Autor: Paul Tremblay
Tytuł: Chata na krańcu świata
Wydawnictwo: Vesper
Liczba stron: 308
Rok pierwszego wydania: 2018
Tłumaczenie: Paweł Lipszyc
Źródło: Egzemplarz recenzencki
Nie ma lepszego czasu na czytanie powieści grozy niż jesień ze zbliżającym się powolutku Halloween. Ciemno, wietrznie, księżyc świeci tajemniczo, coś stuka w nasze okno (chyba gałązka pobliskiego drzewa, ale kto może mieć pewność?), na podwórzu słychać szelest… Nie wyobrażam sobie wielu przyjemniejszych w tych okolicznościach przyrody rzeczy, niż złapanie dobrej książki, chwycenie kubka gorącej herbaty lub kakao i wskoczenie pod ciepły koc. A jeśli zastanawiacie się nad doborem lektury, to podsuwam Wam jeden z tytułów wydawnictwa Vesper: „Chatę na krańcu świata” Paula Tremblaya.
To miały być wymarzone wakacje dla siedmioletniej Wen i jej rodziców, Erika i Andrew. Wynajęli chatkę nad jeziorem niedaleko granicy kanadyjskiej, z dala od miejskiego zgiełku. Dzięki temu są odcięci od natrętnego Internetu i telefonów komórkowych. Od najbliższych sąsiadów dzieli ich pięć kilometrów piaszczystej drogi używanej dawniej przez drwali. Natura, cisza i książki – ich wypoczynek jest idealny. Sielskie wakacje przerywa jednak pojawienie się w ogrodzie dziwnego mężczyzny, który przedstawia się jako Leonard. Wen, którą niespodziewany gość zastał podczas trudnego i ważnego zadania łapania pasikoników do dużego słoja, jest z początku nieufna: w końcu tatusiowie nie raz mówili jej, by nie rozmawiała z obcymi, lecz wielki, dobroduszny mężczyzna szybko przekonuje ją do siebie, angażując się w jej zabawy. Dziewczynkę niepokoją jednak wypowiedziane przez niego smutnym głosem słowa: „Nie ponosisz winy za nic, co się wydarzy. Nie zrobiłaś nic złego, ale wasza trójka będzie musiała podjąć trudne decyzje. Obawiam się, że będą to decyzje straszliwe. Z całego pękniętego serca pragnę, żebyś nie musiała ich podejmować”. W tym momencie dziewczynka dostrzega kolejne zbliżające się do chatki postaci…
Wewnątrz Wen rozbrzmiewa echo przychodzące z tak daleka, że nie sposób stwierdzić, kto właściwie mówi. Może to jej głos, może jednego z tatusiów lub ich obu, może to mieszanka albo głos zupełnie innej osoby. Powtarza to, co powiedział jej wcześniej tata Andrew. Każe Wen uciekać, wyjść na taras i nie przejmować się Redmondem, ponieważ już nigdy nie wstanie. «Biegnij. Wyjdź na dwór, ucieknij i się schowaj. Nie bój się tej ciemności. Bój się tego, co dzieje się i co wydarzy się w chacie. To twoja jedyna szansa, teraz, teraz, teraz, teraz».
To historia o apokalipsie, o poświęceniu i przetrwaniu, o bólu, cierpieniu, ale i miłości w obliczu walącego się świata. Bohaterowie „Chaty na krańcu świata”, Eric i Andrew, są w sytuacji, w której za wszelką cenę muszą chronić swoją rodzinę przed obcą grupą, która wtargnęła w ich spokojną egzystencję. Nie wiadomo, czy to wizjonerzy, czy szaleńcy, ale wierzą, że przyszłość świata należy od dwóch mężczyzn i ich małej córki Wen. Przekazują im ultimatum: albo poświęcą któreś z rodziny, albo cała ludzkość zginie, a świat przestanie istnieć. Brednie? Być może, ale co zrobić, gdy zostało się napadniętym na pustkowiu, a włamywacze mają liny i dziwaczną broń?
Można zarzucać Paulowi Tremblayowi, że takich historii było już mnóstwo, ale cóż z tego, gdy jego powieść czyta się z takim zaangażowaniem i napięciem. Przyznam szczerze, że już dawno żaden horror nie utrzymał mojej uwagi od początku do końca, a to właśnie miało miejsce, gdy czytałam „Chatę na krańcu świata”. Najbardziej lubię właśnie te powieści grozy, gdzie „demonami” są ludzie, w których zło czai się gdzieś na dnie ich dusz, by niepostrzeżenie wykiełkować w wilgotnej glebie lęku. Mogę sobie tylko wyobrazić jak silny, pierwotny jest strach o dziecko i z jaką determinacją walczy się o jego życie.
Dodatkowym smaczkiem jest uczynienie głównymi bohaterami pary gejów. Uważam, że to świetne zagranie, bowiem dokłada kolejną warstwę strachu: przed homofobią. Andrew przed laty został pobity w klubie, ponieważ „wyglądał na ciotę” i jest pewien, że w jednym z bandytów, którzy naszli ich w chacie w lesie, rozpoznaje mężczyznę, który go wtedy pobił. Czy to o to właśnie chodzi? Grupa zapewnia, że nie, ale kto wie, dlaczego wybrali właśnie ich, dwóch ojców uroczej córeczki? To pierwszy przypadek jaki kojarzę, gdzie autor prozy gatunkowej spod znaku horroru z taką lekkością wziął na tapet osoby nieheteronormatywne i przedstawił je nie jako bezwolne ofiary, nie jako dziwaków, nie jako sypiące brokatem, przegięte istoty (przy czym w byciu przegiętym, umówmy się, nie ma nic złego, przykry jest tylko ten stereotyp heteronormy), ale jako zwykłych ludzi. Bardzo mnie to cieszy.
Cóż więcej dodać? Kubek w dłoń, książka pod pachę – i możemy się pysznie zaczytać. „Chata na krańcu świata” zapewni Wam kilka godzin rozrywki i gęsią skórkę z wrażenia.
5/6
Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu Vesper:

Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku
Pingback: Podsumowanie października | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku
Pingback: Czytelnicze podsumowanie roku 2020 | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku