Autor: Anuradha Roy
Tytuł: Sny o Jowiszu
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 316
Rok pierwszego wydania: 2015
Tłumaczenie: Jędrzej Polak
Źródło: Egzemplarz recenzencki
Wyzwanie: Wielkobukowe wyzwanie (Na jedwabnym szlaku)
Co przychodzi nam na myśl, gdy słyszymy słowo „Indie”? Wielkie bogactwo. Ogromna bieda. Bollywood. Morze śmieci na ulicach. Kolorowe stroje. Potargane szmaty bezdomnych. Indie to kraj kontrastów, chyba nigdzie nie są one tak widoczne jak tam. Z tego powodu pewnie trudno opowiedzieć o tym państwie jako o całości, coś tak ogromnego i tak różnorodnego zwykle powoduje, że przedstawienie Indii jest fragmentaryczne. Jednak z takich małych kawałków składa się wielki patchwork o nazwie Indie. A jeden skrawek tego ogromnego, kolorowego koca opisała Anuradha Roy w nominowanej do Nagrody Bookera powieści „Sny o Jowiszu”. Jakie są współczesne Indie widziane oczami autorki?
Wszystko zaczyna się w pociągu z Kalkuty. Obok siebie podróżują trzy matrony, które po raz pierwszy w życiu wybierają się we wspólną podróż oraz ekscentryczna młoda dziewczyna, która ma kolorowe nitki we włosach i mnóstwo kolczyków w uszach. Dwa zupełnie inne światy obserwują się najpierw bezpiecznie zza swoich granic, a potem, chcąc nie chcąc, łączą się, zjednoczone w doświadczeniu wspólnej podróży. Starsze kobiety planują odwiedzić najważniejsze miejsca w Dżarmuli, zaś Nomi próbuje odnaleźć swoje korzenie. Historia rozrasta się w kilku kierunkach, w bok i w głąb, z patchworku wychodzą nitki: jest opowieść Latiki, Vidyi i Gouri o ich losach, jest opowieść Nomi o jej dzieciństwie, o wojnie i o strachu, o tajemnicach i o życiu w aśramie, jest w końcu opowieść Badala, przewodnika świątynnego zakochanego w młodzieńcu Raghu. W Indiach wszystko roi się i rozkwita kolorem, zapachy i faktury zachwycają, herbata parzona w tradycyjny sposób na straganie smakuje jak nigdzie indziej – a jednak to wszystko podszyte jest jakimś niewytłumaczalnym smutkiem.
Bo każdy za czymś tęskni, każdemu czegoś brakuje, każdy tu coś stracił i nigdy już tego nie odzyska, choćby walczył o swoje marzenia. Bohaterowie Roy są jakby odgórnie skazani na niepowodzenie, wiadomo, że nie dotrą do celu, a sukces nie jest im pisany. „Sny o Jowiszu” mają w sobie pewien poetycki rys, coś nieuchwytnego, wyczuwanego jedynie podskórnie, jakąś tęsknotę i żal. Czytelnik gubi się wśród egzotycznych zapachów i barw, by nagle ze zdziwieniem odkryć, że to tylko powłoka, która schodzi, ledwie podrapiemy ją lekko paznokciem. Dużo w tej książce bólu, wiele traum, hipokryzji i przemocy pod płaszczykiem pomocy bliźniemu. Podczas lektury nie raz było mi niewygodnie na duszy, bo chciałam, by Indie były tak kolorowe i pachnące, jakie są w folderach reklamowych. Ale to nie jest życie, to iluzja. Anuradha Roy pokazuje wnętrze, mięso, kości i flaki współczesnych Indii. Nie jest ładnie, ale jest zapewne bardziej prawdziwie. To powieść, która daje do myślenia, a mimo że czyta się ją lekko, zostaje po niej w głowie ciężki osad – i to jest jej siła.
5/6
Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona:
Pingback: Podsumowanie maja | Książkowe światy - moje recenzje książek
Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy - moje recenzje książek