„Bez winy” M. Crummey

Autor: Michael Crummey

Tytuł: Bez winy

Wydawnictwo: Wiatr od morza

Liczba stron: 360

Rok pierwszego wydania: 2019

Tłumaczenie: Michał Alenowicz

Źródło: Egzemplarz recenzencki


W „Bez winy” Michaela Crummeya od początku czuć pewne podskórne napięcie, które każe czytelnikowi z uwagą śledzić losy bohaterów. Jak zawsze powracamy na zimną i niegościnną Nową Fundlandię, cofając się do przełomu XVIII i XIX wieku. Znów znajdujemy się wśród niegościnnych skał, w towarzystwie wyjącego wichru, słonego żywiołu morza, który może w każdej chwili wessać człowieka w swoją głębinę i już nigdy go nie wypuścić. Tym razem dostajemy historię Ady i Evereda, rodzeństwa żyjącego wraz z rodzicami w odciętej od świata zatoczce na północnym wybrzeżu Nowej Fundlandii.

Dzieci muszą szybko dorosnąć, gdy pewnej srogiej zimy oboje rodzice umierają, a one postanawiają zostać na wyspie, która od zawsze była ich domem. Ada i Evered nadal mieszkają więc w samotnej chacie nad wodą i przejmują obowiązki matki i ojca – muszą rok po roku, przez całe lato, w nieludzkich warunkach łowić ryby, aby zarobić na zapasy pozwalające przetrwać kolejną srogą zimę. Jednak czy niespełna dwunastoletni Evered i o dwa lata młodsza Ada mają jakiekolwiek szanse w walce z żywiołem? Czy poradzą sobie we dwójkę na pustej ziemi? Wydaje się, że jest tylko kwestią czasu, gdy umrą, czy to zabite przez jakieś zwierzę lub przez groźne morskie prądy, czy też po prostu z głodu i chłodu, nie zdoławszy zapewnić sobie warunków wystarczających do przetrwania, ale czy tak będzie?

Ostatni śnieg oprószył ziemię w trzecim tygodniu maja, później przyszły deszcze i całe dnie nieustępliwej mgły. Zaciągnęli sterty morszczynu i listownic do warzywnika i tam porozrzucali wodorosty, aby pogniły, nim zostaną zmieszane z glebą.

Wieczorami wystarczało już światła, by można było zająć się drobnymi ręcznymi pracami: naprawianiem sieci na śledzie czy cerowaniem przetartych skarpet. Ada żelaznymi nożycami obrzępoliła Everedowi włosy, żeby nie wpadały mu do oczu. Pokroiła i zszyła foczą skórę w coś z grubsza przypominającego kamizelkę. O zmierzchu zaczynali przysypiać na siedząco, więc gramolili się razem na pryczę. Nim na dobre zapadli w sen, rozprawiali co jakiś czas, kiedy mogą spodziewać się szkunera Corneliusa Strappa.

Gdy przypływa do nich, jak co roku, statek z zaopatrzeniem, rodzeństwo upiera się, że da sobie radę i przetrwa kolejną zimę. Właściciel statku, zwany przez wszystkich Woźnym, nie bardzo daje temu wiarę, lecz macha jedynie ręką i zostawia dzieciaki samym sobie. To nie czasy, żeby ktoś się nadmiernie przejmował jakąś parą zasmarkanych, wychudzonych dzieci. Tak więc Ada i Evered ponownie zostają sami, pory roku mijają, wyznaczane kolejnymi czynnościami, a jednak… coś się zmienia. Rodzeństwo, poza głodem, chorobą i żywiołami musi także poradzić sobie z pragnieniem, które zaczyna w nich nabrzmiewać, a którego istoty nie rozumieją. Nigdzie nie ma dorosłego, który mógłby im wytłumaczyć te sprawy.

Zeskoczył z pomostu i wbiegł na zbocze na tyle wysoko, by móc z góry dojrzeć strumień. Ubrania Ady zrzucone na brzegu – po niej ani śladu. Wreszcie wynurzyła się gwałtownie z sadzawki, zachłystując powietrzem. Stanęła po kolana w strumieniu i wycisnęła wodę z włosów. Wspięła się nieco wyżej, by sięgnąć po spodnie, pończochy i halkę. Zanurzyła je w wodzie, udeptywała przez chwilę, aż wreszcie zaczęła tłuc nimi o kamienie.

Evered stał w miejscu, zastanawiając się, czy nie zejść i nie przyłączyć się do siostry. Mógł to być ostatni względnie ciepły dzień roku. Wyobrażał sobie, że zarówno jemu samemu, jak i jego odzieży nie zaszkodziłoby porządne szorowanie. Widok Ady sprawił jednak, że chłopak się zawahał. Nie poznawał dziecka, z którym kąpał się w tym samym miejscu jeszcze przed rokiem. Wyokrąglone piersi, między nogami gęsta kępa czarnych włosów. Patrzył na ciało kobiety; czuł zakłopotanie, że przygląda jej się tak, jak gdyby w dole zażywała kąpieli jakaś nieznajoma.

Michael Crummey po raz kolejny zachwycił mnie głębią psychologiczną stworzonych przez siebie postaci i wspaniałym, jakby trochę „niedzisiejszym” językiem, którego używa. Po raz kolejny gratulacje należą się również tłumaczowi, Michałowi Alenowiczowi, który dokonał świetnego przekładu na język polski. „Bez winy” jest wspaniałą, poruszającą opowieścią, dorównującą moim zdaniem pełnemu rozmachu „Dostatkowi”, czyli pierwszej powieści tego autora, którą miałam niewątpliwą przyjemność poznać. Rzadko zdarza się, bym czytając książkę widziała przed oczyma tak dokładnie krainy, w których nie postała moja noga i zdarzenia, których nigdy nie byłam świadkiem. Tym razem wyraźnie widziałam ogrom oceanu szarpiący łódką Evereda, scenę, gdy rodzeństwo bije się o gotujący się dżem czy polowanie na niedźwiedzia. Chciałabym częściej mieć do czynienia z literaturą na tak wysokim poziomie.

6/6

Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu Wiatr do morza:

9 myśli w temacie “„Bez winy” M. Crummey

  1. Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

  2. Nie znam twórczości autora, ale książka ta wydaje mi się bardzo ciekawa i kusi mnie. Kiedyś oglądałam film o bardzo podobnej fabule. Niestety nie mogę sobie przypomnieć tytułu.

  3. Pingback: Podsumowanie sierpnia | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

  4. Pingback: Blogowy przegląd tygodnia #2 – Wielki Buk

  5. Pingback: Czytelnicze podsumowanie roku 2020 | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

  6. Pingback: „Niepokój przychodzi o zmierzchu” M. L. Rijneveld | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s