód wydania tej cienkiej książeczki. Ten króciutki tekst ukazuje głównie, że autor swojego ojca prawie nie znał (częściowo z własnej winy). Licha garść wspomnień z dzieciństwa oraz odkopane fakty z młodości ojca, czyli jego służby w wojsku, to właściwie wszystko, co możemy tu znaleźć. Czy dziełko to stanowi klucz do zrozumienia wielu jego utworów? Być może, i w tym upatrywałabym jego wartości. Jest to jednak rzecz raczej dla zagorzałych fanów pisarza.
- „Portret w sepii” I. Allende (7/10): „Dom duchów” tej autorki mnie zachwycił i nie wiem właściwie, dlaczego tak długo zwlekałam z przeczytaniem kolejnej części tej rodzinnej historii. Aurora de Valle, główna bohaterka „Portretu w sepii”, to wnuczka Elizy Sommers i Pauliny de Valle (postaci z „Córki fortuny”), a zarazem adoptowana córka Severa del Valle, ojca jasnowidzącej Clary z „Domu duchów”, pierwszej powieści Isabel, opublikowanej w 1982 roku. Nie czytałam więc książek chronologicznie, ale to wydaje się nie być ważne, jak przy cyklu Cmentarz zapomnianych książek Zafóna. Tu po prostu wpada się w pełen gwaru, gorąca, magii, emocji i uczuć świat bohaterów Allende i wydostaje się z niego dopiero wraz z ostatnią stroną. Warto!
- „Czasami kłamię” A. Feeney (6/10): Książka oparta na trzech punktach na temat głównej bohaterki, Amber: 1) Jej mąż już jej nie kocha. 2) Amber jest w śpiączce. 3) Kobieta czasami kłamie. Dobre thrillerowe czytadło, które co prawda zaskoczyło mnie może z dwa razy, ale finalnie nie wywarło na mnie większego wrażenia.
- „Szkoła po japońsku” K. Makihara (7/10),
- „Spacerujący z książkami” C. Henn (6/10): Stary księgarz, który zanosi ludziom niemogącym wychodzić z domu zamówione przez nich książki, moc literatury i mała rezolutna dziewczynka, która zaczyna towarzyszyć Carlowi w jego samotnych do tej pory wędrówkach. Co może pójść nie tak? Ano, w powieści za dużo jest taniej słodyczy. I choć szczególnie początkowo historia jest urocza, im dalej w las, tym bardziej słodko i banalnie się robi. Na plus ładna okładka.
- „Artemizja” N. Ferlut, T. Baudouin (7/10): Artemisia Gentileschi żyła na przełomie XVI i XVII wieku i była córką uznanego malarza fresków Orazia Gentileschiego. Choć przejawiała talent, nie mogła oficjalnie tworzyć, bowiem w czasach baroku kobiety nie mogły zajmować się profesjonalnym malarstwem. Niezłomna i niegodząca się na obowiązujące prawa, Artemizja po wielu wyrzeczeniach i cierpieniach uzyskała zgodę na tworzenie obrazów, a nawet została pierwszą kobietą przyjętą do florenckiej Accademia del Disegno. Smutna, aczkolwiek inspirująca historia jej życia została zawarta w komiksowej formie. Wyraziste kolory i kreska to dodatkowe atuty tego ciekawego tytułu.
- „Matka chrzestna Noc” R. Pollack (7/10): To jedna z tych książek, które miałam na swojej liście do przeczytania bardzo długo, pewnie około 10 lat. I w końcu udało mi się ją znaleźć! Pełna subtelnego humoru i oryginalnej symboliki opowieść o miłości dwóch kobiet, Laurie i Jaqe, w których życie wkracza matka chrzestna Noc – drobna, ekstrawagancka staruszka, jeżdżąca ciemną limuzyną w otoczeniu pięciu rudowłosych motocyklistek. Tam, gdzie się pojawia ona i jej świta, zjawia się także śmierć, bo właśnie nią okazuje się staruszka, a główne bohaterki stają się partnerkami w tańcu śmierci. Trudno opisać wszystkie wątki tej książki, ale powyższy okładkowy opis dość nieźle to robi. Myślę, że to powieść z gatunku realizmu magicznego. Dużo się tu dzieje, lecz autorka nie traci kontroli nad fabułą. Cieszę się, że w końcu przeczytałam ten tytuł.
- „Dług honorowy” W. Chmielarz (7/10): Druga część historii Bezimiennego („Prosta sprawa”). Tym razem przenosimy się do niewielkich Wilków. Miejscową społecznością wstrząsnęła tragedia, kiedy zamordowano tam młodą dziewczynę. Mordercę szybko złapano. Okazał się nim skłonny do wybuchów agresji odludek Traszka. Są jednak osoby, które nie wierzą w jego winę. Bezimienny, spłacając dług, zgadza się sprawdzić w czym rzecz. Kolejna świetna, trzymająca w napięciu powieść Chmielarza.
- „Panie czarowne” J. Ćwiek (6/10): Czytałam parę książek Ćwieka (z uniwersum Kłamcy i Dreszcza) i jestem pewna, że to nie moje klimaty. Czemu więc sięgnęłam po kolejny tytuł autora? Zachęcił mnie trącący czarami i feminizmem opis na skrzydełku. No i właściwie się nie zawiodłam. Głuchołazy, małe miasteczko na polsko-czeskim pograniczu, mają w herbie kozi łeb. To miejsce, gdzie w XVII wieku wieszano kobiety podejrzane o uprawianie czarów. Większość z nich trafiła na stryczek za nic. Ale były wśród nich także one. Te, które wiedzą. Te, które mogą umrzeć, ale nie odchodzą tak łatwo. Zawsze są przynajmniej trzy. Psotna dziewka, chutliwa matka i groźna, samotna starucha. Czy w XXI wieku historia zatoczy koło? Czy te, które mają w sobie moc, będą musiały się zmierzyć z wnukami mężczyzn, którzy próbowali je spalić?
- „Feblik” M. Musierowicz (232/276 stron),
- „Człowiek. Istota kosmiczna” G. Brona (109/448 stron),
- „Cała siła, jaką czerpię na życie. Świadectwa, relacje, pamiętniki osób LGBTQ+ w Polsce” aut. zbiorowy (172/960 stron),
- „Efekt pandy” M. Kisiel (pozostały 3 godz. i 20 minut).
Przeczytanych/zrecenzowanych: 13/3
Polskich/zagranicznych: 3/10
Beletrystycznych/popularnonaukowych: 10/3
Średnia ocen (na podstawie gwiazdek na serwisie Lubimy Czytać): 6,7
Najlepsza/najgorsza: „Cztery muzy”/„Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu”


W lipcu skupiłam się głównie na kolejnych sezonach „Peaky Blinders” (przede mną jeszcze dwa!). Dalej też śledzę losy pracowników Dunder Mifflin. Dzieje Toma Shelby i jego ekipy tak mnie wciągnęły, że nie obejrzałam ani jednego filmu. Po raz pierwszy od początku roku!
W lipcu w głośnikach lub na słuchawkach grały najczęściej:
Recenzenckie
Od wydawnictwa Czwarta Strona Kryminału:

Kupione/zdobyczne




W lipcu przybyły do mnie 4 książki.
W ramach wyzwania udało mi się przeczytać dwie książki.
Wielkobukowe bingo (podstawowe):
- „Portret w sepii” I. Allende ‒ książka z Ameryki Południowej.
Wielkobukowe bingo (wyzwanie okładkowe):
- „Spacerujący z książkami” C. Henn ‒ na okładce: on i ona.
W ten sposób skończyłam bingo okładkowe 😀
Trójka e-pik Sardegny:
- „Portret w sepii” I. Allende, „Panie czarowne” J. Ćwiek ‒ wakacyjni pisarze,
- „Ekstremista” R. Mróz ‒ coś na ochłodę,
- „Czasami kłamię” A. Feeney ‒ tylko kurz i pająki.
- u Kasi z bloga Jej wysokość Literatura: Isabel Allende “Portret w sepii” – kolejna część sagi “Dom duchów”,
- u Olgi z bloga Wielki Buk: „Najbardziej niebieskie oko” Toni Morrison,
- u Tomka z bloga Nowalijki: Toshikazu Kawaguchi „Zanim wystygnie kawa”,
- u Luki z bloga Przestrzenie Tekstu: Rój Hellstroma | Frank Herbert,
- u Qbusia z bloga Qbuś pożera książki: Rysując o zagładzie, czyli „Maus” Arta Spiegelmana,
- u Kasi z bloga k-czyta: Henrik Fexeus, Camilla Läckberg ‒ Mentalista.
Zapraszam na mój IG:
I to wszystko w podsumowaniu miesiąca. Do usłyszenia!