Cześć. Ostatni dzień miesiąca, a więc przyszła już pora na podsumowanie listopada 🙂 Czujecie, że przed nami już ostatni miesiąc tego roku? Jeszcze 31 dni, a później witamy nowy rok. A to oznacza symboliczne zamknięcie starego i różne podsumowania – zarówno książkowe, jak też takie ogólne, życiowe. Tymczasem jednak zerknijmy razem na książkowe wydarzenia listopada. Zapraszam na wpis! Znajdziecie w nim jak zawsze: przeczytane książki, nowe zdobycze na półkach, garść statystyk i polecajki blogowo-vlogowe 🙂
- „Królowie przeklęci I” M. Druon (7/10): Właściwie nie wiem, dlaczego tak długo zwlekałam z lekturą tej powieści, bo przecież takie połączenie „Gry o tron” Martina, „Trzech muszkieterów” Dumasa i książek Cherezińskiej to coś bardzo w moim guście. No i rzeczywiście, gdy już się zabrałam do lektury, opowieść Druona o francuskich władcach niesamowicie mnie wciągnęła. Intrygi i walka o władzę, pełnokrwiste postaci, a przy okazji przyswojenie sobie (bądź odświeżenie) wiedzy z historii Francji z okresu panowania Filipa Pięknego, a później Ludwika Kłótliwego – czegóż chcieć więcej? Jeśli jeszcze nie znacie, czytajcie.
- „Żaba” M. Musierowicz (7/10): Kto czyta Jeżycjadę od lat, tak jak ja, ten wie, że w haśle „nowa Jeżycjada to już nie ta sama Jeżycjada” nie ma wiele przesady, jest to niestety smutna prawda. Szczęśliwie jednak tom 16 opowiadający o Żabie Schoppe był całkiem przyjemny. Problem z ostatnimi tomami tej serii jest taki, że sympatyczne, ciepłe postaci zamieniły się nie wiedzieć kiedy w irytujące i rozwydrzone, a tyczy się to zarówno „starych”, jak i nowych bohaterów. W „Żabie” tego nie ma, co stwierdziłam z ulgą. Oczywiście nic nie jest tak dobre jak choćby „Kwiat kalafiora” czy „Brulion Bebe B.”, ale „Żabę” da się czytać bez zgrzytania zębami.
- „Przebłysk” R. Rient (8/10): Książka-zaskoczenie. Myślałam, że nie jest dla mnie, że ta tematyka mnie nie poruszy. A jednak. Okazuje się, że wyjątkowa wrażliwość Roberta Rienta to coś, co silnie przemawia do moich emocji, przez co czy sięgam po powieść, czy też po non fiction tego autora, nigdy nie kończę lektury zawiedziona. W tej po trosze książce podróżniczej, po trosze kontemplacji nad światem, które mają razem prowadzić do zrozumienia siebie i znalezienia wewnętrznego spokoju, odnalazłam zadziwiająco wiele dobrze znanych mi myśli.
- „Kroniki kota podróżnika” H. Arikawa (8/10): Japonia. Kot. Czy ja muszę dodawać coś więcej? Japoński minimalizm mnie pociąga. Stonowane emocje, środki wyrazu, elementy wystroju, wiersze (haiku). Japończycy wiedzą, jak przekazać więcej, mówiąc/robiąc mniej. I taka jest też ta książka. Niby prosta, bo o dziko żyjącym kocie, który pewnego dnia ulega niebezpiecznemu wypadkowi, wpadając pod auto. Zwierzaka przygarnia Satoru, który już wcześniej go dokarmiał. To, co miało być tylko tymczasową sytuacją, przemieniło się w długą przyjaźń: a jak kot może przyjaźnić się z człowiekiem (i vice versa) wiedzą na pewno wszyscy kociarze. Z tej niby prostej historii wiele się dowiadujemy, i to nie tylko o Nanie (tak mężczyzna nazwał kota), ale i (a może przede wszystkim) o Satoru. Piękna, wzruszająca, mądra książka.
- „Policjanci. Ulica” K. Puzyńska (6/10),
- „Pokochawszy. O miłości w języku” J. Bralczyk, L. Kirwil, K. Oponowicz (7/10): Któż lepiej opowie o miłości w języku niż językoznawca prof. Jerzy Bralczyk i psycholog, dr Lucyna Kirwil? Prywatnie: małżeństwo. Karolina Oponowicz przepytuje ich na temat różnych odcieni tego uczucia, przywołuje określenia czułe, wulgarne, zabawne, mówi o seksie, kłótniach w związku i oczywiście o wyznaniach miłości. To rewelacyjna, ciekawa, mądra książka, która nie tylko zapewni Wam doskonałą rozrywkę, ale z której także wiele się dowiecie. Polecam.
- „Tylko oddech” M. Knedler (6/10),
- „Letnia noc” D. Simmons (6/10),
- „Zaniemówienie” J. Wydra (6/10),
- „Jak zerwać z plastikiem” W. McCallum (7/10),
- „Denar dla szczurołapa” A. Michalak (7/10),
- „Ślepnąc od świateł” J. Żulczyk (5/10): Z tą książką było tak, że namówiła mnie do niej Blanka. A właściwie Blanka, która do końca roku postanowiła zapoznać się z trzema cenionymi polskimi pisarzami, tj. Kubą Małeckim, Szczepanem Twardochem i Kubą Żulczykiem właśnie, na mój komentarz, że twórczość tego ostatniego to i ja muszę lepiej poznać, zaproponowała, bym zrobiła to właśnie w tym miesiącu. Wybrałam „Ślepnąc od świateł”, które od dawna leży na czytniku, a w dodatku tytuł jest właśnie po raz drugi na fali, tym razem za sprawą serialu. Przeczytałam i… zachwytu nie ma. Okej, warsztat Żulczyka jest dobry, ale sama powieść, jej przesłanie, jej fabuła, mnie znużyły i trochę… oburzyły, zasmuciły? Nie wiem, jak to określić, ale nie kupuję świata, który wykreował tu Żulczyk: świata interesowności, świata bez przyjaźni i cieplejszych uczuć, świata brudnego i smutnego. Bardzo przykra to książka. I nie zrozumcie mnie źle: lubię ciężkie, smutne powieści, jeśli coś z nich wynika, jeśli zmuszą mnie do myślenia, do współodczuwania z bohaterami itd. Tu tak nie było. Galeria antypatycznych postaci, których nie tylko nie chciałoby się znać, ale nawet mijać na ulicy, zaludnia „Ślepnąc od świateł”. Nie wiem teraz, czy dać w przyszłości autorowi jeszcze jedną szansę, czy też pogodzić się z tym, że się z Żulczykiem nie polubimy.
- „Krucyfiks” Ch. Carter (8/10): Po Cartera sięgnęłam zaś z polecenia Pauli, która mega mocno chwaliła jego książki. Strzał w dziesiątkę! Mogę powiedzieć, że w tym roku odkryłam dwóch twórców kryminałów, których powieści bez reszty mnie wciągnęły: to Wojciech Chmielarz i właśnie Chris Carter. Ten drugi kreuje mroczny, brutalny świat, i już od pierwszego tomu nie daje nam odetchnąć, nie pozwala też powoli poznawać policjanta Roberta Huntera, lecz od razu rzuca nas i jego w wir okrutnych zbrodni spod znaku zwyrodnialca zwanego Krucyfiksem, od znaku podwójnego krzyża, który wycina na ciałach swych ofiar. Intryga kryminalna jest prima sort, a do tego Hunter to świetnie (i do tego oryginalnie!) wykreowana postać. Już cieszę się na lekturę kolejnych tomów. Czuję, że będzie się działo!
- „Narzeczona Schulza” A. Tuszyńska (7/10): Listopadowa lektura DKK. Fabularyzowana biografia Józefiny Szelińskiej (Juny), jedynej narzeczonej Brunona Schulza, polskiego pisarza żydowskiego pochodzenia. Kobiet miał wiele, ale tylko z nią chciał brać ślub. Że do tego nie doszło, to całkiem inna historia. Była jego muzą i miłością, a jednak nie potrafili ze sobą żyć. Schulz był człowiekiem bardzo specyficznym, skrajnie introwertycznym, z silnym fetyszem masochistycznym (lubił być poniżany), ona nie potrafiła sprostać jego wymaganiom. Chciała światowego życia, obracania się w literackim, eleganckim towarzystwie, a on nie potrafił uciec od rodzinnego niewielkiego Drohobycza (obecnie Ukraina). Tuszyńska ze zlepków, wspominek, nielicznych listów Szelińskiej utkała opowieść, w której prawda w niewidoczny sposób splata się z fikcją. To ciekawa książka, jednak kilkanaście ostatnich stron było dla mnie męczących. Mimo wszystko warto przeczytać, by dowiedzieć się czegoś więcej o Schulzu i o Szelińskiej.
- „Amundsen. Ostatni wiking” (7/10): Biografia słynnego podróżnika i zdobywcy regionów polarnych, którą czyta się jak najlepszą powieść. Już za życia stał się legendą. Jego osiągnięciom nie sposób zaprzeczyć. Jego załoga była pierwsza na biegunie południowym, przepłynęli także Przejście Południowo-Zachodnie i Przejście Południowo-Wschodnie. Sam Amundsen miał opinię trudnego w obejściu: dążył do celu, ale nie po trupach. Pociągała go przygoda, jednak nie rzucał się w nią na hurra, tylko skrupulatnie się do niej przygotowywał. Był niezwykle ciekawy świata, nie mógł usiedzieć na miejscu. Mimo że miał kilka romansów, nigdy nie założył rodziny i nie osiadł nigdy na stałe. Więcej podróżował, niż gdzieś mieszkał. Ja, po przeczytaniu tej książki, niesamowicie go podziwiam. I wiecie co? Polubiłam Roalda Amundsena, tego ostatniego wikinga. Świetna książka, polecam ją Waszej uwadze.
- „Poste restante” W. Brydak (156/320 stron),
- „Miejsce egzekucji” V. McDermid (291/582 strony),
- „Legenda o samobójstwie” D. Vann (50/256 stron).
Przeczytanych/zrecenzowanych: 15/5
Polskich/zagranicznych: 9/6
Beletrystycznych/popularnonaukowych: 10/5
Średnia ocen (na podstawie gwiazdek na serwisie Lubimy Czytać): 6,8
Najlepsza/najgorsza: „Kroniki kota podróżnika”/„Ślepnąc od świateł”
Recenzenckie
Od wydawnictwa Albatros:
Od wydawnictwa Filia:
Od wydawnictwa Novae Res:
Od wydawnictwa Marginesy (dzięki dużemu Ka):
Od Domu Wydawniczego Rebis:
Od wydawnictwa Noir Sur Blanc (dzięki dużemu Ka):
Od wydawnictwa Buchmann (promocja na IG):
Kupione/zdobyczne
(wyjątkowo obrodziło w tym miesiącu w prezenty od wydawnictw, bardzo Wam dziękuję! ❤ to takie przemiłe, wyciągać z paczki niespodzianki od Was: Dom Wydawniczy Rebis, wydawnictwo Vesper, wydawnictwo Poznańskie)
Za to w tym miesiącu nic nie kupiłam! 0! Przybyło do mnie mimo tego 15 książek.
W ramach wyzwania przeczytałam jedną książkę. Honorową 😉 Może w grudniu będzie lepiej? Postaram się, bo koniec roku za pasem, więc niedługo powiem: sprawdzam!
Polecam
Na blogach:
- u Tomka z bloga Nowalijki (tak, tak, Tomek wrócił do blogowania!) – Remigiusz Mróz „O pisaniu. Na chłodno”,
- u Marty z bloga Bibliofilem być – Czy ktoś jeszcze czyta blogi?
- u Qbusia z bloga Qbuś pożera książki – Przyjemność wskazana, wzbroniona czy szkodliwa, czyli podejście do czytania,
- u Diany z bloga Bardziej lubię książki – Kosmiczne książki,
- u Alicji z bloga Kot w bookach – „Muzeum dusz czyśćcowych. Opowieści niesamowite” Stefan Grabiński,
- u Mality z bloga Co czyta Malita – Osobliwie przedziwna rzeczpospolita umarłych, czyli Lincoln w bardo,
- u Blanki z bloga Kulturazja – Nie wszystko stracone: „Elegia dla bidoków” J.D. Vance’a,
- u Olgi z bloga Wielki Buk – „Histeryczki” Roxane Gay,
- u Justyny z bloga Wełniaste podejście do literatury – Charles Bukowski: O miłości.
Na vlogach:
- u Jerzego z kanału Kto czyta, żyje podwójnie:
W dalszym ciągu mam zaległości na Booktube’ie, czy ja je kiedyś zdołam nadrobić? Nie wiem
Zapraszam na mój IG:
I to wszystko w podsumowaniu listopada 😀 A co u Was? Przeczytaliście coś godnego polecenia w tym miesiącu? 🙂 Do usłyszenia!
Mam dokładnie takie same uczucia po przeczytaniu „Ślepnąc od świateł”. Warsztat pisarski świetny, ale nie poruszyła mnie ta historia. Nie ukrywam, że może mieć na to wpływ moje prywatne obrzydzenie wobec handlarzy narkotykami. Mam tylko nadzieję, że ja z Twardochem i Małeckim będę miała więcej szczęścia niż Ty z Żulczykiem 😛
Ha, ja też mam taką nadzieję! Nie jestem pewna, czy przypadnie Ci do gustu styl Twardocha (chociaż ja, jak wiesz, uwielbiam), ale Małeckiego jestem bardziej pewna 🙂
W sumie cieszę się i nie cieszę, że też nie podobało Ci się „Ślepnąc od świateł”. Szkoda, bo to nic fajnego, zaliczyć książkowy zawód, ale dobrze, bo nie jestem sama, i widzę, że powieść dzieli czytelników (bo niektórzy ją bardzo dobrze oceniają). Ja po prostu nie mogę uwierzyć, że istnieje świat tak brudny i interesowny. A myślałam, że jestem cyniczna, jednak mam jakieś ludzkie uczucia i wiarę w cokolwiek w sobie 😀
„Upiorna opowieść” Strauba jest naprawdę świetna ❤
Widzę, że "Uniesienie" Kinga nadal przed Tobą. Jestem ciekawa, czy Ci się spodoba ^_^
Miło mi słyszeć, że Straub taki dobry! A King tak, musiał swoje odstać w kolejce recenzenckiej 😉 Już niebawem się za niego biorę! A Tobie jak się podobało „Uniesienie”?