Autor: Magdalena Knedler
Tytuł: Twarz Grety di Biase
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 396
Rok pierwszego wydania: 2018
Źródło: Egzemplarz recenzencki
Dość długo, bo ponad rok, odczekałam zanim sięgnęłam po kolejną książkę Magdaleny Knedler. Właściwie nie wiedzieć czemu, bo start znajomości miałyśmy udany: cykl kryminalno-obyczajowy o komisarz Annie Lindholm, mimo małych zgrzytów na końcu, bardzo mi się podobał. Może było to wynikiem lekkiej obawy, jak autorka sprawdzi się w pozbawionej morderstw i całej tej policyjnej otoczki stylistyce. W końcu jednak sięgnęłam po „Twarz Grety di Biase” – i okazało się, że nie było się czego bać. Mogę wręcz powiedzieć, że w tej, jak mówi tekst na okładce, „opowieści o miłości, pasji i sztuce” Knedler dopiero pokazała na co ją stać.
Nie jest to zresztą powieść całkiem pozbawiona zagadek, choć tym razem nie kryminalnych, a tkwiących korzeniami w samym życiu… i malarstwie. Adam Dancer, właściciel niewielkiej galerii na wrocławskim Rynku, kupuje od tajemniczej włoskiej malarki dwa portrety. Obrazy te mocno do niego przemawiają i powodują, że mężczyzna zaczyna się zastanawiać, kim jest przedstawiona na nich kobieta i dlaczego na jednym z nich wydaje się szczęśliwa, a na drugim smutna. Niezmienne jest za to jedno: twarz modelki jest piękna i zagadkowa. Jaką tajemnicę kryją w sobie te portrety? Czy jest na nich autorka, enigmatyczna Greta di Biase? Adam, wbrew sobie i zdrowemu rozsądkowi, postanawia o to zapytać pośrednika, dzięki któremu nabył obrazy, ale odpowiada mu sama malarka. Ich korespondencja mailowa staje się z czasem coraz bardziej intymna, jednak Greta nie chce zbyt łatwo odsłonić swoich kart…
W końcu Adam decyduje się na szalony krok: postanawia udać się do Włoch i odnaleźć malarkę. Jest zdeterminowany, by poznać prawdę o obrazach i o di Biase. To pierwsza w miarę spontaniczna decyzja podjęta przez niego od lat. Dancer dawno temu zamknął się w bezpiecznym kokonie powtarzalnych zajęć, miejsc i osób, gdzie każda czynność i słowo są przemyślane. Codziennie budził się o tej samej porze, w tej samej kolejności szykował się do pracy i jadł zawsze taką samą bułkę z twarożkiem. Jak poradzi sobie bez swojej chorobliwie pilnowanej rutyny? Czy przezwycięży nerwicę i stany lękowe, których doświadcza od lat? Oraz przede wszystkim: czy odnajdzie Gretę i czy będzie to Greta, którą zna z listów?
Napisać, że to historia o miłości to napisać za mało i spłycić tę powieść. Że o życiu? Cóż banalniejszego! A jednak Magdalena Knedler bierze te dwa tematy na warsztat i robi z nich literacką perełkę. Duża w tym zasługa wplecenia w fabułę sztuki, która jest wielką pasją autorki – i to widać! Pasja, którą ona sama czuje i którą przelała na swoje postaci, Adama i Gretę, promieniuje na czytelnika i powoduje, że z zapartym tchem czyta historie o kolejnych malowidłach czy rzeźbach, choćby w ogóle nie interesował się tym tematem. Knedler powiedziała, że musiała napisać jedną powieść na taki temat: uważam, że wyszło jej to na dobre. Czuć w „Twarzy Grety di Biase” ogromną radość tworzenia tej historii, a to uczucie przelewa się na czytelnika.
Jednak obrazy, choć bardzo ważne, są jedynie częścią tej opowieści: jest przecież Adam i jest Greta. Oboje poranieni przez życie, uciekający przed światem, zamknięci na niego, a jednak odnajdujący się nawzajem, budujący więź list po liście. Uważam, że to ogromny sukces, opisać rodzące się uczucie, szczególnie takie pokrzywdzonych dusz, w sposób unikający łatwych wzruszeń, taniego romansu i nieznośnego patosu. Magdalenie Knedler się to udało, za co chapeau bas. Ja, która wzdragam się na słowo „romans”, która trzymam się z daleka od powieści z łatką „obyczajowa” przekonałam się, że Magdzie po prostu mogę zaufać. Dałam się oczarować „Twarzy Grety di Biase”: i nieprzypadkowo używam tego słowa, bo czuję, że zaszła tu jakaś magia. Nie byłam w stanie odłożyć książki, tak mocno wciągnęłam się w historię Dancera i di Biase.
Podobają mi się różne smaczki: to, jak Knedler odmalowuje postaci drugoplanowe, na przykład Nitę czy Zygmunta, jak autorka wspomina, że ten drugi wymawia jego nazwisko z angielska, jak „tancerz” (a Dancera nieodmiennie to irytuje), jak z wyczuciem splątuje nitki kolejnych postaci, prowadząc nas aż do końca… Końca, jakiego się nie spodziewałam, ale bardzo dobrze pasującego do reszty powieści. Musicie przeczytać to sami i sprawdzić, czy nie przesadzam.
Lubię kryminalne wydanie autorki, ale wydaje mi się, że dopiero w powieści obyczajowej pokazuje dobitnie na co ją stać. Gdyby wszystkie obyczajówki były na tym poziomie to chyba zmieniłabym o tym gatunku zdanie. Póki co pozostaje mi czytać kolejne książki Magdaleny Knedler.
5+/6
Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu Novae Res:
Właśnie czytam „Dziewczynę z daleka” M. Knedler. To moje pierwsze spotkanie z powieścią Autorki, ale wszystko wskazuje na to, że zaprzyjaźnię się z tą twórczością.
Recenzja „Twarzy Grety…” zaintrygowała mnie i zachęciła do przeczytania książki.
Jest coś niezwykłego w jej książkach, prawda? 🙂 Ja mam kilka jej tytułów jeszcze nieprzeczytanych na regale, teraz wiem, że powinnam po nie koniecznie sięgnąć.
U mnie „Dziewczyna z daleka” przeleżakowała na regale ponad rok… Sięgnęłam po nią po przeczytaniu opowiadania M. Knedler w zbiorze „Zabójczy pocisk” 😉
Zgadzam się, proza Autorki ma w sobie to „coś” ☺
Ja właśnie mam mieszanie uczucia co do prozy tej autorki, bo o ile w wersji kryminalno-zabawnej („Pan Darcy nie żyje”) było naprawdę dobrze, to właśnie obyczajowa („Dziewczyna z daleka”) solidnie mnie rozczarowała… ale chyba trzeba dać jeszcze szansę 🙂
Ja akurat tej „Dziewczyny z daleka” u siebie nie mam, mam za to „Windę” i „Klamki i dzwonki” – mam nadzieję, że zawodu nie będzie.
Z tekstów kryminalnych znam tylko opowiadanie „Jadzia Markowska” zamieszczone w zbiorze „Zabójczy pocisk”. „Dziewczynę z daleka” chłonę, gdyż bardzo lubię dobrą powieść obyczajową z historią w tle. Przy okazji polecam „Słowika” Kristin Hannah i kryminały retro Krzysztofa Koziołka 🙂
Dzięki! „Słowik” czeka już na półce (też stanowczo za długo), a i o Koziołku będę w swoich czytelniczych wyborach pamiętać 🙂
Niezawodna Magda, chociaż moim numerem jeden jej autorstwa pozostaje „Historia Adeli”, ale po piętach depcze jej „Twarz Grety” i „Dziewczyna z daleka” 🙂
Ach, ja muszę nadrobić, bo mam tyły 😉
Tak, skądś znam ból piętrzących się książkę do przeczytania 😉
U mnie w kolejce od zeszłych TK w Warszawie – „Dziewczyna z daleka” i „Klamki i dzwonki” 😉
„Klamki i dzwonki” też mam… A czytałeś już w ogóle coś Magdy?
Nie, jeszcze nic. Lektura jej książek dopiero przede mną 😉
Pingback: Podsumowanie sierpnia | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku
Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku
Pingback: „Tylko oddech” M. Knedler | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku
Pingback: Czytelnicze podsumowanie roku 2018 | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku
Pingback: „Moje przyjaciółki z Ravensbrück” M. Knedler | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku