Autor: Remigiusz Mróz
Tytuł: Nieodgadniona (Damian Werner #2) / Nieodnaleziona (#1)
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 400
Rok pierwszego wydania: 2019
Źródło: Egzemplarz recenzencki
Nie byłam do końca usatysfakcjonowana „Nieodnalezioną”, która choć poruszyła ważne problemy społeczne, to jednak zakończeniem i pewnymi rozwiązaniami fabularnymi spłaszczyła je i uczyniła mało wiarygodnymi. Co więcej, im dłużej myślałam nad tym, jak Remigiusz Mróz opisał wątek przemocy wobec kobiet i im więcej czasu mijało od lektury, tym moje wątpliwości rosły. Gdy więc gruchnęła wieść o kontynuacji historii Damiana Wernera i zaginionej Ewy, byłam mocno sceptyczna. Czy „Nieodgadniona” to dobra książka? I czy powstała z rzeczywistej potrzeby autora, który poczuł, że musi coś dopowiedzieć, czy była tylko reakcją na sporą falę krytyki, jaka spłynęła na niego po wydaniu „Nieodnalezionej”? Czy Mróz złapał wszystkie luźne wątki, które wymknęły mu się z rąk w pierwszym tomie? Postanowiłam to sprawdzić.
Minął rok od wydarzeń opisanych w „Nieodnalezionej”. Kasandra Reimann pragnie już tylko spokojnego życia dla siebie i dla swojego dziecka, jednak nie będzie jej to dane. Gdy raz zadrze się z pewnymi ludźmi, to trudno po prostu zatrzeć za sobą ślady i jak gdyby nigdy nic zacząć nowe życie. Syn Kasandry, Wojtek, nie wraca pewnego popołudnia z urodzin kolegi, a wkrótce okazuje się, że dziecko zostało porwane. Jedyny ślad prowadzi do Opola… Zrozpaczona matka zrobi wszystko, by odzyskać dziecko, udaje się więc do osoby, która ma prawo mieć do niej ogromny żal, której życie zniszczyła i która mogła porwać Wojtka: do Damiana Wernera.
Mężczyzna również próbuje ułożyć sobie życie: kupił nowe mieszkanie i stara się zapomnieć o Ewie oraz o wszystkim, co odkrył, gdy próbował ją odnaleźć. Jednak przeglądając rzeczy pozostawione przez poprzedniego właściciela mieszkania, trafia na starą kasetę VHS, która rzuca nowa światło na jego przeszłość… Teraz Wern jeszcze raz spróbuje odkryć prawdę o Ewie. Czy warto? I czego dowie się tym razem?
Straciłem w życiu tak naprawdę jedną bliską osobę, ale to w zupełności wystarczyło, bym zrozumiał, że prędzej czy później stracę wszystkie.
Jak pisałam wcześniej, „Nieodnaleziona” przekroczyła w moim mniemaniu tę cienką granicę między dobrym plot twistem a powodującą spadek wiarygodności przesadą. Remigiusz Mróz, który stawia sobie za zadanie maksymalne zaskoczenie czytelnika, czasem traci umiar i sam zapędza się w kozi róg. W „Nieodgadnionej” jest pod tym względem lepiej – albo to ja pogodziłam się już, że w historii Werna na próżno szukać wiarygodnych psychologicznie postaci. Rozumiem, że Kas, jako osoba, która doświadczyła przemocy domowej, jest chwiejnej konstrukcji, ale to, co zadziało się w końcówce „Nieodnalezionej” nie przystawało mi do jej charakteru, tak samo tu nie bardzo klei mi się to, jakie emocje zaczyna budzić w niej Wern. Do samego Damiana nie mam większych zastrzeżeń, nawet mocniej niż poprzednio zaangażowałam się w jego kolejne śledztwo, mimo że wciąż postrzegam go jako „ciepłe kluchy”. Mężczyzna jest zdeterminowany, by w końcu poznać prawdę o swojej narzeczonej, i chce już zamknąć tę sprawę, by móc iść dalej.
Wybaczanie nie służy do zmieniania tego, co było, tylko tego, co będzie.
Nie jest więc właściwie źle, choć do najlepszych powieści Mroza, jak na przykład tych wchodzących w cykl W kręgach władzy, wciąż sporo brakuje. Mój niepokój i niezgodę budzi fakt, w jaki sposób autor (nie po raz pierwszy!) wykorzystuje w swych powieściach osoby nieheteronormatywne. Nie zdradzając zbyt wiele, czego nie mogę zrobić ze względu na spojlery, napiszę więc, że jasne: osoby LGBT+ są wśród nas i użycie ich w fabule powieści nie jest niczym złym. Jednak w Polsce poziom tolerancji dla nich jest wciąż niski: w dalszym ciągu krążą w społeczeństwie różne krzywdzące kłamstwa i upraszczające stereotypy. W świetle tego nie pochwalam sposobu, w jaki takie osoby w swojej prozie ukazuje Remigiusz Mróz. Są dla niego abiektem, czymś, czego rolą jest napędzenie fabuły i skomplikowanie wątku, a czyje wytrącenie poza nawias społeczeństwa jest dobrze widoczne w „Nieodgadnionej” (podobnie było w „Deniwelacji”). I pokazanie, że „no ale przecież ten gej to w sumie był nieszczęśliwy” niewiele niestety w odbiorze danej postaci zmienia.
Pomijając jednak ten poważny zgrzyt, „Nieodgadnioną” czytało mi się dobrze, na pewno lepiej niż jej poprzedniczkę. Wygląda na to, że autor przemyślał, jakie wątki historii Damiana i Ewy nie zostały dopowiedziane i załatał wynikłe z tego fabularne dziury. Na „Mrozoskali prawdopodobieństwa” ta powieść nie plasuje się wcale tak nisko, choć niektóre postaci, jak pewien istotny dla fabuły ksiądz, mogły chyba zaistnieć tylko w jego wyobraźni, ponieważ w rzeczywistości nie ma dla nich miejsca (Watykan już by się tym zainteresował!). Docierając do zakończenia książki można mieć chyba tym razem względną pewność, że to już koniec tej historii. Dość nietypowe jak na Remigiusza Mroza spokojne zakończenie sugeruje bowiem ostateczne domknięcie losów Werna i Kas, dowiadujemy się też wreszcie, co naprawdę stało się z zaginioną Ewą. Czytelnik może więc odetchnąć i wypatrywać kolejnych powieści Mroza… A z pewnością nie wypatrzy sobie zbytnio oczu, ponieważ premiera „Umorzenia”, dziewiątego tomu przygód Chyłki i Zordona, już za tydzień. Muszę przyznać, że tu obiecuję sobie wiele, bowiem to jedna z moich ulubionych serii Maestra Książkowych Suspensów.
4/6
Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu Filia Mroczna Strona:
Pingback: Podsumowanie lutego | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku
Pingback: „Nieodnaleziona” R. Mróz | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku
Mnie wciąż nie chce się sięgać po Mroza. Nawet po trzecią część „W kręgach władzy”, a lubię tę serię.
Rozumiem Cię, choć ja nie mam aż takiego odrzutu. Stosuj dalej detoks od Mroza, a może kiedyś zechcesz wrócić do jego książek 🙂 Ja zawsze chętnie podpowiem, która jest warta uwagi.
Zapytam na pewno 😊 ale jeszcze chwilkę
😋
Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku