Autor: George Mackay Brown
Tytuł: Nad oceanem czasu
Wydawnictwo: Wiatr od morza
Liczba stron: 272
Rok pierwszego wydania: 1994
Tłumaczenie: Michał Alenowicz
Źródło: Egzemplarz recenzencki
Wydawnictwo Wiatr od morza konsekwentnie przedstawia polskim czytelnikom prozę opisującą życie na małych, surowych wysepkach gdzieś na brzegu zimnego oceanu. Czy jest to Nowa Fundlandia, Nowa Szkocja czy, jak w przypadku „Nad oceanem czasu”, Orkady, czytelnik dostaje do ręki opowieści z miejsc rzadko eksplorowanych czy to turystycznie, czy literacko. George Mackay Brown był mi już znany z powieści o Wikingach „Winlandia”, a teraz dostałam coś na pograniczu luźnej powieści i zbioru opowiadań, które łączy główny bohater.
Thorfinn Ragnarson, syn gospodarza z wyspy Norday, jest niepoprawnym marzycielem. Chłopiec nie przykłada się do nauki, nie nadaje się również do pracy na roli czy na łódce, ponieważ ciągle odpływa gdzieś myślami. Thorfinn wciąż wyobraża sobie fantastyczne opowieści osnute na kanwie dziejów i legend wysp – to o wikingach, to o preceltyckich mieszkańcach nadmorskiej twierdzy, to znów o fokach zrzucających zwierzęce skóry i odwiedzających ląd pod ludzką postacią. Zdaje się, że chłopak urodził się w niewłaściwym miejscu i czasie, bowiem po co komu na Orkadach ktoś taki? Jego ojciec wciąż zagania go do roboty, jego nauczyciel wzdycha bezsilnie, gdy widzi, że Thorfinn po raz kolejny zagapił się za okno, a ludzie w wiosce machają ręką, mijając go, bo uważają go za lekkoducha, z którego nic dobrego nie wyrośnie. A chłopak wciąż marzy, wymyśla, zanurza się w fantastycznych opowieściach… Czy uznany za nieudacznika młodzieniec odkryje swój cel w życiu?
Uszy selkie są nieskażone i delikatne; rozpoznają dźwięki, których prostackie uszy ludzkie nie są w stanie wychwycić. Słuchajcie! Oto odgłos zwiastujący zagrożenie. Wodzirej wznosi palec. Tan ustaje. Wszystkie morskie oblicza zwracają się ku wydmom i ukrytemu obserwatorowi. Och, to niemożliwe, aby usłyszeli dudniące serce chłopaka, jego rwany oddech. Skrzekliwe połajanki ostrygojada oznaczają, że jakieś stworzenie – kot, zając lub człowiek – podeszło zbyt blisko jego gniazda.
George Mackay Brown za pomocą postaci chłopca prezentuje czytelnikowi bogactwo dziejów oraz folkloru swojego rodzinnego archipelagu. Młody bohater wyobraża sobie jak bierze za żoną mityczną selkie (pół fokę, pół kobietę) lub jak udaje się w wyprawę okrętem z kapitanem Rolfem Rolfsonem, a my razem z nim podróżujemy nie tylko przez czas, ale i przez przebogate legendy i mity tamtych stron. Każdy rozdział to kolejna opowieść, a ich schemat jest powtarzalny. Najpierw jesteśmy świadkami, jak Throrfinn, znużony codziennością, odpływa myślami i zaczyna marzyć, później przenosimy się do kolejnej wyobrażonej przygody. Na koniec rozdziału chłopiec wybudza się i wraca do normalnego życia. Muszę przyznać, że po kilku rozdziałach budowa książki zaczęła mnie nużyć i męczyć swoją powtarzalnością. W dodatku nie wszystkie historie były dla mnie tak samo ciekawe, przez co momentami moja uwaga gdzieś uciekała (niczym u naszego głównego bohatera!) i musiałam ponownie zmuszać się do skupienia na tekście.
Orkady w książkach autora jawią się jako miejsce magiczne, w którym czas płynie inaczej: raz przyspieszając, to znów zwalniając. Na wyspach wciąż żywe są historie z dawnych mitów i legend. Tamtejsza ludność nadal, jak przed laty, zajmuje się hodowlą owiec, bydła i drobiu oraz rybołówstwem, morze niezmiennie rozbija się o skały, a wrzosy kwitną na wrzosowiskach.
Choć zwykle wystrzegam się od stawiania znaku równości między głównym bohaterem a autorem książki, w przypadku „Nad oceanem czasu” nie mogę się powstrzymać od myśli, że Thorfinn Ragnarson ma sporo wspólnego z George’em Mackayem Brownem. Pisarz urodził się na Orkadach i spędził tam całe życie, nie licząc krótkich okresów nauki w Newbattle i studiów na Uniwersytecie Edynburskim. Jako doświadczeniem była bieda i choroba. Jednak inaczej niż chłopcu z powieści, jemu udało się podczas studiów dołączyć do słynnego środowiska szkockich poetów z Milne’s Bar przy Rose Street w Edynburgu i rozpocząć karierę pisarską. Wydał kilka tomików poezji, a w latach ’60. zaczął również tworzyć prozę. Jego dzieła doczekały się uznania, a „Nad oceanem czasu” było nominowane do Nagrody Bookera.
Żałuję, że nie podzielam tym razem zachwytu krytyków, którzy piszą, że Brown posiada „(…) niezwykłą zdolność do ukazywania życia człowieka jako drobnego epizodu w kontekście świata i biegu dziejów, lecz bez utraty szczerego (i przenikniętego nadzieją nieśmiertelności) zachwytu nad najdrobniejszymi detalami ludzkich losów, uczuć, pragnień i poczynań”. Mimo że doceniam ogrom wiedzy o dziejach Orkadów, którą nabyłam, czytając „Nad oceanem czasu”, rwana, powtarzalna struktura opowieści nie pozwoliła mi się w pełni cieszyć lekturą.
4-/6
Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu Wiatr od morza:
Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku
Pingback: Podsumowanie marca | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku