Terror większości w internecie, czyli blogowi naziści atakują

Brr, zrobiło się strasznie? A może śmiesznie, dziwnie? Jeśli odpowiedzieliście twierdząco to dobrze, bo te wszystkie odczucia po trochu towarzyszyły mi podczas dyskusji Fachowcy vs amatorzy, czyli jak nowe media zmieniły krytykę literacką. Wcale nie chciało mi się jechać do Katowic, do klubu Prokultura. O 17? Po pracy, we środę? Ale wzięłam się w garść i wsiadłam do tramwaju, wybierając się na uroczą pięćdziesięciominutową wycieczkę przez trzy miasta, żeby potem nie marudzić, że u mnie, na Górnym Śląsku, to nic ciekawego się nie dzieje, tylko wszystko albo w Warszawie, w Krakowie albo nad morzem.

10372158_1535514940068312_4194535712388035985_n

Fot. Olga Knapek

Kto brał udział w dyskusji? Kto prezentował dwa opozycyjne światy? Po lewej stronie zasiedli na kanapie: Kinga Kasperek, Paweł Brzeżek oraz Sławomir Krempa z portalu granice.pl. Drugą kanapę zajęli: dr hab. Anna Kałuża, prof. Dariusz Nowacki oraz Wojciech Rusinek (redaktor serwisu artPAPIER), a spotkanie prowadził prof. Krzysztof Uniłowski. Dziwna to opozycja i chyba niepotrzebna, a dziwność jej polega na tym, że po przeciwnych stronach zasiedli… profesjonaliści przedkładający papier nad internet oraz profesjonaliści, którzy dostrzegli potencjał nowych mediów. A gdzie są amatorzy? Gdzie ci blogerzy (prawdziwi tacy)? Głosu z drugiej strony zabrakło, nie wiem czemu? Gdyby mikrofon dostał choć jeden bloger, ale nie bloger po filologii polskiej, tylko taki niewykształcony literacko bloger, to uważam, że wiele by to dało dyskusji.

Do jakich wniosków doszli „akademicy” (bo ich zdanie mnie tu najbardziej interesowało)?

  1. Ponoć blogerzy są zachowawczy. Boją się wyrażać niepochlebne opinie, więc wszystko chwalą, do tego mówią jednym głosem. Ja się z tym nie zgadzam, a za komentarz niech posłuży link do opinii Sylwii na temat książki Sami-Wiecie-Kogo 😉
  2. „Akademicy” uważają, że blogerzy się nie znają na tym, o czym piszą i popełniają tak kardynalne błędy jak mylenie narracji i fabuły. Czy krytycy literaccy wypowiadający się w tej dyskusji czytali wyłącznie blogi prowadzone przez trzynastoletnie Kasie, które „piszą sobie o książkach i wszystko chwalą, bo dostają gratisy”? Bo, słowo daję, na żadnym porządnym blogu książkowym nie zauważyłam takich baboli. A jak gdzieś zauważę, raz czy drugi, to klik! W krzyżyk w prawym górnym rogu – i nie czytam. Bo w blogosferze jest duży wybór, po co więc pochylać się nad miernotą?
  3. To źle, że blogerzy „czytają przez emocje”. Każdy czyta na poziomie podobało mi się / nie podobało mi się / fajny bohater, ale trzeba przejść na wyższy poziom interpretacji. Znów – po co czytać słabe opinie bez sensownej argumentacji? Jest cała masa blogerów, którzy potrafią świetnie i merytorycznie (choć wciąż przystępnie) uargumentować swoją opinię o książce. Chociażby Olga z Wielkiego Buka czy Malita z Co czyta Malita.
  4. O tym, co mamy myśleć o literaturze mówią nam dzisiaj przede wszystkim działy PR-u wydawnictw. Cóż ja mogę dodać? Musiałabym się powtórzyć w kwestii wybierania odpowiednich blogów (bo niektórzy rzeczywiście bezmyślnie przeklejają blurby i parafrazują notki promocyjne od wydawców). Nie każdy ma kompetencje, żeby dobrze o książkach pisać. W internecie każdy może (trochę lepiej lub trochę gorzej), więc… trzeba mieć chęć i te dobre blogi znaleźć! A nie potem marudzić, że blogosfera to sam chłam…

1511228_1535514866734986_4931043142511089269_nWniosek z tego nasuwa mi się jeden: szanowni „akademicy”, nie odrobiliście dobrze lekcji, nie przyjrzeliście się wnikliwie blogosferze. Wasza lektura była lekturą „po łebkach”, przez co zauważyliście te najsłabsze blogi, a przeoczyliście perełki. Wrzucanie wszystkich blogów książkowych do jednego wora czy porównywanie wypowiedzi o książkach z for kobiecych do wpisów na blogach to grube nieporozumienie (cytując luźno: Ja raz odwiedziłem takie forum dla kobiet, gdzie panie pisały opinie na temat przeczytanych przez siebie książek i muszę powiedzieć, że ja nie chcę żyć w takim świecie [mówienia o literaturze]).

10846311_1535514920068314_3827478226634238236_n

Fot. Olga Knapek

Przykro mi, że jest jakiś podział, że jesteśmy jedni versus drudzy. Nie można by założyć, że gramy w jednej drużynie, zajmującej się promowaniem literatury i że chociaż używamy do tego innych narzędzi, nasz cel jest wspólny? Po co sobie pluć na plecy, że „blogerzy są be, bo się nie znają”, a „akademicy są be, bo piszą za długo i za trudno”? Smuciło mnie, że z obu stron wyczuwałam lekką szyderę („akademicy” sobie na nas używali, a z drugiej kanapy padły ironiczne oklaski po stwierdzeniu jednego z profesjonalistów, że „oni też też mają konta na facebooku i nawet czasem coś tam piszą”). Panuje jedno wielkie niezrozumienie i moc stereotypów tak po jednej, jak i po drugiej stronie. Wielka szkoda, bo naiwnie nastawiłam się na ciekawą i znaczącą dyskusję, a dostałam wyliczankę w stylu „wy jesteście gorsi, bo…”

Odsyłam Was jeszcze do wpisu Kingi, która brała udział w dyskusji. Jak sama stwierdziła, czuła, że „siedzi trochę okrakiem”: (…) czułam się w środę trochę jak szpieg – nie uważam się za klasyczną blogerkę książkową (ale piszę recenzje na blogu, niezgodne ze sztuką krytyki literackiej), uwielbiam uprawiać krytykę w magazynach książkowych, a co gorsza, nie widzę w tym sprzeczności (cytat za fanpagem Kingi).

Co o tym wszystkim sądzicie? Jak odbieracie książkową blogosferę?

Edit: Zajrzyjcie koniecznie do Potani, która świetnie opisała swoje wrażenia po debacie. Podpisuję się obiema rękami: Krótka rzecz o tym jak to fachowiec spotkał się z amatorem.

20 myśli w temacie “Terror większości w internecie, czyli blogowi naziści atakują

  1. Faktycznie dziwna to dyskusja, skoro nie zaproszono do niej osób nie będących profesjonalistami w tym temacie, a jedynie amatorami, pasjonatami tematu piszącymi pod wpływem wrażeń, pragnącymi podzielić się nimi z innymi miłośnikami książek. Wytykać komuś błędy jest bardzo łatwo…
    Dziękuję za podlinkowanie do jednego z moich wpisów. Przyznam Ci się, że w pierwszej chwili, kiedy przeczytałam o książce „Sami-Wiecie-Kogo” to przemknęła mi przez głowę myśl, czy ja pisałam u siebie coś na temat Voldemorta i świata HP 😛

    • Hahaha 😀 No, tak go sobie zaczęłam nazywać na własny użytek, bo już mi się nie chciało w kółko mówić/pisać „Konrad T. Lewandowski” 😉 Zresztą padł w pewnym momencie taki blady strach, że może i niektórzy blogerzy już się boją jego imię wymówić…

      Tak, również byłam zawiedziona, że nie było tam żadnego „szarego” blogera. Bo Kinga, owszem, jest książkową blogerką, ale też doktorantką filologii polskiej, więc – co to za amator? Ja siedziałam z Iloną z Ostatniego Czytelnika pod sceną i wymieniałyśmy cichcem uwagi (cichcem, bo Ilona nagrywała dyskusję na dyktafon). Mówiąc szczerze, jak tego wszystkiego słuchałam to raz chciało mi się szyderczo śmiać, a raz wdać się w burzliwą polemikę 😛 Jednak głosów z sali nie przewidziano… Jak Ilona raz sobie sama głosu udzieliła, to zaraz, po szybkim wysłuchaniu, została, wraz ze swym pytaniem, zignorowana…

  2. Wywodząc się sama z tej literaturoznawczo-filologicznej wersji samej siebie ciągle nie pojmuję, czemu współczesna krytyka literacka, a raczej jej zatwardziali twórcy są tacy zachowawczy.
    Ja rozumiem, że nowe media to jest skomplikowana sprawa, że to nowy świat, który leci z prędkością światła i zamiast myśleć o zwolnieniu rozpędza się do szaleństwa, ale jednak już jest chyba czas, żeby powychodzić z tych kanciap i zrozumieć, że akademickie spojrzenie to nie wszystko.
    Świadczy o tym chociażby fakt, że blogi, zwykłe recenzje gazetkowo-magazynowe czytają tysiące osób i sięgają po polecane książki, a po akademickie pisemka sięgają wyłącznie… akademicy. Wiadomo, cel jest zupełnie inny, bo krytyka akademicka opiera się na zupełnie czymś innym, ale jednak to chyba w tej popularności blogów/vlogów jest właśnie pies pogrzebany. Łatwiej krytykować coś, czego się nie rozumie do końca, co ma zupełnie inny cel, i przede wszystkim coś, co wywołuje strach. Strach przed byciem całkowicie wypartym. Zostawionym w tyle.
    Środowisko akademickie jest bardzo zamknięte i nie dopuszcza do siebie powiewów świeżości. Wolą się kisić. I niestety bardzo na tym tracą – szkoda, bo fajnie byłoby wysłuchać godnej, pozbawionej stereotypów dyskusji.

    • Właśnie, właśnie – i taki postulat też był wniesiony przez Sławka z granice.pl! Ludzie chętnie poczytają krytykę akademicką, tylko chodzi o to, żeby do tych ludzi wyjść! Przykro mi, ale gazety literackie typu „Opcje” czy „Zeszyty Literackie” są czytane przez nielicznych, średnio dostępne i niezbyt znane. Jak przeciętny czytelnik zobaczy w nich w dodatku trudne słowa i będzie musiał siedzieć nad tekstem ze słownikiem wyrazów obcych to na pewno zrezygnuje. To nie jest przyjazne. Te mądre teksty będą tak samo mądre bez skomplikowanych słów, które są albo stosowane bezmyślnie (bez zastanowienia, że można by użyć prostszych bez straty tekstu na jakości) albo z nutką dumy („znam takie mądre słowa, a wy główkujcie o co mi chodziło, a jak wam się nie chce, toście niegodni tego tekstu” – pewnie znasz ze studiów teksty podszyte takim przekonaniem, ja ich trochę przerobiłam).
      Mam wrażenie, że oni nie rozumieją, że nie trzeba wybierać: ilość (czytelników recenzji) czy jakość. Można mieć jedno i drugie!

      Również uważam, że większość akademików się nas boi, bo nas nie rozumie. Nie rozumie, ale nie chce poznać. Nie zna, więc się boi. I koło się zamyka. Łatwo jest kręcić nosem i dyskutować o kimś, nie dopuszczając go do głosu. Niewygodnie by pewnie było, gdyby taki bloger tam był, wypowiedział się merytorycznie, bo wtedy upadłaby teza, że „te blogiery takie głupie i nie wiedzo o czym mówio”.

  3. Nasuwa mi się jeden wniosek po przeczytaniu relacji z tej dyskusji. Akademicy to skończeni idioci, którzy plotą trzy po trzy, byleby coś powiedzieć, a na temat gadają co im ślina na język przyniesie 🙂

    • Jak już pisałam na fejsbuku, nie można ich wrzucać do jednego wora, bo zrobimy im taką samą krzywdę, jak oni nam, równając na siłę blogosferę, ale niestety, przeważały w tej debacie głosy, które świadczyły o totalnej nieznajomości blogosfery książkowej…

  4. Moim zdaniem najlepiej podsumowałaś to stwierdzeniem o nieodrobieniu pracy domowej. To właśnie jest często przyczyną niesnasek na linii akademicy/dziennikarze-blogerzy. Pobieżność w wyszukiwaniu reprezentantów środowiska. To tak, jakbym ja oceniała krytyków literackich na podstawie, hm…redaktorów Fanbooka? W każdej dziedzinie można znaleźć mierności ale także jednostki wyróżniające się kulturą języka i myśli. Sztuką nie jest wytykanie pospolitej większości, bo to pójście nie tyle na łatwiznę, co właściwie zakłamanie rzeczywistości.
    Czytanie przez emocje – cóż, być może w wielu przypadkach tak jest. W końcu czytelnicy szukają również emocji, a osoba, która bez pasji opowiada nawet o najlepszej książce najzwyczajniej w świecie nikogo do niej nie przekona. Jeśli zaś chodziło o kwestię czytania przez emocje ergo dużego nacechowania subiektywizmem to cóż, warto przypomnieć, że coś takiego jak obiektywna opinia nie istnieje. Można, korzystając z narzędzi krytycznoliterackich naukowo zinterpretować i ocenić tekst, jednak komponentu emocjonalnego – własnego podejścia do tego tekstu nie sposób wyłączyć. Można je jedynie zminimalizować.
    Zgadzam się jedynie co do tych działów PR wydawnictw – ale w tym znaczeniu, że faktycznie często ta książka jest rozchwytywana i czytana, i analizowana na potęgę, która ma lepiej zorganizowaną akcję marketingową. Przykład pierwszy z brzegu: Grey. Genialna strategia marketingowa. To przekonanie przypomina mi też trochę o zarzucie przedstawicielki wydawnictwa Claroscuro na targach, pamiętasz? O tym, że blogerzy czytają głownie literackie blockbustery.
    Jeszcze trochę wody w Wiśle upłynie, nim taka dyskusja potoczy się bez animozji i ignorancji ze strony interlokutorów. Choć zawsze cieszy fakt, że rozmowy się toczą. Pozostaje nadzieja, że wraz z rozwojem – profesjonalizacją blogosfery rezultat każdej kolejnej dyskusji będzie napawał większym optymizmem 🙂

    • Fakt, też się cieszę, że już jesteśmy DOSTRZEŻENI jako alternatywa dla krytyki literackiej. Od czegoś trzeba zacząć. Potem może nas oswoją 🙂

      Masz rację, że to „widzenie” tylko miernych blogów to zakłamywanie rzeczywistości. Może „akademicy” po prostu by chcieli, żebyśmy nie byli dla nich żadnym zagrożeniem?

      PS. Bardzo lubię recenzje z emocjami, o ile nie są jedynym wyznacznikiem ocen książek.

  5. Pingback: PoniedziałkowePolecamTO! [odcinek 2] | Obsesja czytania

      • Niestety, największą siłę przebicia mają szafiarki (nie mylić z fachowymi blogerami modowymi, bo są i tacy) i takie, jak to ujęłaś, Kasie co to piszą recki i po dwóch postach domagają się gratisów od wydawców. Nie uważam, bynajmniej, że trzeba być filologiem lub literaturoznawcą, aby prowadzić bloga książkowego. Przecież książki to przede wszystkim emocje, a nie rozkład logiczny zdania. Tylko, na litość wszelkich bóstw, trzeba o nich pisać porządnie. A nie tak jak Kasia Tusk, która polecając książkę na swoim blogu wrzuca dwa zdania z okładki i 10 zdań swojej osoby w różnych pozycjach podczas czytania tejże powieści.

  6. Dzięki za relację, nie byłam (no dobrze, nie wybierałam się nawet, życie ma inne plany) – ale dzięki Tobie wiem mniej więcej jak było.
    Ale tak mi się nasuwa, że od czegoś trzeba zacząć, pierwsze spotkanie nieudane, może będą następne i może obie strony lepiej się przygotują?

    • 🙂 Jak chcesz większej ilości przemyśleń, to Ilona to świetnie opisała, może już widziałaś.

      Byłoby super, gdyby następne (ewentualne) spotkanie było bardziej udane, ale nie mam złudzeń – najpierw „akademicy” muszą przestać do nas podchodzić jak pies do jeża.

  7. Pingback: Druga rocznica bloga | Książkowe światy - moje recenzje książek

Dodaj odpowiedź do blankakatarzynadzugaj Anuluj pisanie odpowiedzi