Autor: Dominika Słowik
Tytuł: Atlas: Doppelganger
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 352
Rok pierwszego wydania: 2015
Źródło: Egzemplarz recenzencki
Wyzwanie: Klucznik (Coś czerwonego, Przecinek i kropka)
Zwykle nie czytam debiutów. Czemu? Boję się zawodu, niewyrobionego jeszcze stylu, topornych zdań, rąbanych przez młodego autora w pocie czoła, bez finezji. Jednak debiut Dominiki Słowik, czyli „Atlas: Doppelganger” mnie zaintrygował i nie pozwolił przejść obok siebie obojętnie. Obietnica mocnej, transowej opowieści, akcja tocząca się na Górnym Śląsku lat ’90. (w końcu to miejsce i czasy mojego dzieciństwa!), no i rekomendacja Pawła Huellego („Od wielu lat czekaliśmy na taki debiut”). A jak można nie uwierzyć Huellemu? Nie można, nie da się.
Co to jest ten tajemniczy Doppelgänger? Autorka tłumaczy nam to we wstępie. To sobowtór, cień, mitologiczny bliźniak, rozdwojona jaźń. To byt, który nawiedza nieostrożnego człowieka i nigdy już go nie opuszcza. Ludy koczownicze Azji Środkowej uważały, że doppelganger „pojawia się jako zjawisko amorficzne, wywołuje w nawiedzanym ciągły niepokój, nieokreślone pragnienia, melancholię, poczucie pustki, potrzebę nadzwyczajnej aktywności. Często osoby nawiedzane przez doppelgangera czują niemożliwy do opanowania przymus ciągłej podróży.” Kogo w powieści Słowik nawiedził zły duch?
Śląsk, lata ’90. Miejsce brudne, z niebem poprzecinanym sylwetkami kopalń, przesiąkniętym duszącym dymem. Tutaj mieszka bezimienna narratorka tej powieści wraz ze swoją przyjaciółką Anną. Dziewczynki wiele godzin spędzają z dziadkiem Anny, który uwięziony na wózku, zamknięty na zawsze w mieszkaniu, tęskni do dawnych podróży i opowiada im niesamowite historie:
dziadek nagle rozrasta się do niezwykłej konstelacji obrazów, wspomnień, zapachów, dawno zapomnianych gestów, miejsc i historii. ze swoją skórą porżniętą zmarszczkami był jak pryzmat, który rozbijał świat wokół nas, nagle piękniejszy i bogatszy, na nieskończoną ilość barw, pokazując je nam, zachwyconym, zatopionym w feerii kolorów i świateł. patrzyłyśmy więc w twarz dziadka, na blok i osiedle niczym przez pocięty, przezroczysty kryształ i tylko dlatego nie potrafię przypomnieć sobie rysów jego twarzy.
To właśnie godziny spędzone z dziadkiem są czymś, co rozświetla narratorce i Annie ich zwykłe życie. Dziadek był w młodości marynarzem, pływał po wielu wodach i przeżył niesamowite przygody. To nic, że nie wszystkie nadają się dla uszu małych dziewczynek (np. te o portowych dziwkach z wielkimi, miękkimi piersiami) – dziadek opowiada. Wspomina. Uwięziony w jego ciele demon niespokojnej podróży wyrywa się na powrót ku słonym morzom, wielkim statkom, głębokim wodom i egzotycznym krajom. A dziewczynki słuchają, naciągają dziadka na snucie wciąż tych samych historii, bowiem zawsze brzmią one troszkę inaczej. I cały czas łakną nowej przygody.
czasami w tych krajach, zwłaszcza w pasie drobnych wysp, dziadek czuł niewymowny smutek, śpiewał rzewne piosenki, wpatrywał się tępo w dal i tęsknił za wszystkimi miejscami, w których go akurat nie było.
wspominał o tym z wielkim sentymentem, bo podobno tam, na lądach przejścia, gdzie wszelkie nazwy są wyłącznie umowne, zdarzały mu się najdziwniejsze rzeczy. czas zmieniał swój bieg, kierunki świata mieszały się ze sobą, dziadek czasem zapominał języków, którymi świetne mówił od wielu lat, albo znienacka odkrywał, że potrafi mówić językiem zupełnie nowym (…)
Tak, doppelganger wyrywał się na wolność, ale pozostało mu tylko potrójne zniewolenie: raz, zniewolenie obecnością żony, zrzędliwej, typowej śląskiej baby, którą do szału doprowadzało zachowanie dziadka, dwa, zniewolenie w czterech ścianach, z których już nie wychodził, trzy, zniewolenie absolutne, wózka inwalidzkiego, z którego dziadek nie potrafił wstać. Siedział więc, patrząc przez okno, widząc tam coś niesamowitego (dziewczynki nigdy nie wiedziały co, nie odkryła tego nawet Anna, gdy po śmierci dziadka usiadła w jego wózku – przez okno widać było tylko ścianę bloku z naprzeciwka) i opowiadając. Był z niego bajarz doskonały i dziewczynkom nie przeszkadzało to, że historie traciły prawdopodobieństwo przez ciągle zmieniające się wersje. Może i nie były prawdziwe, ale czy to miało jakieś znaczenie? Nie miało. Te wspomnienia były jak klejnot, jak rozszczepiające się w dziecięcej zabawce-teleskopie kolorowe szkiełka, których kształt na pozór wciąż się zmieniał. Po dziadku Anny nie zostało nic poza opowieścią.
A do tego Dominika Słowik świetnie uchwyciła obraz Śląska sprzed około dwudziestu lat. Górny Śląsk, jaki wyłania się z jej powieści, jest równocześnie brzydki i piękny, pięknością, której dodawać może rzeczom i miejscom szpetnym tylko nostalgia:
piękne były zachody słońca na osiedlu, zwłaszcza jesienią, kiedy w powietrzu nasyconym wilgocią wisiały ciężko pyły i dym z opalanych gazetami i plastikowymi butelkami okolicznych domów. światło zachodzącego słońca rozpraszało się jak zorza, przybierało najbardziej fantazyjne kształty i kolory, zalewając karminami, różem i krwistą czerwienią całe osiedle (…) słońce na osiedlu zawsze zachodziło, w zależności od pory roku, z lewej albo prawej strony dzielącego resztki widocznego horyzontu komina. a komin wyglądał pięknie w tym wieczornym świetle, ciemny, prawie czarny na tle czerwonego jesiennego nieba, jakby tam właśnie zaczynało ono pękać i na osiedle wylewała się powoli noc i zima.
„Atlas: Doppelganger” ma budowę szkatułkową, bowiem oprócz głównej osi wydarzeń zawiera jeszcze historię Sadowskiego, lekkimi nićmi połączoną z głównym nurtem powieści. Oba wątki łączy postać dziadka, postać niby tak dokładnie opisana, a jednak tajemnicza, pełna niedopowiedzeń, ciemnych zakamarków, z których obdziera dziadka dopiero śmierć. Jak już mówiłam: może i historie opowiadane dziewczynkom nie są prawdziwe, ale jakie to ma znaczenie, skoro są piękne?
poza tym [dziadek] miał pół ciała zjedzone przez kiłę. (…) dziadek twierdził, że była to kiła egzotyczna, o innych objawach niż stary, dobry syfilis: jego ciało przypominało stary, szwajcarski ser. przez to musiał zrezygnować z pracy marynarza (bo dziadek anny był marynarzem) – woda przeciekała mu przez te dziury, tak że szedł na dno jak kamień, a co to za marynarz, co nie umie pływać; wrócił więc do kraju i został górnikiem.
To świetny debiut – i mówię to z pełnym przekonaniem. Ludzie, Dominika Słowik jest w moim wieku, a już napisała tak świetnie skonstruowaną powieść! Będę śledzić jej dalsze dokonania, bowiem wydaje mi się, że na naszych oczach rodzi się nowy talent polskiej literatury.
5/6
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Znak:
Pingback: Recenzje od A do Z | Kultura czytania - moje recenzje książek
Cholera, to brzmi tak dobrze, że mam ochotę złapać tego Słowika natychmiast. I do tego opowieści w opowieści. Ach. Jeśli to tak mocny debiut, to pozostaje tylko życzyć autorce, by ciągle sięgała poprzeczki, którą sobie ustawiła. Karolajno, biorę!(:
Wielka radość! ❤ Widzisz, ja byłam lekko sceptyczna. Wiesz, jak to z tymi blurbami, każda książka według nich to arcydzieło. Ale tu się rzeczywiście wciągnęłam! Jaka to jest historia! Sposób narracji kojarzy mi się odlegle z tym Joanny Bator, ale jeśli nawet Słowik ma takie inspiracje, to tylko jej gratulować 😀
O łaaa! Ale pyszności mi znowu zaserwowałaś! ❤ Najpierw "Guguły", a teraz to! Brzmi rewelacyjnie i odpowiednio tajemniczo, no i powiedz mi tylko gdzie ja mam to wszystko wcisnąć? Ale nie! Podejmuję się wyzwania – wcisnę! Jak nie tej wiosny, to latem 😀
Ogromnie się cieszę 😀 Wcisnąć koniecznie trzeba, bo to taka smakowita powieść! ❤
I wiesz, co miała wspólnego z "Gugułami"? Opis losowania w kościele figury Matki Boskiej, którą potem można było wziąć do domu na tydzień – hmm, nic takiego nie kojarzę z dzieciństwa, ale widać musiało to być popularne, skoro czytam o tym w kolejnej powieści z lat '90. 🙂
ciekawi mnie obraz mojego Śląska sprzed tylu lat… rozejrzę się za tą książką w bibliotece 🙂
Nie wiem czy już będzie, bo to świeżynka, ale trzymaj rękę na pulsie 😀
Pingback: Podsumowanie marca | Kultura czytania - moje recenzje książek
Pingback: Tydzień Blogowy #5 | Wielki Buk
Czytałam. Beznadzieja.
No widzisz, a mnie się bardzo podobało 🙂 Ale ja uważam, że każda opowieść musi trafić na odpowiedni czas i odpowiedniego człowieka, żeby szarpnąć czytelnikiem.
Pingback: Name Book TAG | Kultura czytania - moje recenzje książek
Pingback: „Zimowla” D. Słowik | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku
Pingback: „Samosiejki” D. Słowik | Książkowe światy ‒ piszę o książkach od 2013 roku