Autor: Min Jin Lee
Tytuł: Pachinko
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 576
Rok pierwszego wydania: 2017
Tłumaczenie: Urszula Gardner
Źródło: Egzemplarz recenzencki
Pachinko to japoński automat do gry, w której głównym celem jest skierowanie spadających z góry kulek do odpowiednich otworów, co pozwala wygrać nagrody rzeczowe i – pośrednio, ponieważ hazard jest w Japonii nielegalny – pieniądze. To dość popularna gra w Kraju Kwitnącej Wiśni. Automaty pachinko znajdują się obecnie najczęściej przy dworcach kolejowych lub centrach handlowych. Kiedyś istniały tradycyjne salony pachinko, przeważnie prowadzone przez Koreańczyków. I choć Japończycy pogardzali tym narodem i ich pracą, nie mogli oderwać wzroku od kulek spadających w automatach do gry. Historię koreańskiej rodziny, która musiała wyjechać do Japonii opowiada w „Pachinko” Min Jin Lee.
Korea, lata 30. XX wieku. Sunja, młoda dziewczyna, ma całkiem niezłe życie: choć jej rodzina nie należy do najbogatszych, ma dobrą matkę i ojca, dla którego jest oczkiem w głowie. Po jego śmierci sprawy się komplikują, jednak matka Sunji się nie poddaje – z ich domu rodzinnego tworzy pensjonat i w ten sposób wiąże jakoś koniec z końcem. Sunja jest pracowita i bystra, ma nadzieję na spokojne życie u boku ukochanego mężczyzny. Zdarza się jednak coś, co niszczy honor jej rodziny i zmusza młodą dziewczynę do poważnych kroków. Bohaterka opuszcza Koreę oraz ojca jej dziecka i wyrusza w podróż do Japonii, z praktycznie nieznanym jej młodym mężczyzną u boku. Od tej pory zwiąże swój los z Isakiem, młodym pastorem, który szlachetnie pomógł jej wyjść z twarzą z trudnej sytuacji.
Życie na obczyźnie jest trudne, jednak dla Sunji to jedyna możliwość w miarę godnego życia. Kobieta nie zdaje sobie sprawy, że jej decyzja odciśnie piętno na kolejnych pokoleniach. „Pachinko” to powieść o bezlitosnym losie, który jak w popularnej grze, daje wygrać jedynie nielicznym, masy skazując na porażkę. Tak też kształtują się losy potomstwa Sunji: jej synów Noa i Mozasu, jej wnuka Solomona i innych Koreańczyków żyjących na emigracji. W Japonii mogą mieszkać jedynie w wyznaczonych strefach koreańskich, gdzie króluje bieda i przemoc, a ciemne interesy są właściwie jedynym sposobem na życie. Sunja kreuje dla Noa jak najlepszy los, pragnąc go kształcić, by mógł wybić się ponad przeciętność, jednak chłopaka również dopadną bezlitosne kulki ślepego losu. Mozasu od początku się buntuje i nie chce być częścią planu matki, wybiera więc odmienną drogę od brata, fatum jednak zdaje się czuwać nad nimi oboma i kierować ich do tego samego, niezapewniającego wygranej otworu w grze pachinko.
Powieść Min Jin Lee to niezwykle wciągająca i wzruszająca saga rodzinna. Jej ogromnym atutem jest fakt, że choć opowiada o Korei i Japonii w latach 1910-1989, tak naprawdę ma uniwersalne przesłanie, które ujmie współczesnego czytelnika. Każdy bowiem ma jakieś pojęcie o miłości, poświęceniu i tęsknocie – a to trzy słowa-klucze, które budują nastrój tej książki. Wzruszające są usiłowania Sunji, by zapewnić godne życie sobie i jej rodzinie, a wstrząsająca jest konstatacja, że czasem nasze starania i najszczersze chęci nie mają żadnych szans w starciu ze ślepym losem. „Pachinko” to niezwykle wciągające losy rodziny Paek, rozpisane tak, że czytelnik jedynie z wielkim trudem odłoży na moment książkę w trakcie lektury. Bohaterowie wykreowani są w ten sposób, że zdają się ludźmi z krwi i kości, nie zaś postaciami żyjącymi jedynie na papierze, a ich postępowanie jest w pełni wiarygodne. Mimo że sporo tu tragicznych wydarzeń, powieść w żadnej mierze nie jest ckliwa: to duża sztuka, która nie każdemu się udaje. Jeśli lubicie sagi rodzinne czy powieści historyczne, nie wahajcie się ani chwili i sięgnijcie po „Pachinko”.
5+/6
Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu Czarna Owca:
Powiem Ci, że wcześniej jakoś nie byłam szczególnie zainteresowana tą książką, a teraz myślę, że mogłabym się w niej całkiem dobrze odnaleźć. Smutna to refleksja, że mimo starań nie zawsze ma się wpływ na to, co niesie życie, ale w gruncie rzeczy każdy z nas to zna, każdemu los co jakiś czas serwuje coś, czego nie sposób było się spodziewać.
Mnie zaintrygował opis, lubię takie wschodnie klimaty 🙂 I okazało się, że miałam nosa! To naprawdę świetna powieść.
Pingback: Podsumowanie listopada | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku
Pingback: Czytelnicze podsumowanie roku 2017 | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku
Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku