Autor: Einer Kárason
Tytuł: Sztormowe ptaki
Wydawnictwo: Uniwersytetu Jagiellońskiego
Liczba stron: 128
Rok pierwszego wydania: 2018
Tłumaczenie: Jacek Godek
Źródło: Egzemplarz recenzencki
Nowa Fundlandia należąca do obszaru Kanady ma interesującą historię: to naprawdę duża wyspa, odkryta przez Europejczyków już w XV wieku, a jednak sprawiająca wrażenie, jakby czas się na niej zatrzymał, jakby żyła w jakiejś swojej wersji baśni o Śpiącej Królewnie i jej dworze. Wciąż najważniejszym źródłem utrzymania jest tam rybołówstwo, a morze i zimny wiatr niezmiennie od lat chłoszczą nieprzyjazne skały. Einar Kárason w powieści „Sztormowe ptaki” zabiera nas do 1959 roku, gdy nowofundlandzkie łowiska nawiedziła ogromna nawałnica, w skutek której kilka islandzkich trawlerów znalazło się w poważnym niebezpieczeństwie.
W samym środku zimy trawler Mewa wyrusza na połowy karmazyna pod zachodnie wybrzeże Nowej Fundlandii. Miejsce jest pełne ryb, więc załoga błyskawicznie zapełnia ładownie i szybko kieruje się w stronę domu – w tym momencie jednak pogoda gwałtownie się załamuje i nieoczekiwanie Mewa musi walczyć z lodowatym, wzburzonym morzem. Trawler atakują ogromne, nawet osiemnastometrowe fale, a na konstrukcji statku zaczyna się odkładać lód. Trzydziestudwuosobowa załoga ma przed sobą skrajnie trudne zadanie: musi utrzymać Mewę na wodzie i dopłynąć do lądu. Jak jednak tego dokonać, gdy trawler coraz mocniej zanurza się w wodzie z powodu ciężkiego lodu, a silny wiatr ani na chwilę nie chce przestać wiać? Zaczyna się dramatyczna walka o życie, w której załoga może liczyć tylko na siebie. Z powodu skrajnie złych warunków pogodowych nikt nie jest w stanie im pomóc.
Kiedy mechanik wrócił na dół, wzniosła się gigantyczna fala sięgająca wysoko ponad lampę wieńczącą przedni maszt. Kapitan zdążył krzyknąć przez otwarte okno do ludzi na pokładzie, aby się mocno czegoś chwycili, i wtedy wodospad runął na łajbę. Łódź przechyliła się na bakburtę, na jakiś czas tak zawisła. Mimo że woda, która wlała się na pokład, już dawno z niego spłynęła, statek nie chciał się wyprostować.
Przyznam szczerze, że raczej nie zainteresowałabym się powieścią o takiej fabule, gdyby nie dwie przyczyny: Nowa Fundlandia oraz Seria z Żurawiem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dzięki książkom Michaela Crummeya przekonałam się, jak ciekawy literacko może być ten obszar i wciąż z chęcią go eksploruję, co zaś się tyczy wzmiankowanego wydawnictwa, nie raz udowodnili mi oni, że wydają książki na naprawdę wysokim poziomie. Nie inaczej jest również tym razem. Einar Kárason na niewiele ponad 100 stronach zawarł tyle emocji, że od „Sztormowych ptaków” nie sposób się oderwać. Walka z bezlitosnym żywiołem uczy szacunku do sił natury i dobitnie pokazuje, jakim małym elementem jesteśmy na planecie Ziemia. Piękny język, jakim posługuje się autor sprawia, że całość czyta się z niekłamaną przyjemnością, nawet jeśli na co dzień nie interesuje nas marinistyczna tematyka.
Okładka utrzymana jest w barwach ciemnego, jakby brudnego niebieskiego i granatu, i taka też jest atmosfera całej tej książki: brudna, przesycona solą i potem walczących o życie ludzi. W toku opowieści przyglądamy się szczególnie Larúsowi, najmłodszemu majtkowi, dla którego wyprawa łowiecka na Mewie miała być wielką przygodą, ale też sposobem na szybki i godziwy zarobek. Mamy możliwość obserwować, jak mało doświadczony młody chłopak zostaje – nomen omen – rzucony na głęboką wodę i jak sobie z tym radzi. Sztorm na pełnym morzu wymaga pracy całej załogi: marynarze śpią więc po dwie godziny na dobę, a przez pozostałe dwadzieścia dwie walczą z wodą i wiatrem, którą to wodę ten drugi do spółki z niską temperaturą powietrza szybko zamienia w lód. Czy Mewa i jej pasażerowie wyjdą z tego cało? Tego Wam oczywiście nie zdradzę.
„Sztormowe ptaki” to krótka historia, ale to nie odbiera jej mocy. Przeciwnie, zdaje się, że skondensowanie fabuły tylko jej pomaga. Einar Kárason przenosi nas wprost na niespokojne morze, a czytelnik prawie czuje na skórze lodowate krople wody i słyszy piskliwe głosy mew. Cieszę się, że ta powieść potwierdziła wysoki poziom książek wydawanych pod szyldem Żurawia.
5/6
Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego:
Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku
Nie przepadam za powieściami marynistycznymi, ale wydawnictwo UJ nie wydaje byle czego, a i czytałam już kilka pochlebnych recenzji. Póki co postanowiłam sobie przeczytać „Kroniki portowe”…
Ja raczej też w nich nie gustuję, ale akurat te dwie książki, tj. „Sztormowe ptaki” i „Kroniki portowe” (ta druga nawet bardziej) opowiadają o czymś więcej niż o morzu, są uniwersalne w swej wymowie. Oba tytuły polecam 🙂
Pingback: Podsumowanie marca | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku