„Czochrałem antarktycznego słonia i inne opowieści o zwierzołkach” M. Golachowski

Autor: Mikołaj Golachowski

Tytuł: Czochrałem antarktycznego słonia i inne opowieści o zwierzołkach

Wydawnictwo: Marginesy

Liczba stron: 512

Rok pierwszego wydania: 2016

Źródło: Egzemplarz recenzencki

Wyzwanie: Wielkobukowe wyzwanie (Morska opowieść)


Zastanawialiście się kiedyś na co wydalibyście pieniądze, gdybyście wygrali dużo, ale to naprawdę dużo pieniędzy w Totolotka? Bo ja, gdybym już kupiła sobie jakiś piękny dom, w którym byłby osobny pokój na ogromną bibliotekę, ruszyłabym w podróż. Jedną, drugą, trzecią. Oczywiście wracałabym dość często do domu, do moich kątów, do kota, do własnego łóżka, bo jestem domatorem i własna przestrzeń jest dla mnie ważna – to strefa komfortu. Ale mimo to podróżować kocham – to moim zdaniem coś, co warte jest wydanych pieniędzy, bo doświadczenia i wspomnienia, jakie dzięki temu się zdobywa, zostają na zawsze.

No ale cóż, jest jak jest, podróże wykraczające poza jeden dzień odbywam zwykle raz, dwa razy do roku, więc korzystam z innej opcji, opcji dobrze chyba znanej każdemu molowi książkowemu: podróżuję statycznie, w wyobraźni. Truizmem byłoby stwierdzenie, że dzięki książkom mam nieograniczone możliwości, że mogę udać się w przeszłość lub w przyszłość, w kosmos lub w głębiny oceanu. Są też jednak podróże, który niby nie leżą poza moimi możliwościami, ale wiem, że pewnie nigdy się w nie nie udam inaczej niż książkowo – tak było w przypadku Mikołaja Golachowskiego i jego książki o jakże uroczym tytule „Czochrałem antarktycznego słonia i inne opowieści o zwierzołkach”.

462460-352x500Golachowski jest „biologiem, ekologiem i podróżnikiem, doktorem nauk przyrodniczych oraz tłumaczem. Koncentruje się na polarnych krańcach Ziemi, dwukrotnie zimował na Polskiej Stacji Antarktycznej im. H. Arctowskiego (raz jako kierownik 32. Polskiej Wyprawy Antarktycznej), a jako przewodnik turystyczny regularnie odwiedza Antarktykę Zachodnią i subantarktyczne wyspy. Od paru lat poznaje również Arktykę, sześć razy dotarł nawet na biegun północny”¹. W swej pierwszej książce dla dorosłych (ma bowiem na swoim koncie również dwie popularnonaukowe pozycje dla dzieci) opowiedział o wyprawach w najzimniejsze rejony świata: na Antarktykę i Arktykę. Te nieprzystępne, lodowate tereny okazały się jego miejscem na ziemi. W publikacji podzielonej na trzy części ciekawski czytelnik znajdzie fascynujące opowieści z wypraw Mikołaja Golachowskiego oraz sporo wiedzy historycznej z dziedziny odkryć geograficznych i etnologii ludów zamieszkujących pierwotnie tereny zawłaszczone następnie przez odkrywców.

Oczywiście „Czochrałem antarktycznego słonia…” to również moc ciekawostek o zwierzętach, a znajdziemy tu takie zwierzołki jak pingwiny, pochwodzioby, uchatki, foki, wieloryby, albatrosy, niedźwiedzie polarne czy tytułowe antarktyczne słonie (oraz wiele innych!). Muszę przyznać, że fragmenty o zwierzętach były moimi absolutnymi faworytami: widać, że Mikołaj Golachowski kocha te wszystkie zwierzołki, i to kocha miłością dojrzałą. On wie, że zwierzęta nam tylko towarzyszą, nie są zaś naszą własnością (i dotyczy to również zwierząt domowych, nie tylko dzikich!) i szanuje wszystkie żywe stworzenia. Widać, że los zwierząt nie jest mu obojętny, a w tekście nie raz znajdziemy smutne historie o tym, jak ludzie niszczyli przyrodę dla własnej korzyści, jak doprowadzili do masowych mordów pewnych gatunków (np. wielorybów). Mikołaj Golachowski pokazuje, ile zła wyrządzamy naturze i nie boi się napisać, co o tym myśli. A wyraża się czasem w niewybrednych słowach! Zawsze jest to jednak uzasadnione i nie powinno razić oczu czytelnika.

Podczas innych arktycznych wypraw często chodziłem z bronią, ale odkąd dałem do zrozumienia, że jeśli będę miał dylemat: niedźwiedź czy turysta, to raczej nie niedźwiedzia zastrzelę, jakoś nie bardzo chcą mi ją dawać. Nie wiem dlaczego, w końcu to misie są u siebie i mają prawo tu być, a my przyjeżdżamy w gości. Zresztą ludzi i tak jest na świecie za dużo, a niedźwiedzie są zagrożone.

A jakie on ma poczucie humoru! Nie przypuszczałam, że będę się zaśmiewać do łez podczas lektury książki przyrodniczo-geograficznej, a jednak:

Kiedy jednak już w zupełnych ciemnościach jeden z nich [wali południowych] wynurzył się tuż przy naszej łodzi i ochlapał mnie śmierdzącym smarkiem wydechu, myślałem o kolejnej fascynującej stronie tych kolosów. Wale biskajskie to prawdziwi hipisi wielorybiego świata, poważnie traktujący zasadę make love, not war. (…) W wodzie trudno jest im się przytulać, ale penisy wielorybów (…) są długie, giętkie i ruchliwe, więc niczym potężne węże potrafią okrążyć ciało partnerki i końcówką dotrzeć do celu! Ale nawet ta imponująca umiejętność nie jest tym, co w ich przypadku robi największe wrażenie. Otóż wale południowe są właścicielami największych jąder w zwierzęcym królestwie. U dorodnego samca ich para może ważyć nawet tonę! (…)

No właśnie. I oto płynąłem piękną dwudziestometrową łodzią po romantycznym, rozświetlonym księżycem, spokojnym morzu u brzegów Ameryki Południowej, a gigantyczny napalony lowelas z jajami wielkości małych samochodów ocierał mi się o burtę. Myślę, że całkiem słusznie byłem zaniepokojony…

Przyznam, że najchętniej zacytowałabym pół książki (zaznaczek z inspirującymi, zabawnymi, ciekawymi etc. cytatami mam dokładnie 17!), ale… to nie ma większego sensu. Polecam Wam sięgnięcie po książkę Golachowskiego i samodzielne wynajdowanie co lepszych smaczków.

Słabiej wypada czasem część historyczna: choć niewątpliwie naładowana faktami, posiada dłużyzny. To przez to książkę czytałam naprawdę wiele dni (w pewnym momencie po prostu się zacięłam i bardzo powoli przesuwałam się o kilka, kilkanaście kartek, a w końcu to nie lada tomisko!), ale też… nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bowiem jest to zdecydowanie tytuł do rozsmakowania, nie do szybkiego czytania.

Niewątpliwym atutem jest za to z pewnością wydanie: urocza okładka, piękna wklejka w środku i cudowne fotografie przyrody. Tych ostatnich, choć sporo, wciąż wydaje mi się za mało, jednak wybaczam autorowi, który tłumaczy, że zwykle wolał podziwiać wszystko bez pośrednictwa aparatu. Co więcej, rozumiem go! To była niezwykle pouczająca podróż. Może też się wybierzecie?

Zawsze mówię gościom, żeby opuścili aparaty i chłonęli te chwile. Świat jest znacznie większy niż najlepsze nawet zdjęcie. Nie zmieści się w ramce.

5-/6

Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję internetowej księgarni Platon24:

platon


¹ http://www.marginesy.com.pl/autor/190

25 myśli w temacie “„Czochrałem antarktycznego słonia i inne opowieści o zwierzołkach” M. Golachowski

  1. Pingback: Recenzje od A do Z | Książkowe światy - moje recenzje książek

  2. Ja koniecznie! I od razu egzemplarz dla taty. I mamy! I siostry! 😀 Będzie fajnie 🙂 Niektórych tytuł odstrasza – mnie przeciwnie, przyciąga. Bo to takie swojskie to czochranie jest 😉

    • Naprawdę kogoś odstrasza? Ja słyszałam same zachwyty, sama też uważam, że jest słodki 😀 I cieszę się, że zachęciłam Cię do kupna, i to od razu dla całej rodziny 😀

    • Też słyszałam same pozytywy o tej książce i okazuje się, że nie były bynajmniej przesadzone 🙂 Autor jest zresztą tak sympatyczny, no i przede wszystkim wie, o czym mówi, już samo to „robi” tę książkę.

  3. Pingback: Tydzień Blogowy #55 – Wielki Buk

  4. Pingback: Podsumowanie sierpnia | Książkowe światy - moje recenzje książek

  5. Pingback: „Saga Puszczy Białowieskiej” S. Kossak | Książkowe światy - moje recenzje książek

  6. Pingback: #Jesienny Book TAG | Książkowe światy - moje recenzje książek

  7. Pingback: Podsumowanie września | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

  8. Pingback: „Księga zwierząt niemalże niemożliwych” C. Henderson | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

  9. Pingback: Podsumowanie lutego | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku

Dodaj odpowiedź do Kasia Anuluj pisanie odpowiedzi