Autor: Filip Springer
Tytuł: Księga zachwytów
Wydawnictwo: Agora
Liczba stron: 456
Rok pierwszego wydania: 2016
Źródło: Egzemplarz recenzencki
Książki Filipa Springera coś we mnie zmieniły. Zanim sięgnęłam po „Księgę zachwytów” (a wcześniej „Wannę z kolumnadą”), nie przywiązywałam większej uwagi do architektury. To znaczy, owszem, ważne dla mnie było, żeby budynek, w którym albo obok którego przebywam był w dobrym stanie, oczywiście świetnie, gdyby był ładny i funkcjonalny, jednak wiadomo jak to wciąż w Polsce zwykle bywa… Budynki i ich otoczenie istniały więc gdzieś na pograniczu mojej świadomości: nie zastanawiałam się nad architekturą. Po lekturze książek Springera nie mogę przestać patrzeć. Reporter uwrażliwił mnie architektonicznie. Jak to się mówi: tego już nie da się odzobaczyć.
W „Wannie z kolumnadą” autor bezlitośnie stawiał czytelnikowi przed oczy to co brzydkie, paskudne, szpetne i zaniedbane. „Księga zachwytów” to coś na osłodę – Filip Springer pokazuje, że są w Polsce miejsca architektonicznie piękne. I dobrze, że to robi, bo czasem, patrząc dookoła, można by w to zwątpić. Choć w moim mieście na Górnym Śląsku powoli coś zdaje zmieniać się na lepsze, a w okolicy powstają takie cieszące oko obiekty jak choćby Międzynarodowe Centrum Kongresowe w Katowicach, muszę z przykrością stwierdzić, że wiele jest jeszcze do zrobienia. A więc róbmy! Byle ze smakiem.
Ta [architektura] wbrew powszechnym utyskiwaniom ma się coraz lepiej. Postanowiłem więc odpowiedzieć na wszystkie apele i poszukać dobrych przykładów – takich, którymi można się zachwycić.
„Księga zachwytów” została podzielona według województw, w których znajdują się omawiane obiekty. Oczywiście podział, siłą rzeczy, na mógł być równy, są bowiem miejsca architektonicznie uprzywilejowane, gdzie ciekawych budowli jest więcej (nie zaskakują tu duże miasta, takie jak Warszawa, Poznań, Katowice, ale są też miejsca nieoczywiste jak Rakownia, Mława, Lusławice). Filip Springer przejechał Polskę wzdłuż i wszerz i skrupulatnie dzieli się z czytelnikami wynikami swej podróży. Każdemu obiektowi poświęcone zostały około trzy strony, nie jest to więc dużo tekstu, zaledwie wprowadzenie, które w moim odczuciu może być zachętą do sięgnięcia po inne, obszerniejsze opracowania na ten temat, a przede wszystkim, co jest marzeniem samego Springera – do wyjścia w miasto i przyjrzenia się omawianym miejscom własnymi oczami. Teksty dopełnione są fotografiami, a całość to świetny przewodnik dla początkujących fascynatów architektury. Sądzę, że ktoś, kto zna lepiej temat, poczuje się zawiedziony ogólnikowością tekstów, nie są to bowiem żadne pogłębione analizy, a zdecydowanie popularnonaukowe (z naciskiem na „popularno”) notki o kilkudziesięciu ciekawych obiektach znajdujących się w całej Polsce.
Znaleźć tu można tak odmienne miejsca jak przepiękna biblioteka na dworcu w Rumii, jedno z osiedli komunalnych w Warszawie, elektrownia w Łodzi czy… stacja benzynowa w Sierczy. Tak, tak! Nawet tak prozaiczne miejsce jak stacja benzynowa zostało zauważone i odnotowane przez reportera. W „Księdze zachwytów” znalazło się miejsce na budowle od początku dobrze pomyślane i zaprojektowane, jak i na te, którym został przywrócony dawny blask przez odnowienie ich w poszanowaniu dla pierwotnego wyglądu. Co dziwniejsze, w zbiorze tym znalazło się również kilka obiektów złych, zaniedbanych czy zawodzących nadzieje w nich pokładane – tak, jakby Springer nie mógł się powstrzymać i do beczki miodu musiał dodać łyżkę dziegciu. Rzuca się tu w oczy lekka niekonsekwencja, no bo skoro się zachwycamy, to skąd utyskiwania na poznański dworzec kolejowy czy warszawski dom handlowy Vitkac?
Jako Górnoślązaczkę cieszą mnie „swojskie” akcenty w postaci osiedla Tysiąclecia w Katowicach (zwanego popularnie Tauzenem) czy chorzowskiego planetarium. Cała publikacja to ciekawy przewodnik po współczesnej polskiej architekturze. Mam wrażenie, że teraz będę uważniej przyglądała się zabudowie miast. „Księga zachwytów” została przepięknie wydana: twarda oprawa, ciekawa wyklejka, rozdziały zaczynające się uproszczoną mapą Polski z zaznaczonymi miastami, o których będzie w niej mowa – to wszystko sprawia, że lektura tej książki to sama przyjemność, także dla oczu. Dla zainteresowanych tematem Springer umieścił przy wielu rozdziałach publikacje poruszające szerzej zaznaczony przez niego temat. Można więc zgłębiać, drążyć, czytać, a potem… ruszać w miasto! Ja jestem zachwycona.
5+/6
Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu Agora oraz portalowi duże Ka:
Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy - moje recenzje książek
Chyba muszę ją przeczytać, ponieważ sama prowadzę bloga podróżniczego opisującego różne miejsca, a to by było fajne uzupełnienie nie tylko informacji, ale również nowych miejsc, które warto zobaczyć i choć na chwilę się przy nich zatrzymać. Dzięki! 🙂
http://www.pestkizarbuza.blogspot.com
W takim razie podwójnie polecam 🙂 Tak samo zresztą „Wannę z kolumnadą”.
A podobno to najgorsza książka Springera… Ja póki co czytałam tylko fenomenalną „Miedziankę” i „13 pięter”. Teraz bardzo chciałabym sięgnąć po „Miasto Archipelag” 🙂
Ja czytałam póki co tę i „Wannę z kolumnadą” i „Wanna” podobała mi się bardziej, ale i ta przypadła mi do gustu 🙂 Też słyszałam głosy, że jest najgorsza, w takim razie przede mną już tylko te lepsze 😀
Najgorsza? Czyli jednak mam nosa 😉 Mi też nie przypada do gustu.
Nie czytałam osobiście, ale z różnych recenzje i opinii znajomych tak wynika… – dlatego też nie wiem, czy chcę ją mieć w planach, bo boję się zmarnowanego czasu, albo zniechęcenia się do Springera.
Muszę przyznać, że ja z tych, co od wielu lat ślipią po otoczeniu, w tym architekturze — i to jest dla mnie ważne. Niektóre pejzaże (i budynki, wiadomo, traktuję to tu jako pewną całość) sprawiają, że czuję się tak, a nie inaczej, inne skłaniają do refleksji, inne do zastanawiania się, co tu jest (nie) tak. Książki Springera dla mnie — jakby to określić? — podbijają temat, pokazują, co widzi ktoś inny, a to zawsze ciekawy punkt odbicia :-).
Może te negatywne przykłady tutaj też są takim punktem do odbicia się? Bo w końcu nie każdy czytelnik „Księgi…” musi znać wcześniej „Wannę…” (tak zakładam, zastanawiając się, nad powodami). A ja sobie „Księgę…” definitywnie wpisuję na listę do przeczytania! 🙂
Może być tak, jak mówisz, ale Springer niestety swojego wyboru, by dodać tam kilka koszmarków nie tłumaczy, więc robi to wrażenie lekkiego chaosu.
W każdym razie ja po dwóch książkach myślę sobie, że lubię to Springerowe pisanie. I już mnie łapki świerzbią, żeby się zabrać za „Miasto Archipelag” 😀
A mnie Księga zachwytów nie potrafiła… zachwycić i wciągnąć. Ale za to rozpływam się nad „Miastem Archipelag” 🙂 To zupełnie inny kąt patrzenia i taki w wykoaniu Springera lubię najbardziej. Chyba jednak wolę „bez zachwytów”. Podobnie było z „Wanną z kolumnadą”. Wolę krytykę i dziwactwa, nieco pesymizmu architektonicznego 😉
No ale i w „Mieście Archipelagu” są zachwyty i sporo pozytywów przecież ;-).
Mnie też ciut bardziej podobała się „Wanna”, ale i „Księdze zachwytów” dałam się, jak widać, wciągnąć 😉 Może to przez to, że temat jest dla mnie świeży i ciekawie czyta mi się wszelkie architektoniczne rozważania? Teraz zupełnie inaczej patrzę na miasto 🙂
Pingback: Podsumowanie października | Książkowe światy - moje recenzje książek
Pingback: Najpiękniejsze okładki 2016 roku | Książkowe światy - moje recenzje książek