Autor: Wioletta Grzegorzewska
Tytuł: Stancje
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 192
Rok pierwszego wydania: 2017
Źródło: Egzemplarz recenzencki
W naszym świecie minęły trzy lata: to w 2014 roku poznaliśmy Wiolkę w książce „Guguły”, natomiast w świecie Wiolki minęło więcej, jakieś siedem czy osiem lat. Dziewczynka z małej wsi właśnie idzie na studia polonistyczne i wyjeżdża do Częstochowy. Ucieszyła mnie najpierw nowa książka autorki, ale po przeczytaniu „Stancji” nie jestem już do końca pewna, co myśleć. Może Grzegorzewska powinna dłużej odczekać.
Dwudziestoletnia Wiolka tuła się z walizką po mieście. Jako że jej wieś leży zbyt blisko Częstochowy, nie dostała pokoju w akademiku, próbuje więc znaleźć miejsce na stancji. Stancje są trzy: najpierw w podrzędnym robotniczym hoteliku, gdzie nie działa ogrzewanie, potem w klasztorze u sióstr zakonnych, wreszcie trochę „na swoim”, w wynajętej kawalerce. W każdym z tych miejsc Wiolka stara się dopasować, wtopić w życie otaczających ją ludzi. Z jednej strony z nikim się specjalnie nie brata (a już z pewnością nie ze studentami z roku, którzy zdają się do niej nie pasować; i rozrywki mają inne, i zmartwienia), z drugiej – staje się powierniczką wielu osób. Dziewczyna ma bowiem coraz rzadszy dar: dar słuchania. Słucha więc każdego, kto chce jej coś powiedzieć na jakikolwiek temat: o kosmosie, o ptakach, o kochance, co zdradziła, o więzieniu i o wojnie. Wciela się w role, nie wyróżnia, pozwala na sobie kształtować różne formy, jak wtedy, gdy matka przełożona zakonu bierze ją za swoją zmarłą w trakcie wojny córkę.
(…) jawa miesza się ze snem, czas teraźniejszy z przeszłym, sacrum z profanum, rzeczy doczesne z nadprzyrodzonymi, asceza z erotyzmem, grzech ze świętością…
Dziewczyna w wolnych chwilach spaceruje po mieście i przygląda się wystawom, uliczkom i pielgrzymom. Stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości, poradzić sobie z nowo nabytą dorosłością, zostawić w tyle dzieciństwo. Jednak Hektary nie dają o sobie zapomnieć, powracają w snach z dziadkiem Wiolki w roli głównej lub za sprawą napotkanych znajomych z wioski. Dziewczyna boleśnie się przekonuje, że od przeszłości nie da się odciąć.
Mam problem z tą powieścią. „Guguły” mnie zachwyciły i postawiły wysoko poprzeczkę: tam każdy obraz domagał się zapamiętania, a każda emocja przeżycia. Tu, choć książka napisana jest pięknym językiem, nie mogłam zaczepić się o żadną zadrę. Krótkie rozdziały składające się na „Stancje” są napisane ładnie, zgrabnie, ale nie oddziałują na mnie tak, jak obrazy pokazane w poprzedniej książce Grzegorzewskiej. Nie wiem do końca, co nie zagrało – jest tu i ból, i strach, i poszukiwanie własnej tożsamości, i zagubienie się w mieście, i ciągle ścigająca bohaterów historia, i rodzina, i nauka, i próby życia dzień po dniu, a jednak wszystko wydało mi się jakieś wyblakłe i przygaszone.
„Stancje” to dobra książka, ale problem w tym, że „Guguły” były wybitne. Oczekiwałam podobnie silnych emocji i niestety ich nie poczułam. I choć w głębi duszy Wiolka wciąż jest niedojrzała jak te zielone owoce, całość straciła swój cierpki posmak. Mimo wszystko czekam na kolejną książkę Wioletty Grzegorzewskiej: niech powstaje ile trzeba i niech mnie znowu literacko ugodzi.
4-/6
Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu W.A.B.:
Pingback: Podsumowanie września | Książkowe światy - moje recenzje książek
Chyba dobrze, że nie rzuciłam się na te „Stancje” tak od razu bez czytania „Guguł”. Może najpierw sięgnę po wybitne, żeby docenić autorkę:)
Zdecydowanie lepiej zacząć od „Guguł” – można też na nich skończyć 😉 Nie mówię, że „Stancje” są złe, ale niestety o wiele słabsze od poprzedniczki
Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku
Pingback: „Wilcza rzeka” W. Grzegorzewska | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku