Autor: Colson Whitehead
Tytuł: Kolej podziemna. Czarna krew Ameryki
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 384
Rok pierwszego wydania: 2016
Tłumaczenie: Rafał Lisowski
Źródło: Egzemplarz recenzencki
Wyzwanie: Wyzwanie czytelnicze 2017 (Pojazd)
Powieści opowiadających o niewolnictwie czarnoskórych jest dużo, a ja chętnie po nie sięgam. To ten typ literatury, który wywołuje zimny dreszcz na plecach (zwłaszcza na plecach Europejczyka), bowiem czytelnik zdaje sobie sprawę, że takie i inne (gorsze? brutalniejsze?) rzeczy działy się naprawdę. To jedna z niechlubnych i wstydliwych kart naszej historii. A jednak powinniśmy pamiętać – niech palą nas policzki, niech będzie nam wstyd, żebyśmy obiecywali sobie raz za razem, że nigdy nie powtórzymy tamtego szaleństwa. O straszliwym widmie kolonizacji i potworze zniewolenia i upodlenia drugiego człowieka pisali choćby Matthew Kneale w „Anglikach na pokładzie” czy Sue Monk Kidd w „Czarnych skrzydłach”, a to ledwie promil z długiej listy książek. Czy Colson Whitehead ma coś nowego do dodania w nagrodzonej Pulitzerem powieści „Kolej podziemna. Czarna krew Ameryki”?
Cora to młoda niewolnica pracująca na plantacji bawełny w stanie Georgia. Gdy jej matce udaje się zbiec, dziewczyna traci wszystkie (i tak niewielkie) przywileje, które do tej pory posiadała. Prywatny skrawek ziemi dookoła jej baraku staje się łakomym kąskiem dla innych czarnoskórych, a i na samą Corę ten i ów mężczyzna patrzy w sposób niepozostawiający wątpliwości co do jego zamiarów. Życie na plantacji zawsze było trudne, lecz wraz z nadchodzącą dojrzałością pojawiają się nowe niebezpieczeństwa. Gdy więc Ceasar, najnowszy nabytek plantatora, opowiada Corze o kolei podziemnej i proponuje jej ucieczkę, oboje ryzykują wiele. Ale gdy nie ma się do stracenia nic poza życiem, nie ma miejsca na długi namysł. Cora i Ceasar decydują się więc na ucieczkę, a po piętach depcze im pościg: jeśli zostaną schwytani, czeka ich los gorszy niż śmierć.
Cóż to za świat, myślała, w którym jedyna bezpieczna przystań to żywy człowiek. Czy wyzwoliła się z niewoli, czy pozostawała w jej sidłach – jak opisać status zbiega? Wolność jest czymś, co zmienia się w zależności od sposobu patrzenia, tak jak las, który z bliska jest gęsty, ale widziany z zewnątrz, z pustej łąki, ujawnia swe rzeczywiste granice. Bycie wolnym nie ma nic wspólnego z łańcuchami ani dostępnością wolnej przestrzeni.
Choć Colson Whitehead wyszedł od faktycznie istniejącej w przeszłości sieci ludzi dobrej woli zwanej koleją podziemną, popuścił wodze fantazji, tworząc własną wizję ucieczek Murzynów. Tak naprawdę kolej ta była umownym szlakiem zbiegłych niewolników. Ci ludzie mogli liczyć na pomoc innych, głównie abolicjonistów, którzy z narażeniem życia swojego i swoich rodzin organizowali transporty czarnoskórych z miejsca na miejsce, zapewniali im kryjówki i dbali o ich bezpieczeństwo. Całe nazewnictwo było związane z koleją, byli więc „konduktorzy”, czyli przewodnicy, „stacje”, czyli bezpieczne domy czy „pasażerowie”, czyli zbiegli niewolnicy. Whitehead w swej powieści utworzył dosłowną kolej podziemną, która biegła pod ulicami miast i pod lasami. Cora i Caesar poruszają się w takich właśnie tunelach, jadąc w wagonach ciągniętych przez lokomotywę. Przez to w tej okrutnej historii powstaje pewien nieco baśniowy element, na tle którego tym mocniej wybrzmiewa prawdziwe cierpienie czarnoskórych niewolników.
Autor pokazuje, że niewolnictwo nie musi być zawsze dosłowne: nie krzywdziliśmy Murzynów jedynie przez więżenie ich na plantacjach, ale także przez pokazywanie ich na wystawach jako żywych eksponatów czy poprzez ograniczanie ich wiedzy o tym, co my, biali, z nimi robimy i w jakim celu: jest w książce wątek badań nad czarnoskórą ludnością i planów ograniczenia rozrodczości Murzynów, by Ameryki „nie zalała czarna fala”. To wszystko dzieje się bez wiedzy samych pacjentek i ich bliskich, odsłaniając przed czytelnikiem kolejny przykład sprowadzania czarnoskórych ludzi do roli przedmiotów, nie podmiotów.
Choć historia ta, jak na sprawy, które opisuje, nie epatuje okrucieństwem, jest mocnym świadectwem niechlubnego procederu zniewolenia jednego człowieka przez drugiego. Nie jest to na pewno pierwsza książka na temat niewolnictwa, którą powinno się przeczytać, ale warto sięgnąć po „Kolej podziemną” – to kolejny głos na temat wyzysku. Takich lektur nigdy dość: nie można zapomnieć, co kiedyś zrobiliśmy. Książki o niewolnictwie stanowią przestrogę dla nas i dla przyszłych pokoleń. Czy ta powieść zasługuje na Pulitzera? Nie jestem pewna, ale nie odbieram jej ważności. Czy to „jedna z najważniejszych książek o Ameryce, jakie kiedykolwiek napisano”? Polemizowałabym. Niemniej „Kolej podziemna” to książka, którą warto przeczytać. Polecam.
5-/6
Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu Albatros:
Dałam się skusić i kupiłam sobie ‚Kolej podziemną”, bo głośno o niej w mediach. Skusił mnie ten Pulitzer, ale oczywiście z dystansem podchodzę do haseł promocyjnych w stylu „najlepsza i najważniejsza”. Oczywiście trzeba ocenić samemu. U Ciebie widzę, że warto poznać, choć najlepiej czytać „na zimno”.
Warto poznać, ja w ogóle jestem zdania, że książek o tej tematyce nigdy dość, byle oczywiście były dobrze napisane – a ta jest 🙂 Też zawsze chętnie sprawdzam tytuły nagrodzone Pulitzerem i Bookerem oraz naszą Nike.
Mam spore zaległości w literaturze traktującej o niewolnictwie, więc muszę zabrać się za nadrabianie. Ale oczywiście również tę książkę chciałabym przeczytać. Mam nadzieję, że wspomniany baśniowy element nie będzie mi przeszkadzał w tego typu historii.
Nie powinien Ci przeszkadzać, bo on niczego nie psuje i nie jest zbyt natrętny – po prostu trzeba mieć świadomość, że w rzeczywistości wyglądało to trochę inaczej. A do lektury „Kolei podziemnej” serdecznie zachęcam 😉
To brzmi dobrze, dzięki za uspokojenie 🙂
Wiesz, że i na mnie ta książka zrobiła wrażenie – nawet większe niż przewidywałam. Masz rację, że takich tytułów nigdy dość, zresztą podobnie jak w przypadku literatury obozowej. Tematyka ciężka, ale warto jej poświęcić czas i warto pamiętać o tym, co było kiedyś.
Zdecydowanie. Zresztą może „Kolej podziemna” po czasie, jaki upłynął od lektury, zyskuje, bo jak tak teraz o tym myślę to ta powieść wciąż we mnie siedzi.
Chyba sprezentuję tę książkę bratu, bo on lubi takie klimaty. Dam później znać czy się podobała 🙂
Świetnie 😀 Też uwielbiam podsuwać bliskim książki, które im się spodobają 🙂 Pozdrowienia dla brata 😀
Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy - moje recenzje książek
Pingback: Podsumowanie lipca | Książkowe światy - moje recenzje książek
Pingback: „Miedziaki” C. Whitehead | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku