„Rdza” J. Małecki

Autor: Jakub Małecki

Tytuł: Rdza

Wydawnictwo: SQN

Liczba stron: 288

Rok pierwszego wydania: 2017

Źródło: Egzemplarz recenzencki


„Rdza” to trzecia książka Jakuba Małeckiego, którą miałam przyjemność czytać. „Dygot” mnie znokautował, a „Ślady” totalnie zachwyciły. Poprzeczka była więc postawiona wysoko i może to ciut „Rdzy” zaszkodziło. Nie ma co kryć – to nadal Małecki w świetnej formie, ale zaczyna mnie powoli uwierać powtarzalność pewnych motywów. Przy trzeciej książce o podobnej tematyce można to jeszcze przełknąć, mam jednak nadzieję, że czwarty, kolejny tytuł autora już mnie czymś zaskoczy. Bo o czym jest „Rdza”? O rzeczach najważniejszych, czyli o miłości, nienawiści, śmierci i o samym życiu. Cóż w życiu ważniejszego niż życie właśnie?

593059-352x500Latem 2002 roku dla małego Szymona wszystko się zmieniło: świat pordzewiał, zszarzał i jakby się oddalił. To, co mało znane zaczęło być groźne, a to, co znane stało się obce. Jego rodzice, którzy wracali do Szymka z wielkiego miasta, wbili się samochodem w drzewo i zginęli na miejscu. Teraz chłopcem zajmuje się babcia: osoba niby znana i kochana, ale to przecież nie to samo, co mama i tata. Już nigdy nie będzie bezpiecznie, tata już nigdy nie pozwoli mu usiąść obok siebie i patrzeć, jak wypełnia kolumny cyframi, a mama już nigdy nie zawoła go, by wylizał łyżkę po mieszaniu ciasta na murzynka. Rodziców, jak tłumaczy babcia, wzięła do siebie Bozia, i tej Bozi Szymon zaczyna się panicznie bać. Skoro zabrała rodziców, to kogo i co jeszcze zabierze?

Ponad sześćdziesiąt lat wcześniej była wojna. Huknęło, runęły bomby na ziemię we wsi gdzieś w Polsce. Mała Tośka okropnie się bała, choć wciąż wszyscy dorośli powtarzali jej jak mantrę, że wszystko będzie dobrze. „No chodź, chodź tu, już wszystko jest dobrze” — szeptali, tuląc ją do swych drżących ciał. Jakby chcieli zaczarować świat, lecz on na to nie zważał: rdzewiał obojętnie pod wylotem pistoletu, rdzewiał krwią wypływającą z ran. Tosia wraz z rodziną musiała zostawić dom, który nie był już bezpieczny i uciec daleko, poza granicę znanego jej świata. Była mała, a już naoglądała się tyle śmierci, wdychała swąd palonych żywcem ludzi, poznała dobrze wyprane z emocji twarze oraz te, które nie mogły przestać krzyczeć z przerażenia. Wojna – najlepsza pożywka dla rdzy.

Losy Szymka i jego babci, kiedyś małej Tosi, teraz Antoniny, choć tak różne, mają punkty styczne. Każdy na swój sposób przeżywa przecież miłość i radość, strach i smutek, cierpienie i szarpiącą trzewia nadzieję. I Szymek, i Tosia spotkali się z widmem śmierci stanowczo za szybko, co naznaczyło ich traumą na całe życie. Żadne z nich nie umie o tym rozmawiać i cierpi, wlewając smutek do środka: w ich żyłach zamiast krwi płynie gorzka żółć melancholii. Po latach nie jest lepiej.

Co nie zadziałało, skoro na początku pisałam, że książka, choć dobra, nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia jak dwie poprzednie? Ta powtarzalność Małeckiego. Wiadomo, gdy słyszy się o czymś po raz trzeci to już nie działa tak mocno, jak wcześniej. I choć doceniam temat, wrażliwość autora i przepiękny język, którym się posługuje, tym razem nie zostałam emocjonalnie znokautowana. Owszem, „Rdza” ma momenty wielkie i dławiące, jak opis płonących w stodole ludzi („W mojej stodole – gadał w kółko – a mówiłem, niech se wrota uchylone chociaż zostawią, przecie gorąco tak było, że Boże, a gdyby zostawili, to by i uciekli, dach by tego nie przywalił, pewnie nie wszystkie by zmarli”), wypadek Budzika, kolegi Szymka, przeklęta topola, którą ojciec w ostatnich słowach przed śmiercią prosił, by ściąć, ściąć w cholerę, obiecaj mi, słyszysz, Jacek? A jednak łapałam się na tym, że powinnam częściej coś poczuć, gdzieś się wzruszyć, gdzieś wewnętrznie – nomen omen – rozdygotać, a jednak tak nie było.

Podkreślę jeszcze raz: to bardzo dobra książka, lepsza od wielu, naprawdę wielu powieści, jakie czytałam w tym roku. Po prostu chciałabym, żeby Jakub Małecki wyplątał się już z tematów, które złożyły się na nieformalny tryptyk „Dygot” — „Ślady” — „Rdza” i poszedł w trochę innym kierunku. Liczę na to, że za około rok będę trzymać w ręku kolejny tytuł Małeckiego i że znów dostanę nim obuchem w łeb.

5-/6

Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu SQN:

logo_sqn

12 myśli w temacie “„Rdza” J. Małecki

  1. Pingback: Podsumowanie października + mini relacja z Międzynarodowych Krakowskich Targów Książki 2017 | Książkowe światy - moje recenzje książek

  2. Szkoda ogromna, że nie zachwyciła Cię tak, jak zachwyciła mnie, ale rozumiem co masz na myśli pisząc o powtarzalności. Podobno kolejna powieść już będzie wyplątana z tryptyku. 😉
    :*

  3. „Dygot” mnie też znokautował, na półce czekają na przeczytanie „Ślady”. Dlatego jeszcze o „Rdzy” nie myślę, ale już mi trochę szkoda, że pewnie będę miała podobne odczucia do Twoich.

    • Może jak będziesz sobie bardziej dawkować (czyli nie tak jak ja, jeden Małecki na rok) to nie będziesz mieć takiego wrażenia 😉 W każdym razie warto spróbować, bo to świetna proza jest.

  4. Mam na półce „Dygot” i „Rdzę”, a idą już do mnie „Ślady”. I gdzieś w środku mam przeczucie, że proza autora do mnie trafi. Sama nie wiem jednak od której książki zacząć. Podpowiesz? 🙂

    • Hmm, chyba jednak od „Dygotu”, zrobił na mnie największe wrażenie, nie wiem, czy dlatego, że czytałam go jako pierwszy? Wszystkie te książki są świetne 🙂

  5. Pingback: Czytelnicze podsumowanie roku 2017 | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

  6. Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

  7. Pingback: „Święto ognia” J. Małecki | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s