Autor: Stephen Clarke
Tytuł: Paryż na widelcu. Sekretne życie miasta
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 336
Rok pierwszego wydania: 2010
Tłumaczenie: Hanna Baltyn-Karpińska
Źródło: Wypożyczona z biblioteki
Wyzwanie: Okładkowe love
Mam ambiwalentny stosunek do Francji. Ta romantyczna cząstka mnie marzy o pojechaniu do Paryża, przechadzaniu się starymi uliczkami, zobaczeniu wieży Eiffla, szczególnie zaś fascynują mnie paryskie muzea czy Père Lachaise, na którym pochowane jest wiele osobistości (w tym Jim Morrison). Z drugiej strony, Francuzi wydają mi się bufonowaci, nieprzyjemni i irytujący w swym przekonaniu, że są z jakiegoś powodu lepsi od innych, a nauka ich języka była dla mnie istną katorgą z powodu trudnej gramatyki, w której królowały wyjątki i wyjątki od wyjątków.
Taki mieszany stosunek ma też chyba angielski pisarz, który kilkanaście lat temu przeprowadził się na stałe do Francji. Zaśmiewałam się już do łez przy innych napisanych przez niego tytułach, np. „Merde! Rok w Paryżu”, „Merde! W rzeczy samej”, „Merde! Chodzi po ludziach” czy „Jak rozmawiać ze ślimakiem” – nastawiłam się więc na spazmy śmiechu sięgając po kolejną jego książkę, czyli „Paryż na widelcu”. Jednak nie turlałam się po podłodze, bezskutecznie usiłując stłumić chichot. Co się stało? Clarke „sfrancuział”.
O czym w ogóle jest „Paryż na widelcu”? Nie znajdziemy tu żadnej opowieści prowadzącej nas od a do z. Książka ta jest raczej pewnego typu przewodnikiem po mieście, po jego historii i kulturze. Autor dzieli ją na kilkanaście działów i opisuje dogłębnie, powołując się często na źródła, takie paryskie zjawiska jak metro, układ miasta, jego historię, modę, sztukę, jedzenie, miłość czy seks. Wychodząc od materiałów pisanych, z których czerpie wiadomości, przechodzi potem do własnych doświadczeń i przemyśleń na dany temat. Czytelnik z pewnością odnajdzie w książce przydatne wskazówki na temat tego, jak najłatwiej i najtaniej wynająć mieszkanie, jakich linii metra unikać w godzinach szczytu, co zrobić, by kelner nas obsłużył i dowie się, czemu nietaktem jest zasiadanie do zastawionego do obiadu stołu, gdy mamy zamiar zamówić jedynie kawę. Znajdzie tam również spis wartych uwagi knajp i hoteli, muzeów oraz placów.
Ale… gdzie podziała się ostra jak brzytwa ironia Clarke’a, którą tak lubiłam w serii „Merde”? Znalazłam dosłownie dwa błyskotliwe fragmenty, które świadczą o tym, jakim wrednym Angolem potrafił być kiedyś Clarke.
Szkoda, bo niewybredny humor to coś, za co najbardziej lubię książki tego autora. Zwykle Clarke dostarczał mi tak świetnej rozrywki, że przelatywałam przez jego dzieła jak burza, tym razem jednak było inaczej. Czasem męczyłam się przy książce i musiałam ją czytać małymi fragmentami, by się nie zanudzić. Mimo to było tam sporo ciekawych fragmentów, które pozwoliły mi lepiej zrozumieć Francuzów (ale dalej ich nie lubię).
Dla kogo więc „Paryż na widelcu” będzie dobrą lekturą? Polecam go wszystkim frankofilom oraz ludziom, którzy mają w planach odwiedzić stolicę Francji i poznać również jej sekretną stronę.
4=/6
Pingback: Recenzje od A do Z | Kultura czytania
Haha 😀 No tak – Francja jest cudna, ale Francuzi to już niekoniecznie – sporo wypraw za mną, więc wiem co mówię 😉 Niemniej, polecam Ci kiedyś wyprawę do Paryża – to jest wspaniałe miasto i oczarowuje swoją magią, nawet jak ludzie wokół Ciebie niekoniecznie pasują Ci do tego obrazu romantycznej Francji 🙂 A ile tam jest rzeczy do zobaczenia!!! SZALEŃSTWO!
Ja jeszcze nigdy nie czytałam nic Clarke’a i sama nie wiem, czy się zabierać kiedyś… Mówisz, że „Merde!’ jest fajne? 🙂
Jest fajne, nic ambitnego, ale taka przyjemna lekturka do pośmiania się z różnic między Anglikami a Francuzami. A niektóre sytuacje są naprawdę komiczne 😀
Co do Paryża, to mam nadzieję, że mimo wszystko go kiedyś odwiedzę – tylko NIE MAM POJĘCIA jak ja się tam dogadam, jak nie znam języka, a z tego co słyszę, jak będę mówić po angielsku, w większości przypadków zostanę zignorowana 😉
Kochana, w muzeach nikt Cię nie zignoruje – od tego zależy ich biznes 🙂
W muzeach może i nie, ale trzeba jeszcze gdzieś się zatrzymać, coś zjeść etc. 😛
Ta sama zasada – to jest Paryż, miasto żyjące z turystów z całego świata – stereotypy stereotypami, a rzeczywistość rzeczywistością 🙂 Zdarzają się dupki, ale nie tam, gdzie gościnność oznacza dla nich kasę 😀
Uff, no to jest nadzieja 😀
Przypomniał mi się francuski kolega z roku (tak, studiował polonistykę. Francuz) i jego przemowa: Jadłem kiedyś w Polsce croissant i one są w ogóle bez porównania z francuskimi! Był za słodki i z nadzieniem, taki BŁEEEEEEE! Mówię ci, jak będziesz kiedyś w Paryżu, to musisz koniecznie spróbować PRAWDZIWYCH FRANCUSKICH CROISSANTES! 😀 To tak a propos tego, że wszystko co francuskie jest w mniemaniu Francuza najlepsze 😀
PS. Za to zawsze mnie rozczulał jak zamiast „historia” mówił z francuskim akcentem „ISTORIA” 😀 😀
Nie czytałam nic tego autora, ale raczej sięgnę po serię Merde skoro tak zachwalasz. 🙂 A Francuzi chyba zawsze byli specyficzni, każdy, kto odwiedza Francję mi to powtarza, może kiedyś się przekonam na własnej skórze. 🙂
😀 Taką mają opinię, chyba zasłużenie… A „Merde” owszem, polecam 😀 Jest pięć części, ale ja czytałam tylko trzy, bo reszty nie mamy niestety w bibliotece.
Pingback: Podsumowanie października | Kultura czytania